20 gru 2014

Rozdział XLV - EPILOG

* 4 lata później*
*Lena* Włącz (jeśli chcesz) 

Już cztery lata minęły od tego cudownego dnia... Czas nieubłaganie ucieka... Ale dziś mam po prostu ochotę usiąść i powspominać. Tak też zrobiłam... Weszłam po cichutku do pokoiku mojego dwuletniego synka i usiadłam na krzesełku obok jego łóżeczka. On jest taki podobny do Niall'a. Te same blond włoski, te same błękitne oczęta... Może rzeczywiście każda matka uważa, że jej dziecko jest najpiękniejsze na świecie... Uśmiechnęłam się, zamknęłam oczy i wróciłam pamięcią cztery lata wstecz...

*wspomnienie*
Ostatnie, ale najbardziej pracowite dwa miesiące przed nami... Wreszcie skończyłam szkołę i mogę zająć się szukaniem pięknej sukni ślubnej, wybieraniem dekoracji na salę, rozsyłaniem zaproszeń... Tak to wszystko jeszcze przede mną, ale nie przejmuję się tym... Wręcz przeciwnie... Jestem taka szczęśliwa jak nigdy dotąd... A w dodatku nie jestem sama... Mam Niall'a i dwóch przyszłych świadków, a mianowicie Nadię i Liam'a... Czasami miałam wątpliwości... Wydawało mi się, że to za wcześnie... Że jestem za młoda na małżeństwo... Że to co się stanie może zniszczyć zespół, ale wtedy przybywał Niall i mówił, że wszystko będzie dobrze, a ja mu wierzyłam... I tak było już cały czas... No a wracając do przygotowań... Pierwszego dnia wakacji spotkaliśmy się całą czwórką i ustaliliśmy jaki jest plan działania, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik przed sierpniem... Długo kombinowaliśmy, a kiedy wydawało nam się, że już jest dobrze to któreś z nas przypominało sobie o czymś ważnym i cały plan trzeba było układać od nowa...Dopiero po kilku ładnych godzinach wiedzieliśmy co i jak... Najpierw postanowiliśmy udać się na zakupy. To znaczy... Nazajutrz Niall z pomocą Liam'a miał poszukać odpowiedniego garnituru, a ja wraz z Nadią i Weroniką idealnej sukni... I tak zaczęliśmy wcielać plan w życie... Następnego dnia we trzy udałyśmy się do pierwszego salonu sukien ślubnych... Kiedy tam weszłam po prostu oniemiałam... Zawsze, nawet gdy byłam mała kiedy przychodziłam obok takich salonów i widziałam przez szybę te piękne suknie zapierało mi dech w piersiach, a teraz... Sama będę przymierzać te cudeńka... Możecie wierzyć lub nie, ale miałam łzy w oczach... Podeszłyśmy do ekspedientki i powiedziałyśmy jakiej sukienki poszukujemy... Delikatnej, skromnej, bez wielu dodatków i falbanek... Nie chciałam wyglądać jak jakaś beza. Kobieta zaprowadziła nas do pomieszczenia, gdzie były idealne suknie dla mnie. Chodziłyśmy, oglądałyśmy, a ja nie potrafiłam wybrać... Każda miała w sobie to coś... Po dłuuugim czasie w końcu zdecydowałam się przymierzyć jedną z nich... Ekspedientka pomogła mi ją zdjąć po czym udałam się do przymierzalni. Dobrze, że w dniu ślubu będzie pomagać mi Nadia... W takim stresie zaplątałabym się w długie, białe tiule... No w końcu udało mi się ją założyć... Przejrzałam się w lustrze... Czy to naprawdę ja?? Nie sądziłam, że będę wyglądać aż tak... niesamowicie... Ostrożnie wyszłam z przymierzalni. Dziewczyny na mój widok, aż otworzyły usta...
- Czy... Czy ona była specjalnie dla Ciebie szyta? - spytała Weronika, a ja zaśmiałam się tylko i pokręciłam głową na znak, że nie...
- Ale tak wygląda... A jak się w niej czujesz? - tym razem pytanie zadała Nadia...
- Wspaniale! - niemalże krzyknęłam ze szczęścia...
- No to cudnie... Oby dalej poszło nam tak samo szybko...
Zdjęłam suknię i założyłam swoje ciuchy... Teraz dopiero zaczęły się schody... Musiałam wybrać odpowiedni welon, rękawiczki, biżuterię, buty... Cały dzień chodziłyśmy po różnych sklepach, ale! Miałam caluteńki strój na wesele.
Podczas kolejnych dni też się nie nudziłam... Razem z Niallem, Nadią i Liam'em pojechaliśmy  ponownie zobaczyć wybraną salę i kościół w celu dobrania odpowiedniego wystroju. Tu w dużej mierze pomogła Nadia, która jest wspaniałą dekoratorką wnętrz... Głównie to ona i Niall rozmawiali z firmą zajmującą się strojeniem sali. Oczywiście konsultowali wszystko ze mną i to ja miałam podejmować ostateczną decyzję, ale ani razu się nie sprzeciwiłam... W głowie już miałam obraz przystrojonej sali. Ogólna kolorystyka miała być biało - bordowa. Wszędzie balony w kształcie serc... Stoły przykryte białymi obrusami, a na każdym piękne bukiety, krzesła przystrojone białym i bordowym materiałem... A nad naszymi miejscami dwa ogromne bordowe serca... Tak to jest to! Kościół również będzie w takich kolorach... Bordowy chodniczek prowadzący do ołtarza... Ławki przystrojone białym tiulem i kwiatkami w tym samym kolorze... Krzesła dla pary młodej przykryte kremowym materiałem... To był następny obraz w mojej głowie... Ach... A to już za niecałe dwa miesiące...Kiedy to mieliśmy już gotowe w spokoju mogliśmy zająć się wypisywaniem zaproszeń. Tutaj wykazali się Weronika, Nadia i Liam... Wprawdzie ja też pomagałam, ale oni robili to sprawniej i o wiele ładniej ode mnie... Kiedy ja brałam do ręki długopis zaczynała mi się trząść ręka i wpisanie dwóch imion i nazwisko stanowiło dla mnie nie lada wyzwanie... Zajęło nam to dwa dni... Muszę przyznać, że lista, którą ustaliliśmy już wcześniej była spora. Wszyscy znajomi z Londynu, rodzina Niall'a z Irlandii, moja mama i Chris, no i moi znajomi z Polski: Natalia, Piotrek oraz państwo Lis... Długo się zastanawiałam nad tym czy ich zaprosić... Analizowałam wszystkie za i przeciw, ale w końcu doszłam do wniosku, że mimo tego iż mnie okłamali powinni zostać zaproszeni... Przecież to oni przez 16 lat mnie wychowywali nieprawdaż? Dlatego właśnie postanowiłam wysłać im zaproszenie...
Tydzień przed ślubem wszystko było dopięte na ostatni guzik... Stroje wisiały w szafach, o salę i kościół już nie musieliśmy się martwić, zespół i kamerzystę też już "załatwiliśmy". Teraz tylko czekać na ceremonię... Oczywiście nie obyło się bez wieczoru kawalerskiego i panieńskiego... Muszę przyznać, że nigdy jeszcze się tak nie bawiłam.. A to wszystko dzięki Nadii i Weronice - moim najlepszym, najukochańszym przyjaciółkom.
Włącz koniecznie!
No i nastał ten dzień! Ten wymarzony, upragniony szesnasty sierpnia... Przez całą noc nie zmrużyłam oka... Od 6.00 rano biegam z pokoju do pokoju i wyczekuję Nadii... Weronika też już nie śpi. Siedzi w kuchni i robi śniadanie... Ogarnął mnie taki stres, że nie jestem w stanie zrobić nic... Zaczyna mnie powoli boleć głowa i mam nudności. Tak! To na pewno jest stres! Dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć. To była Nadia.
- Witam najpiękniejszą pannę młodą na świecie! - powiedziała rozpromieniona. Uśmiechnęłam się blado, powiedziałam zwykłe cześć i wpuściłam ją do środka...
- Jadłaś już śniadanie? - spytała kiedy tylko weszła, a ja pokręciłam przecząco głową... - OK. No więc Kochana... Siadasz sobie teraz na kanapie, odprężasz się, a ja zaraz przyniosę Ci coś do jedzenia...
- Ale jak ja mam się odprę... - nie dokończyłam, bo zaraz mi przerwano.
- Lena! Kochasz Niall'a! On kocha Ciebie! Dzisiejszy dzień ma być dla Ciebie najwspanialszym dniem w Twoim życiu! Nie masz się czym stresować... Masz nas... - na te słowa przytuliłam ją i zgodnie z poleceniem usiadłam na kanapie w salonie. Starałam się usłyszeć o czym rozmawiają dziewczyny w kuchni, ale mówiły zbyt cicho więc przestałam się tym interesować... Zamknęłam oczy i rozluźniłam się... Rzeczywiście... Jestem jakaś głupia... Przecież to będzie najcudowniejszy dzień w moim życiu, a ja się stresuję... Aj Lena.... Po chwili musiałam otworzyć oczy, bo w salonie rozległ się wspaniały zapach naleśników... O dziwo pod nadzorem Nadii zjadłam wszystko. No to teraz czas na układanie fryzury i robienie makijażu... Miałam to szczęście, że nie musiałam jeździć po jakichś kosmetyczkach i fryzjerkach, bo osoby, które się na tym znają mam obok siebie. A mianowicie Nadia i Weronika zdecydowały się mi pomóc. Dziewczyny stwierdziły, że najładniej wyglądam w lokach dlatego też postanowiły takową fryzurę wykonać... Przeszłyśmy do mojego pokoju, dziewczyny powyjmowały wszystkie kosmetyki, pianki do włosów, lakiery, lokówki itp. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu, a one zajęły się moimi włosami. Po piętnastu minutach wokół
mojej głowie wiły się dość długie, blond serpentynki... Ale kiedy myślałam, że fryzura jest skończona dziewczyny  postanowiły  jakoś ładniej upiąć moje loki... No i zaczęło się "modzenie"... Miałyśmy przy tym dużo śmiechu , ale dzięki temu jeszcze bardziej się rozluźniłam. Przyszedł czas na makijaż... Muszę przyznać, że chyba jeszcze nigdy nie byłam tak ładnie pomalowana. Kiedy ja przeglądałam się z zachwytem w lustrze, dziewczyny się przebierały. Do wyjazdu zostało nam jakieś 45 minut, a ja muszę jeszcze założyć swą suknię... Znów zaczęłam się stresować... Ale wszystko było idealnie rozplanowane. Dziewczyny po piętnastu minutach były gotowe. W ekspresowym tempie weszły do pokoju i wyjęły wieszak z sukienką. Ręce mi się tak trzęsły, że nie byłam w stanie nic zrobić... Gdyby nie one chyba bym nie zdołała włożyć tej sukni. Jeszcze tylko welon, rękawiczki, buty, bukiecik no i gotowe... Ojeeej! Ja naprawdę ślicznie wyglądam... Obym spodobała się Niall'owi. O tym czy tak się stanie przekonam się za chwilkę... Możemy wreszcie udać się do kościoła.
***
Jesteśmy na miejscu... Nogi mam jak z waty, ręce mi się telepią jeszcze bardziej... I znów gdyby nie Nadia i Wercia to pewnie już bym stąd uciekła. No doobrze. Czas wysiąść z samochodu. Kiedy tylko to zrobiłam moja druhna zaczęła poprawiać moją sukienkę i welon... Czułam się trochę jak księżniczka... 
- Patrz kto tam stoi.. - szepnęła mi do ucha. Zwróciłam swój wzrok w tym samym kierunku co ona i ujrzałam... mojego Niall'a. Mojego kochanego, przystojnego, ubranego w elegancki garnitur narzeczonego. Stał sobie z Liam'em oraz Chris'em, ale był odwrócony tyłem do nas więc nas nie widział. Na szczęście nasze przybycie zauważył mój brat i chyba oznajmił o tym Niall'owi, bo już po chwili chłopak odwrócił głowę i spojrzał w naszą stronę. Kiedy mnie zobaczył promiennie się uśmiechnął i zaczął szybkim krokiem iść w naszą stronę... Mój stres jakby zniknął... Nie było po nim śladu... W ogóle miałam wrażenie, że wszyscy zniknęli, a zostałam tylko ja i Niall. 
- Ślicznie wyglądasz Kochanie - szepnął i złożył na moich ustach delikatny pocałunek...
- Chyba nie muszę Ci mówić, że Ty też prawda? - spytałam i uśmiechnęłam się. Blondynek tylko złapał mnie za dłoń i mocno ją uścisnął. Po chwili dotarli do nas Liam i Chris.
- Cześć siostrzyczko! Jak się trzymasz? - spytał z ogromnym uśmiechem mój starszy brat. Muszę powiedzieć, że przez te kilka miesięcy zrodziła się między nami ta więź rodzinna... Pokochałam jego i mamę... Zrozumiałam wszystko i wybaczyłam im... Teraz wiem, że zrobiłam tak jak powinnam... 
- Witaj braciszku... Nie widzisz, że jestem najszczęśliwsza na świecie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a on jeszcze bardziej się uśmiechnął. 
- Niall, Nadio, Werciu my wejdziemy teraz do kościoła, a Ty Lenko wraz z Chris'em wejdziecie gdy usłyszycie organy. - oznajmił spokojnie Liam.  Pewnie się domyślacie, że mój brat będzie prowadził mnie pod sam ołtarz... Wprawdzie to ojciec panny młodej powinien jej towarzyszyć, ale z racji tego, że mój ojciec nie żyje, stwierdziliśmy, że powinien to zrobić Chris... A on nie miał nic przeciwko... Wręcz przeciwnie bardzo się cieszył... W końcu stanęliśmy w odpowiednim miejscu.
- Naprawdę ślicznie wyglądasz Lenko - usłyszałam jeszcze z ust mojego brata, ale zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć wybrzmiały pierwsze dźwięki marsza na wejście... Szliśmy powoli...
Zmień
Czułam, że wszyscy mają zwrócony wzrok na mnie, ale ja nie zwracałam na to uwagi... Ja wpatrzona
byłam w tylko jedne, błękitne tęczówki. Nie wiem nawet kiedy przemierzyliśmy cały kościół, ale nim się obejrzałam stałam już obok Niall'a. On natychmiast złapał moją dłoń i patrząc mi prosto w oczy bezgłośnie powiedział "Kocham Cię". Miałam wrażenie, że zaraz się popłaczę... Ze szczęścia, ze wzruszenia... Tak po prostu... Uścisnęłam mocniej jego dłoń i odpowiedziałam mu tym samym na co on się uśmiechnął. Po chwili podszedł do nas ksiądz i ceremonia się rozpoczęła... Nie zwracałam uwagi na nic innego tylko na mojego ukochanego... To on był w centrum mojej uwagi... Wiedziałam, że tak samo jest w jego przypadku...
Wreszcie przyszedł czas na złożenie przysięgi małżeńskiej. Ksiądz złączył nasze prawe dłonie stułą, po czym powoli wypowiadał słowa, a Niall powtarzał za nim:
- Ja Niall biorę Ciebie Mileno za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Teraz przyszła kolej na mnie. Ze łzami w oczach, patrząc wciąż na uśmiechniętego Niall'a powtarzałam za księdzem:
- Ja Milena biorę Ciebie Niall'a za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez Was zawarte ja powagą Kościoła katolickiego potwierdzam i błogosławię w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Po tych słowach Liam podał obrączki, a następnie ksiądz je pobłogosławił.
- Żono przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - I już po chwili na moim palcu pięknie pobłyskiwała złota obrączka. Nie powstrzymałam łez. Nie myślałam o makijażu, nie myślałam o niczym...
- Mężu przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - powiedziałam uśmiechając się poprzez łzy. Dalsza część ceremonii przebiegła znacznie szybciej i w mniejszym stresie... Wszyscy goście wyszli już z kościoła i tworzyli ogromną kolejkę, a my powoli, wsłuchując się w marsza weselnego kroczyliśmy po czerwonym chodniku. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg kościoła zostaliśmy obsypani ryżem i grosikami... Tak ten polski zwyczaj przywieźli ze sobą państwo Lis, Natalia, Piotrek no i oczywiście Wercia... Jeszcze szerszy uśmiech zagościł na mej twarzy. Kiedy już pozbieraliśmy wszystkie "pieniądze" z pomocą Nadii i Liam'a mogliśmy zacząć przyjmować życzenia i prezenty od wszystkich gości... Mama, Chris, rodzice Niall'a, Greg, Natalia, Piotrek, państwo Lis, Zayn, Wercia, Louis, Elanour, Harry, Megan, dalsza rodzina Niall'a... Nie powiem sporo było tego wszystkiego, ale oczywiście ze wszystkim się uporaliśmy. W końcu mogliśmy wsiąść do auta i pojechać do sali weselnej... Zmień (jeśli chcesz)
Kiedy wszyscy goście już się przed nią zebrali, wysiedliśmy z auta i powoli ruszyliśmy w ich stronę. Tam zostaliśmy należycie przywitani. Nie mogę powiedzieć, że na własnych nogach weszłam do sali, ponieważ zostałam wniesiona przez mojego małżonka. Chyba piękniej nie mogła wyglądać... Byłam zachwycona... W ogóle wszystko dzisiaj wydawało mi się o wiele piękniejsze niż było... Nawet pogoda, która wcale taka cudowna nie była... Po wypiciu pierwszego toastu za nas wraz ze wszystkimi gośćmi udaliśmy się do stołów, aby zjeść pierwszy gorący posiłek... I znów dość stresujący moment w tym dniu. Pierwszy taniec w wykonaniu młodej pary... Niall podał mi dłoń i pomógł mi wstać... W między czasie Nadia poprawiła mi sukienkę po czym udaliśmy się na parkiet. Niall położył swoją prawą dłoń na mojej talii, ja natomiast lewą umieściłam na jego ramieniu i zaczęliśmy powoli poruszać się w takt muzyki. Ponownie poczułam się tak jakby wszystko zniknęło... Całą uwagę skupiłam na MOIM MĘŻU... Niall Horan - mój mąż... To takie cudowne, że aż się dziwię iż jest prawdziwe... Ułożyłam swoją głowę na ramieniu Niall'a.
- Wiesz, że dzięki Tobie jestem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie, Mileno HORAN... - wyszeptał mi do ucha, a ja uśmiechnęłam się kiedy usłyszałam swoje imię połączone z jego nazwiskiem... Ponownie podniosłam głowę i spojrzałam w jego błękitne tęczówki... Nie mogłam uwierzyć... On naprawdę ma łzy w oczach... Cały czas rytmicznie się kołysząc pogłaskałam go po policzku...
- Wiesz, że dzięki Tobie jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie Niallerze Horan... - powiedziałam głosem o ton głośniejszym od szeptu... Blondyn już nic nie powiedział tylko złączył nasze usta w pocałunku przez co na całej sali można było usłyszeć oklaski i różne okrzyki... Kiedy zakończyliśmy pierwszy taniec wróciliśmy do stołu, a zabawa weselna się rozpoczęła.
***
Po czterech godzinach zmuszona byłam zamienić moje szpilki na zwykłe, białe balerinki bo miałam wrażenie, że nogi mi odpadną... Czasami dobrze jest posłuchać starszych. Tańczyłam już chyba ze wszystkimi możliwymi osobami, byliśmy też z Niall'em na sesji ślubnej... Dużo się dzieje... Uśmiech nie schodzi z mej twarzy pomimo drętwiejących policzków...  W tym momencie znalazłam chwilę wytchnienia i siedzę sobie na tarasie... Wiem, że powinnam teraz zajmować się gośćmi i w ogóle, ale po prostu musiałam się przewietrzyć, bo zaczęła mnie boleć głowa... 
- A co Ty tu robisz hmm? - usłyszałam znajomy głos Harry'ego.
- Musiałam chwileczkę odpocząć... Nogi mi odpadają, bębenki pękają chyba nie jestem przyzwyczajona do tego typu imprez... - odparłam przez śmiech.
- Oj dziewczyno czemu tak marudzisz?? Nie jesteś przyzwyczajona i raczej nie będziesz, bo taka "impreza" jest tylko raz w życiu... 
- Jakiś Ty mądry Styles... No już... Już wstaję i wracam na salę... - powiedziałam  troszkę poważniej...
- To dobrze się składa, bo chciałbym zatańczyć z panną młodą... - odparł i złapał mnie za rękę. Przeszliśmy na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Jednak nie nacieszyliśmy się sobą zbyt długo, ponieważ, kiedy tylko weszłam na salę znalazło się "więcej chętnych". I znów się zaczęło... Ale Harry miał rację. Powinnam się tym cieszyć i dobrze bawić, bo taka uroczystość jest tylko raz w życiu.

***

Wybiła 24.00, a to oznacza oczepiny. Pierwszą konkurencją było rzucenie przeze mnie welonem. Stanęłam na środku sali, a wokół mnie ustawiły się wszystkie, oczywiście niezamężne, panie i dziewczyny. Nadia jako druhna zakryła moje oczy jakimś materiałem, zespół włączył muzykę. Zaczęłam się powoli obracać już miałam rzucać welon, ale jednak zmieniłam zdanie. Znów uniosłam ręce w górę, aby tylko zmylić dziewczyny i panie. No ale ileż można je trzymać w niepewności... Rzuciłam welon za siebie i szybko zdjęłam opaskę... Welon trzymała w rękach Weronika... Mrugnęłam do niej, a ona się uśmiechnęła... Mam nadzieję, że krawat złapie Zayn. Zaraz się o tym przekonam... Na środku stanął pan młody, a wokół niego ustawili się panowie i chłopcy. Nialler jednak od razu rzucił swój krawat, który trafił prosto w ręce... Chris'a. Oczywiście para, która złapała te "atrybuty" musiała odtańczyć wspólne jeden taniec. Bardzo fajnie się bawiliśmy. Kolejne konkurencje były naprawdę bardzo kreatywne i przy każdej można się było pośmiać. Przyszedł czas na podziękowanie dla rodziców. A tu mieliśmy  niespodziankę, bo postanowiliśmy wraz z Niall'em zaśpiewać dla nich piosenkę... Sporo się do tego przygotowywaliśmy, ale na prawdę uważaliśmy, że jest to coś całkiem innego, a skoro mamy predyspozycje to czemu nie... Widziałam wzruszenie w oczach mojej mamy, widziałam łzy w oczach mojej teściowej, nawet tata Niall'a nie krył swoich uczuć... Z tego co mi się wydawało to chyba prezent się podobał. No i można rzec ostatni ważny
punkt dzisiejszego dnia, a mianowicie weselny tort... Biały, trzypiętrowy, pięknie ozdobiony, z parą młodą na samym wierzchu, wjechał na salę na platformie wśród oklasków i westchnień zachwytu. Pierwszy kawałek zgodnie z tradycją ukroiliśmy wspólnie i wzajemnie się nim karmiliśmy, a później rozdawaliśmy wszystkim gościom. Kiedy wszyscy na spokojnie uporali się z tortem, zespół złożył nam życzenia i zagrał ostatnią piosenkę, a następnie odbyło się "uroczyste pożegnanie pary młodej"... Jak pewnie się domyślacie wyruszyliśmy w podróż poślubną... Dziewięć miesięcy później przyszedł na świat  nasz malutki synek, którego nazwaliśmy Toby. Matką chrzestną została Weronika, a ojcem chrzestnym Harry. Muszę przyznać, że wszyscy pokochali naszego malucha... Jest bardzo rozpieszczany przez wujków, ciocie, babcie i dziadka, ale chyba mu to odpowiada...
* koniec wspomnienia*

- Tu jesteś... Wszędzie Cię szukam - w drzwiach ujrzałam rozpromienionego Niall'a.
- I