9 cze 2014

Rozdział XIII cz. 3

Witajcieee! Ponieważ mam ochotę udostępnić to co napisałyśmy już dziś więc robię to teraz nie na weekend.   Taak! "łyśmy" Pragnę poinformować, że od tego rozdziału opowiadanie nie jest tylko moją pracą... Niestety nic więcej nie mogę powiedzieć, bo i tak moje życie teraz wisi na włosku... Ponieważ, osoba, która "obrabia", nie poprawia!, moje opowiadanie to czyta, a jutro się widzimy :D
Wracając do tych powodów...  Kolejnym jest chęć umilenia Wam rozpoczęcia tygodnia nauki... Jeszcze jeden już ostatni... Wiem, że przybyła nam nowa czytelniczka więc to właśnie jej dedykuję ten rozdział :* CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ!!! Komentarz... Dwa... Prooszę :* Przecież i tak się nie trzymam tej zasady z tygodniem przerwy... :D No dobra... Nieważne! Zapraszam do czytania! :*



Kiedy odsunęliśmy się od siebie Niall posłał mi swój promienny uśmiech i otworzył drzwi od strony pasażera. Wsiadłam do środka i dumnym i pełnym wyższości wzrokiem spojrzałam w stronę „kolegów” i „koleżanek” z nowej klasy. Niall usiadł za kierownicą i ruszyliśmy. Po chwili pojawiło się nieuniknione pytanie:
-I jak minął pierwszy dzień nauki w nowej szkole?
-Dzisiaj rozpoczęły się już normalne lekcje. Nauczyciele są całkiem całkiem.
-A koledzy? Koleżanki?
-Hmm... Wiesz, to dopiero drugi dzień odkąd się znamy. Nie można tak szybko kogoś poznać, oceniać itd.
-Rozumiem, ale tak ogólnie to...
Zamilkłam. Biłam się z myślami kłębiącymi się w mojej głowie. A na czele tej walki jedno główne pytanie: „Powiedzieć o całej sytuacji z Patricią czy nie??” Myśl logicznie.. Jakie są pozytywy? Na pewno będzie mi lżej na sercu, może mój ukochany będzie umiał znaleźć jakieś rozsądne rozwiązanie całej tej sytuacji... Więcej pozytywów nie widziałam... Natomiast negatywy same lgnęły do centrum mojej uwagi przepychając się wzajemnie. Nie mam pojęcia do czego zdolne są te dziewczyny. Kiedy się sprzeciwiłam ona już wyciągnęła rękę, by mnie uderzyć, bardzo chciała to zrobić. A co stałoby się, gdybym powiedziała Niall'owi o całym tym incydencie... Aż boję się pomyśleć. Kiedy Blondynek by się dowiedział mógłby zrobić coś „głupiego” jak zrezygnować z trasy koncertowej, a to wiązałoby się tysiącami hejtów fanek One Direction skierowanych w moją stronę. Ta wizja, wystarczyła, bym podjęła ostateczną decyzję. Nic na razie mu nie powiem. Zadzwonię do Werci i porozmawiam z nią na ten temat. Ona powinna umieć mi pomóc. W każdym razie nie poddam się, będę walczyć do końca!
–Lenko?? - Blondynek przypomniał mi o swojej obecności
-Tak ogólnie to moja klasa jest jak każda inna. Są w niej zwariowane osoby oraz te z typu siedzących w lusterku godzinami. A przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. - Próbowałam sprawiać wrażenie wyluzowanej jednocześnie pilnując, by wszystko co mówiłam było zgodne z prawdą.
-No tak, masz rację. Kotek, ja Cię teraz odwiozę do domu i gonię na próbę do chłopaków, ale na 18. postaram się być już u Ciebie.
Oczywiście... Przygotowania do trasy pełną parą... Czyli będę miała cztery godziny na zjedzenie obiadu, spakowanie się na jutro, odrobienie jakichś zadanych już prac domowych. No i oczywiście na wymyślenie planu na dzisiejszy wieczór.
-Kocham Cię, wiesz? - Te słowa przypieczętowały tylko mój wybór. Dodawały nowy zastrzyk energii potrzebnej do czekającej mnie walki, choćby miała mieć tragiczny koniec.
- Wiem... Ja też bardzo, ale to bardzo Cię kocham!
Niall trzymał jedną rękę na kierownicy, a drugą objął moją dłoń. Kiedy tylko dotknął opuszkami palców mojej skóry przeszedł mnie dreszcz. To ta miłość tak oddziaływała między nami, istna magia... Wplotłam palce w jego dłoń i ścisnęłam ją mocno. Tak złączeni ze sobą przejechaliśmy pozostałą drogę aż pod same drzwi mojego domu. Ucałowałam Niall'a na pożegnanie i wysiadłam z samochodu. Udałam się w stronę drzwi wejściowych. Weszłam do środka, zdjęłam buty i bez większego namysłu udałam się do kuchni. Zajrzałam do lodówki, która świeciła pustkami. Postanowiłam jak najszybciej to zmienić. Ze stołu porwałam torbę i portfel, powtórnie włożyłam baleriny i wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi. Miałam sporo czasu, więc postanowiłam udać się do sklepu powolnym spacerkiem. Pogoda tego dnia niczym nie zaskakiwała. Niebo pokryte było szarymi chmurami przesłaniającymi jego błękit niemal całkowicie. Tylko od czasu do czasu świat rozświetlały chwilowe przebłyski promieni przebijających się przez ich gęstą kurtynę. Cała ta niezbyt pogodna aura znowu wywołała kolejną już tego dnia walkę w mojej głowie. A co będzie, jeżeli one jednak coś mi zrobią? Do kogo wtedy zwrócę się o pomoc? Gdzie będą próbowały mnie dopaść? W jaki sposób i co chciałyby mi zrobić? Szczerze mówiąc różnie wyobrażałam sobie nową szkołę, uczniów i wydarzenia z nimi związane, ale nigdy nawet przez myśl nie przeszło mi, że może być aż tak źle. Pomimo mojego oporu w szkole, dopadają mnie kolejne wątpliwości. Łatwo coś postanowić, jednak z realizacją zawsze jest gorzej. Dopiero teraz zaczęła do mnie w pełni docierać powaga całej tej sytuacji. Po pierwsze sprzeciwiłam się Patrici, po drugie siłą rzeczy obraziłam ją, i po trzecie, a najsilniejsze, całowałam się z Niall'em na jej oczach... Nagrabiłam sobie i to bardzo... Obawiam się, że jutro się to na mnie odbije ze zdwojoną siłą. Myśląc o tym uświadomiłam sobie, że stoję już przed drzwiami supermarketu. Na chwilę opuściłam moje wewnętrzne pole walki i zabrałam się za bardziej przyziemne sprawy, a mianowicie za wyszukiwanie odpowiednich produktów. Kiedy stwierdziłam, że to, co uzbierałam, wystarczy mi na calutki tydzień udałam się do kasy. Przede mną stała blond włosa dziewczyna, która właśnie rozmawiała przez telefon. Chwila... Skąd ja znam ten landrynkowy głosik, słodki zapach perfum również wydawał mi się znajomy... Po chwili dziewczyna zakończyła rozmowę i zaczęła szukać portfela w torebce. Kiedy ujrzałam ją z profilu, wszystko stało się jasne... Sophie... Znalazła portfel, zapłaciła za zakupy i szybko opuściła budynek. Nie umiem wyjaśnić dlaczego, ale wydało mi się to podejrzane. Szybko wyłożyłam artykuły na ladę, zapłaciłam, schowałam zakupy do torby i niemal biegiem ruszyłam za Sophie. Przed budynkiem stał czarny, sportowy samochód, a obok niego Blondyna z jakimś wysokim i umięśnionym facetem, który wyglądał na 22 – 23 lata. Cofnęłam się cicho i spoglądałam na nich przez sklepową szybę. Rozmawiali, śmiali się... Niby nic specjalnego, ot spotkanie dwójki znajomych. Już miałam wyjść, gdy nagle zauważyłam, że dziewczyna dała coś mężczyźnie i pocałowała go. Pocałowała go?! Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Narzeczona Herry'ego całuje się z jakimś innym facetem. To chyba mi się tylko przywidziało... Zerknęłam jeszcze raz, by mieć pewność. Niestety to nie była pomyłka. Wciąż stali przed samochodem złączeni w jednoznacznym uścisku... Ale co mnie to może obchodzić? Ta sprawa mnie nie dotyczy. Nie dość mi swoich kłopotów, to jeszcze mam się zajmować problemami Harry'ego? Nie, niech załatwią to między sobą. Przemilczę to... Z takim stwierdzeniem w głowie otworzyłam drzwi i wyszłam. Przeszłam tuż obok nich, a oni i tak nie zwrócili na mnie najmniejszej uwagi. Byli zbyt zajęci sobą. W moim sercu pojawiła się nieodparta potrzeba powiedzenia Harry'emu o tym, co widziałam. To zapewniło kolejne starcie argumentów za i przeciw tego dnia. Przecież nie odzywam się do niego i jakoś nie bardzo chcę to zmieniać. I tak by mi nie uwierzył... Jest zakochany w swojej narzeczonej po uszy i świata poza nią nie widzi. A może to, co widziałam, to po prostu jakaś zwykła pomyłka. Może Sophie ma bliźniaczkę? Albo jakiegoś sobowtóra?? Czemu ja jej bronię??? To na 100% była ona. Chyba trochę szkoda mi Harry'ego. Biedaczek chce się z nią trwale związać, a ona go zdradza... Stop! To nie jest potwierdzone. Jak na razie nikt nie może się dowiedzieć o tym, co widziałam. Jeżeli się okaże, że to nieprawda, to na pewno wyjdę na idiotkę, która nadal jest zakochana w Harrym i  próbuje zniszczyć jego idealny związek. Nie będę do swoich problemów dorzucać teraz obserwacje Sophie. Tak... Muszę mieć w razie czego niezbite dowody, by móc cokolwiek powiedzieć. Szłam powoli ciągle rozmyślając, ale moją zadumę przerwało głośne burczenie mojego brzucha, który najwyraźniej dawał o sobie znać. Zmusiło mnie to do przyspieszenia kroku. Po około 6 minutach byłam z powrotem w mojej kuchni, gdzie zabrałam się za rozpakowywanie torby i chowanie zakupów w odpowiednie miejsca. Postanowiłam, że zrobię sałatkę z kurczakiem i małymi grzaneczkami. Potrzebne składniki pozostawiłam na stole. Kiedy wszystko pozostałe było już uprzątnięte, wzięłam się do pracy. Włączyłam uprzednio radio, by podśpiewując sobie cicho czas zleciał mi szybciej i milej. Kiedy tak podsmażałam kawałki kurczaka i kroiłam pomidory, przyszła mi do głowy pewna myśl. Skończyły się wakacje, rok szkolny się rozpoczął... Tak wiem, odkrycie roku... Ale nie do tego zmierzam. Po prostu wydaje mi się, że moja klasa nie chce mnie zaakceptować taką, jaka jestem... Może ten róż ich odstrasza, a gdybym zmieniła kolor włosów na inny zaczęliby się w jakiś sposób do mnie przyznawać... Wiem, to myślenie do mnie nie pasuje, chcę się zmienić tylko dla poprawienia opinii kilku osób na mój temat, no ale co innego mogę zrobić... Poza tym teraz uświadomiłam sobie, że rzeczywiście ten trochę wściekły róż nie jest zbyt stosowny dla szesnastoletniej uczennicy. No więc jak nie róż, to co? Czarny odpada, to mój naturalny kolor, ale nie jestem z niego zachwycona. Szczerze mówiąc, to gdyby nie te rażące końcówki, to byłoby całkiem przyzwoicie. No, ale blond? Sophie? Patricia? Pomyślą, że chcę się do nich upodobnić albo coś... Z drugiej strony skoro widzę i czuję, że dobrze mi będzie w tym kolorze, to dlaczego mam z niego rezygnować? Ostateczne postanowienie: zrobię i zjem obiad, a następnie do salonu fryzjerskiego marsz! O godzinie 14.50 na stole stała gotowa już sałatka. Wyjęłam talerzyk i nałożyłam sobie odpowiednią porcję. Zniknęła ona w ekspresowym tempie. Schowałam naczynia do zmywarki. Pochwyciłam torebkę, założyłam buty i pędem ruszyłam w poszukiwaniu najbliższego zakładu.  Po 10 minutach moim oczom ukazał się niewielki budynek zagubiony 
gdzieś w ogromie londyńskiej infrastruktury. Nad drzwiami wejściowymi wisiał bardzo tradycyjny, jak na standardy, szyld informujący o świadczonych tu usługach. Weszłam do środka. Od razu do moich nozdrzy doszedł ten jakże charakterystyczny dla tej profesji zapach niosący ze sobą zmieszane wonie wszelkiego rodzaju szamponów, odżywek i rozmaitych lakierów do włosów porozstawianych na odpowiednich pułkach znajdujących się pod przeciwległą ścianą pomieszczenia. Wszystko zdawało się takie zorganizowane, wszystko idealnie komponujące się w całość jak jedna wielka układanka. Dopiero po chwili zauważyłam nowoczesność tego salonu.  Ściany pokryto piaskowymi odcieniami idealnie się ze sobą zlewającymi. Na nich wisiały różnobarwne ekspresje, które hipnotyzowały swoją głębią kolorów i cieni. Wisiały one na przemian z podłużnymi lustrami ozdobionymi pozłacanymi ramami. W głębi pokoju znajdowały się fotele dla oczekujących klientów. Kontrastowały one z resztą, pomieszczenia ożywiając je i nadając całości lekko zadziornego charakteru. Nie sposób było nie zauważyć także nowoczesnego, profesjonalnego sprzętu poczynając od najróżniejszych szczotek i grzebieni, idąc przez specjalne nożyce fryzjerskie, a skończywszy na ogromnych suszarkach. Dobrze wyposażony ten salon. O dziwo nie było wielkiego tłoku. Na jednym fotelu siedziała jakaś pani, a fryzjerka suszyła jej włosy.
–Dzień dobry. Przepraszam, czy mogłaby mnie pani przyjąć?
-Dzień dobry słonko. A co chciałabyś zrobić z tak pięknymi włosami? - Spytała z uśmiechem na twarzy kobieta, jak na moje oko mająca jakieś 40 lat.
-Stwierdziłam, że blond będzie do mnie lepiej pasował.
-Chyba masz rację. Siadaj na fotelu, a ja zaraz się za Ciebie zabieram.
Usiadłam tam, gdzie mi wskazała, a fryzjerka stanęła w drzwiach prowadzących zapewne na zaplecze i krzyknęła:
–James, chodź tutaj!
Zza futryny wyłonił się wysoki, przystojny, prawdopodobnie dziewiętnastoletni chłopak. Miał kruczoczarne, ścięte na krótko włosy, ale bardzo ciekawie wystylizowane.
–Słucham? - Jego głos był taki niesamowity, aksamitny, a uśmiech taki zniewalający... Nie żebym się jakoś miała od razu zakochać, ale stwierdziłam, że jest ładny. Jak się domyślałam, był to syn tej fryzjerki.
-Kochanie, mógłbyś dokończyć za mnie suszenie tej pani? A ja zajęłabym się tą ślicznotką, - Na mojej twarzy pojawił się ogromny rumieniec...
Chłopak spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. No tak. Ma się z czego śmiać... Nie dość, że różowe włosy, to teraz jeszcze i twarz. Taka ze mnie ślicznotka... James podszedł do kobiety, odebrał suszarkę i zabrał się kończeniem suszenia. Fryzjerka natomiast zajęła się mną. Jej ręce były takie delikatne, że mogła sobie robić z moimi włosami co chciała, jak ja uwielbiam to uczucie... Zamknęłam oczy i zanim się obejrzałam minęły dwie godziny. Kobiety już nie było, natomiast jej syn siedział z tyłu na pufie i coś oglądał. Kiedy podziękowałam i zapłaciłam fryzjerce, chłopak podniósł się i stanął przy drzwiach. Otworzył mi je kulturalnie wręczając przy okazji jakąś małą karteczkę. Znajdował się na niej numer z dopiskiem: „Może poszłabyś ze mną na kawę?”. Uśmiechnęłam się. Wyjęłam telefon i zapisałam numer w kontaktach. Mimochodem spojrzałam na godzinę. Okazało się, że pozostało mi tylko 15 minut do przyjazdu mojego Słoneczka, więc puściłam się biegiem do domu. Wpadłam do środka jak torpeda. Dosłownie trzy minuty 
później usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Gdy Niall mnie zobaczył „opadła mu szczęka”.
–Wiesz... W tych różowych włosach naprawdę wyglądałaś pięknie, ale teraz to już przeszłaś samą siebie. Wyglądasz nieziemsko!
-Dziękuję Misiu. Wejdź do środka.
Zamknął drzwi i wpił się w moje usta. Przyparł mnie do ściany, a ja wplotłam swoje palce w jego miękkie włosy. Z każdym spotkaniem czułam, że zakochuję się w nim na nowo... Przestaliśmy dopiero wtedy, gdy zabrakło nam tchu. Po chwili odezwała się również natura mojego kochanego Głodomorka. W końcu przez cztery godziny nic nie robili poza ćwiczeniem. Nałożyłam mu przygotowanej uprzednio przeze mnie sałatki i zaprosiłam go do kuchni. Usiadł przy stole, a ja zajęłam miejsce naprzeciwko. Zapatrzyłam się w Niall'a i po chwili uświadomiłam sobie, że staliśmy się „blondi parą” Na samą myśl o tym wybuchnęłam homeryckim śmiechem. Horanek popatrzył na mnie tak, jakbym zwariowała, a ja nie mogłam się opanować. Dopiero po kilku minutach, gdy łzy ściekały mi po policzkach i strasznie bolał mnie brzuch przestałam.
–Kotku, czy wszystko w porządku?
-W jak najlepszym. A wiesz, że jesteśmy teraz „blondi parą”? - Powiedziałam i znowu zaczęłam chichotać.
-No faktycznie... Musimy to koniecznie uwiecznić i udostępnć. - Powiedział z uśmiechem...
Zanim jednak przystąpiliśmy do sesji, mój Blondynek zjadł jeszcze dwie dokładki sałatki. Kiedy wreszcie Głodomorek się najadł, poszliśmy do mojego pokoju i rozpoczęliśmy sesję. Z blisko 150 zdjęć wspólnie wybraliśmy najładniejsze. Niall wrzucił je na Twittera z podpisem „Blondi Para”.
Wykończona tym pozowaniem i nieustannym uśmiechaniem położyłam się na łóżku, a Niall zajął miejsce obok mnie. Jedną ręką podpierał swoją głowę, a drugą położył na moim brzuchu i delikatnie przesuwał po nim swoje opuszki palców niczym piórko. Przez chwilę zastanowiłam się, czy mam powiedzieć mu o tym chłopaku z salonu fryzjerskiego, ale stwierdziłam, że to nie jest takie istotne... Poza tym jeszcze nie wiem, czy w ogóle do niego napiszę. Teraz postanowiłam całkowicie oddać się tym cudownym pieszczotkom, którymi powinnam cieszyć się całym sercem, ponieważ już za dwanaście dni będę musiała się z nimi rozstać aż na 4 tygodnie...


Czekajcie na rozdział XIV, w którym pojawi się wspomniana wcześniej Nadia... Pozdrawiam... <3 :**

Milenka Lis! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz