18 cze 2014

Rozdział XIV

Hej Mysie! Z okazji tego, że jutro rozpoczyna się dłuugi weekend i będziecie miały więcej czasu na czytanie i pisanie komentarzy postanowiłam zrobić Wam niespodziankę i wstawić kolejny rozdział... Więc bez większego rozpisywania się. Rozdział XIV dedykuję wszystkim czytelniczkom! W zamian za dedykację proszę o komentarze! CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ!!! No, a teraz miłego czytania życzę...

KLIK!

 Z błogiego snu wyrwał mnie słodki zapach, który mile drażnił mój nos i spowodował ciche burczenie w moim brzuchu. Z wielkim ociąganiem opuściłam swoje wygodne łóżko i powoli zeszłam do kuchni kierowana nasilającą się wonią. Kiedy weszłam do pomieszczenia ujrzałam mojego chłopaka stojącego przy kuchence. Podeszłam po cichu i z zaskoczenia wtuliłam się w niego. Odwrócił się i spojrzał na mnie, po czym delikatnie musnął moje wargi.
–Dzień dobry. Jak się spało?
–Witaj słoneczko. Wspaniale. Co tak ślicznie pachnie?
-Naleśniki czekoladowe dla mojej Księżniczki.
–Że co?? Nawet ja nie umiem przyrządzić takiego specjału.
–Jak ktoś jest wiecznie głodny, to wszystko potrafi robić. - Odparł ze śmiechem.
–To ja idę się ubrać i za chwilkę wracam.
Powróciłam do pokoju, wybrałam ubrania i poszłam do łazienki.  Tam przebrałam się, zrobiłam makijaż. Potem znów zeszłam na dół. Na stole stały już porozkładane talerze z nałożonymi naleśnikami. W szybkim tempie spałaszowałam swoje, ponieważ okazało się, że nie pozostało mi zbyt wiele czasu. Pochwyciłam spakowaną wcześniej torbę i razem z Niall'em wyszłam z domu. Zakluczyłam go i po chwili znalazłam się w samochodzie z moim Blondynkiem. Jechaliśmy dość szybko, bym zdążyła na czas. Droga zleciała nam w mgnieniu oka, nie miałam w zasadzie okazji nacieszyć się obecnością mojego ukochanego. Niestety, w końcu budynek szkoły pojawił nam się przed oczami, a to oznaczało tylko jedno... Rozłąkę... Nie chciałam tam iść. Bałam się co przyniesie kolejne spotkanie z Patricią. Ucałowałam Niall'a w policzek i z rezygnacją wysiadłam. Pomachałam mu jeszcze przez szybę i oddaliłam się w stronę szkoły. Dzisiaj nie miałam już problemu z odnalezieniem odpowiedniej sali. Po chwili zauważyłam najbliższe wolne miejsce obok jakiejś dziewczyny. Miała piękne, długie, subtelnie pofalowane włosy w kolorze ciemnego, złocistego miodu. Na świat spoglądała szaro-niebieskimi oczami. Była szczupła i taka naturalna, czym wyraźnie różniła się od reszty klasy.
–Cześć. Czy mogłabym usiąść obok ciebie? - Podeszłam i spytałam nieśmiało.
–Witaj. Jasne. - Posłała mi promienny i pokrzepiający uśmiech. Wiedziałam, że to ten kolor włosów... Zmieniłam go i już ktoś się do mnie uśmiechnął i odezwał... Jednak to „szata” zdobi człowieka wbrew temu, co powszechnie się mówi. Nie mogłyśmy dłużej porozmawiać, ponieważ do sali weszła nauczycielka i wszystkie szmery i głosy ucichły. Kolejne 45 minut zleciało mi równie szybko, co wcześniejsza podróż samochodem. Była to historia, a przedmioty humanistyczne wprost uwielbiam. Zadzwonił dzwonek i wszyscy z wielką radością opuścili salę.
Ja schowałam się w łazience i przeglądałam coś w telefonie. Przypadkowo natrafiłam na numer James'a. Przypomniałam sobie wczorajszą sytuację sprzed drzwi salonu fryzjerskiego. Hmmm... W sumie to mogłabym się z nim umówić na kawę. Przecież to nie będzie randka, a na pewno Niall będzie miał próbę, więc muszę znaleźć sobie jakieś plany na popołudnie. Wstukałam treść SMS-a: „Cześć! Tu Różowowłosa z wczoraj :D Zgadzam się na kawę. Pasuje ci 16.30?” Jeszcze trochę wahałam się przed naciśnięciem klawisza z napisem „Wyślij”, ale po dłuższej chwili pojawiło się powiadomienie o pomyślnym nadaniu wiadomości. Niedługo czekałam na odpowiedź, a brzmiała ona tak: „Heej! Oczywiście! Podaj mi adres, a ja po ciebie przyjadę... ;)”. Nie byłam pewna z tym adresem. A co, jeżeli się okaże, że to jakiś złodziej albo jeszcze coś gorszego? Odesłałam: „Może ja przyjdę pod salon i pojedziemy już razem do jakiejś kawiarni?” Odpowiedź znów przyszła w trybie natychmiastowym: „Jak wolisz ;)”. Odpisałam tylko, że jesteśmy umówieni i w tym właśnie momencie zadzwonił dzwonek oznajmiający początek drugiej lekcji. Nieszczęsna matematyka dłużyła mi się niemiłosiernie. Na tablicy nie wiadomo jak ani dlaczego powstawały tak skomplikowane obliczenia, że aż głowa bolała od samego patrzenia, a co mówić o ich samodzielnym rozwiązywaniu. Tym bardziej, że głowę miałam zajętą rozmyślaniem o problemach typu „W co się ubiorę” i „Jak będzie przebiegało nasze spotkanie”. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie James'a z suszarką w dłoni. Do rzeczywistości przywrócił mnie głośny dźwięk dzwonka, a także zbliżający się do mnie znajomy głos. Lekko odwróciłam się w prawo i zauważyłam zbliżającą się „Trójcę” zmierzającą w moją stronę... Wstałam z ławki i szybkim krokiem opuściłam salę. Usłyszałam za sobą piskliwy głosik Patricii:
–Nie uciekaj... I tak w końcu cię znajdziemy i zrobimy to, co mamy zrobić...
–Nie rozumiem, znowu...
–Przecież miałaś zerwać z Niall'em, a my co widzimy dzisiaj na okładce?
–No co widzicie?
–To widzimy! - Rzuciła mi pod nogi gazetę.
–Ja jej nie podniosę... Jeżeli tak ci zależy, żebym zobaczyła jakiś tam artykuł, to podaj mi ją kulturalnie i po ludzku...
Przez dłuższy czas stała i patrzyła na mnie mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Widać było, że resztkami sił powstrzymuje się od rzucenia się na mnie i powyrywania mi włosów. W końcu wycedziła przez zęby do jednej ze swoich „przybocznych”:
–Liv, podaj JEJ gazetę! - Dziewczyna posłusznie schyliła się i podała mi ją.
–Dziękuję ci bardzo Liv - Uśmiechnęłam się do niej, a ona popatrzyła na mnie tak, jakbym zrobiła coś tak głupiego, że aż wstyd pomyśleć. Spojrzałam na gazetę. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie przedstawiające Niall'a i mnie zrobione wczoraj, a pod spodem tytuł napisany wielkimi literami: „Para idealna!”. Treść dotyczyła nas, naszego sposobu bycia razem, wspólnego spędzania wolnego czasu czy dzielenia obowiązków z życiem prywatnym.
–No i? - Spytałam.
–Radziłabym ci przestać, bo sobie tak nagrabisz, że w piątek sama siebie nie poznasz..! - Ostatnie słowa prawie wykrzyczała.
–Nie wiem co ty sobie wyobrażasz... Że jeżeli mnie pobijesz, to Niall mnie zostawi i zakocha się w tobie? Otóż nie. Nawet jeżeli mnie zabijesz, to tak nie będzie... Wątpię, żeby Niall związał się z morderczynią, która ma na sumieniu jego ukochaną.
Dziewczyna bez słowa odeszła. A ja dopiero teraz zaczęłam się telepać ze strachu. Nie wiem skąd biorę odwagę, by jej się postawić. Dopiero teraz docierają do mnie słowa, które wypowiedziałam... A co będzie, jeżeli ona naprawdę posunie się do takiego kroku? Nie! Nie myśl o tym... Co ma być, to będzie... Nic z tym nie zrobię... Jestem bezradna... Miałam ochotę urwać się z lekcji, ale to nie byłoby stosowne drugiego dnia w szkole. Niechętnie poszłam na dalsze zajęcia. Po tej konfrontacji z Patricią w ogóle nie mogłam się skupić na lekcjach, tym bardziej, że otrzymałam SMS-a od Niall'a, że nie będzie w stanie mnie dzisiaj odebrać, bo mają bardzo ważną próbę z managerem czy coś... Po kilku godzinach udręki ostatnia lekcja dobiegła końca. Szybko spakowałam swoje rzeczy i wybiegłam z klasy jeszcze przed nauczycielem chemii. „Wyleciałam” z budynku i całą drogę przebiegłam wylewając łzy na wiatr. Nie wytrzymałam. Może i przed Patricią mogę być silna, ale kiedy jej nie ma coś we mnie pęka... Strasznie się jej boję... Nie wiem co mam robić. Nie mam nikogo z kim mogłabym się tym podzielić. Wczoraj chciałam się dodzwonić do Werki, ale nie odbierała telefonu. Jestem sama... Pomimo, że mam trzech przyjaciół i chłopaka, jestem sama z tym problemem. Po jakichś dwudziestu minutach biegu zdyszana i zapłakana otworzyłam drzwi. Schowałam się do środka. Oparłam się o ścianę, po czym osunęłam się po niej na posadzkę.  Ukryłam twarz w dłoniach. Nie mam siły! Nie dam rady sprzeciwić się po raz kolejny. Zrozpaczona pobiegłam do swojego pokoju i  zaczęłam czegoś szukać w szufladzie. Jest! Moim oczom ukazała się dawno już schowana mała żyletka. Wzięłam ją i usiadłam na łóżku. Wpatrywałam się w tę małą rzecz rozmyślając. Jeśli to zrobię, nie będę się skupiała na strachu, tylko na bólu zewnętrznym. Niewątpliwy plus. Przyłożyłam żyletkę do nadgarstka. Za chwilę wszystko się skończy. Już miałam zrobić pierwsze nacięcie, gdy nagle przed oczami stanęła mi twarz Niall'a. To ja po to walczę, po to się stawiam w szkole, żeby teraz ryzykować swoje życie, swoje szczęście, tylko po to, by na chwilę sobie ulżyć? Rzuciłam żyletkę w kąt i znów po policzkach zaczęły mi spływać potoki słonych łez. Jeżeli mam walczyć, to do końca... Nie mogę się poddać! Nie mogę upaść tak nisko! Ale jest tak ciężko, kiedy dookoła niby tyle przyjaciół, a nie mogę im powiedzieć niczego ze względu na ich dobro... No dobra, trzeba się ogarnąć. Jest 15.40, a na 16.30 mam być w salonie. Wzięłam kilka głębokich oddechów i  wstałam. Stanęłam przed szafą i po długim namyśle zdecydowałam się na to KLIK. i poszłam do łazienki. W lustrze ujrzałam straszny obraz: rozmazane oczy, tusz spływający po policzkach, nos czerwony... Strach się bać. Przemyłam twarz zimną wodą i zaczęłam się przebierać. Kiedy ubrania miałam już na sobie, pomalowałam się delikatnie i zeszłam na dół. Założyłam baleriny, wzięłam torebkę i byłam gotowa. Wyszłam z domu, zamknęłam drzwi na klucz i powoli udałam się do salonu. Dotarcie na miejsce zajęło mi tyle samo czasu co poprzednim razem. Przed szklanymi drzwiami stałam pięć minut przed czasem. O umówionej godzinie otworzyły się i z salonu wyszedł James. Wyglądał nieziemsko. Ubrany był w dżinsowe spodnie i marynarkę wykonaną z tego samego materiału, spod której przebijała się biała koszulka.
Cześć. No więc jestem James Henderson, a ty się nazywasz..?
–Milena Lis. Dla przyjaciół Lena.
–Bardzo miło mi cię poznać.
–Mnie również.
–Zapraszam... - Wskazał mi czarnego Astona Martina 
Otworzył mi drzwi od strony pasażera i zamknął je za mną jak prawdziwy dżentelmen, po czym usiadł za kierownicą i bez słowa ruszyliśmy. Po niecałych dziesięciu minutach znajdowaliśmy się w jakiejś kawiarence. Było to bardzo ciepłe i przytulne pomieszczenie. Atmosfera okazała się przyjemna, aż chciało się wejść do środka i nią rozkoszować. Zajęliśmy miejsca przy wolnym stoliku, a po chwili znalazła się przy nas kelnerka.
–Dzień dobry. Co podać?
-Dwie caffe latte i dwie szarlotki. - Odparł.
–Oczywiście, już zaraz przyniosę.
James popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
–Myślę, że nie masz mi za złe, że zmówiłem za ciebie?
–No coś ty... - Odparłam z uśmiechem.
–Ach! Zapomniałbym. Mam coś dla ciebie.
–Dla mnie? Ale przecież...
–Ćśsiii, nic nie mów. Tylko poczekaj, bo mam to w samochodzie.
Wyszedł zostawiając mnie kompletnie osłupiałą.
 Jaki prezent? O co w ogóle chodzi? Nie minęły dwie minuty, a dziewiętnastolatek znów znalazł się
naprzeciwko mnie. Podał mi czarną teczkę. Otworzyłam ją powoli, a moim oczom ukazał się portret... Chwila! Czy on aby nie przedstawia mnie?! Wpatrywałam się w niego i nie mogłam uwierzyć, że ktoś może mieć taki talent... Idealnie zachowane proporcje, dokładne odwzorowanie cieni. No po prostu boskie!
–Czy to ty jesteś autorem?
-Tak, kiedy siedziałaś na fotelu w salonie, zainspirowałaś mnie. Miałem takie natchnienie. Po raz pierwszy od półtora roku wziąłem ołówek do ręki.
-Ale czemu? Przecież ty powinieneś zająć się tylko i wyłącznie rysowaniem. Jesteś do tego stworzony!
-Ja to wiem, ty też tak twierdzisz, ale moi rodzice twierdzą inaczej. Oni chcą, żebym utrzymał rodzinny interes.
-Musisz zaryzykować! Powiedzieć im, że chcesz robić to, co kochasz. Przecież nawet ślepy zauważyłby profesjonalizm w twoich dziełach.
-Oni nie liczą się z moim zdaniem... Jak postawią na swoim, to tak ma być...
-Pomogę ci. - Odparłam bez głębszego zastanowienia. - Narysuj jeszcze kilka takich wspaniałych obrazów i wtedy się spotkamy w salonie. Oni muszą zobaczyć, że tym właśnie się pasjonujesz... Poprę cię.
-Naprawdę?? Mogłabyś to zrobić?
-Jedynie tak mogłabym się odwdzięczyć za ten wspaniały prezent. - Uśmiechnęłam się.
W tej chwili przyszła do nas kelnerka z naszym zamówieniem. Powoli jedliśmy i piliśmy kawę. On opowiadał o sobie, ja o sobie... I tak mijały minuty, a nawet godziny. W pewnym momencie przerwał nam dzwonek mojego telefonu.
–Przepraszam. Muszę odebrać.
-Rozumiem.

Halo?... Jestem w kawiarni... Będę za jakieś 15-20 minut. Później ci wszystko wytłumaczę... No papa... Ja ciebie też...

–Bardzo cię przepraszam, ale mój chłopak się o mnie martwi, czasami aż za bardzo.
-Nie ma sprawy. - Odparł trochę zrezygnowanym głosem. - Może cię odwiozę?
-Jeżeli byłbyś tak miły...
Teraz wiem, że jest godny zaufania. Podałam mu adres. Jechaliśmy wciąż rozmawiając i śmiejąc się. Droga do domu zajęła nam ok. 20 minut. Kiedy wysiadłam podziękowałam jeszcze raz za zaproszenie na kawę i prezent. On obiecał, że postara się narysować jeszcze kilka obrazów w ciągu najbliższego tygodnia i wtedy do mnie zadzwoni. Pożegnałam się z nim i poszłam do domu. W środku zrzuciłam buty i skierowałam się w stronę pokoju. Zerknęłam na zegarek. Wskazywał godzinę 17.50. Usiadłam w fotelu i zaczęłam  przepakowywać torbę. Spojrzałam na plan i zabrałam się za odrabianie lekcji. Nie zdążyłam dokończyć ostatniego zadania, bo do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka do drzwi. Pobiegłam otworzyć. W progu stał Niall... Nic nie mówił... Wpuściłam go do środka i bez słowa poszliśmy do salonu. Jeszcze nigdy Niall tak długo się nie odzywał w moim towarzystwie... Szczerze mówiąc trochę się bałam... Usiedliśmy na kanapie. Po chwili Niall wziął głęboki oddech.
–Gdzie byłaś po szkole? - Spytał niby spokojnym głosem, ale kiedy przebywa się z nim praktycznie non-stop przez dwa miesiące, to można wyczuć nutkę zdenerwowania w jego głosie...
-W kawiarence. - Odparłam zgodnie z prawdą,
-Z kim?
-Z kolegą.
-Aha. Z kolegą? A jeżeli można wiedzieć, to ile ten kolega ma lat, skoro już jeździ samochodem? - Coraz bardziej się denerwował. Czyżby był zazdrosny?
-Ma 19 lat... Niall, o co ci chodzi? Przecież sam chciałeś, żeby znalazła sobie przyjaciół...
-Tak, ale mówiąc to miałem na myśli jedną lub dwie koleżanki z klasy, a nie dziewiętnastoletniego chłopaka! - Wstał gwałtownie.
-Uspokój się. Umówiłam się z nim tylko na kawę... Porozmawialiśmy i nic więcej. Obiecałam mu, że pomogę mu w przekonaniu jego rodziców, że ma talent do rysowania i nie powinien go marnować w salonie fryzjerskim.
-Przepraszam... Przepraszam, że się czepiam... Masz prawo umawiać się z kim chcesz i kiedy chcesz... Nie mogę cię kontrolować tylko dlatego, że jestem twoim chłopakiem... Powinienem ci bezgranicznie ufać... Jestem idiotą...
-Niall, nie jesteś idiotą... Też bym się zdenerwowała, gdybym zobaczyła cię z inną dziewczyną. Kocham tylko ciebie! Nikt i nic tego nie zmieni.
-Jeszcze raz przepraszam... - Powiedział ze smutkiem i ulgą. Nic nie odpowiedziałam, tylko podeszłam do niego i wtuliłam się w jego umięśniony tors. W moich oczach stanęły mi świeczki. Przez głowę przeleciało mi kilka obrazów:  Patricia, szantaż, żyletka... W końcu nie wytrzymałam i ponownie tego dnia dałam upust emocjom poprzez łzy.
-Lenko... Co się stało??
-Nic, nic... Po prostu mam jakieś rozstrojenie emocjonalne... Zaraz przejdzie.
Niall mocniej mnie objął i pogłaskał mnie po głowie. Odsunął się ode mnie i usiadł na kanapie, a ja położyłam się tak, że swoją głowę miałam na jego kolanach. Siedzieliśmy tak w ciszy. On głaskał mnie delikatnie po włosach, a ja wpatrywałam się w jego niebieskie tęczówki. Przy nim czułam się tak dobrze, tak spokojnie... Zamknęłam oczy. Jego dotyk sprawił, że odpłynęłam w barwną Krainę Snów.

Życzę Wam udanego długiego weekendu! A, że przed zakończeniem roku już raczej nic nie dodam to życzę Wam wysokich średnich, świadectw z wyróżnieniem i nagród książkowych lub innych! Żeby Wasze wakacje zaczęły się szczęśliwie...!!!

Kocham i pozdrawiam!
                                                                                                                             Milenka Lis!!! <3 :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz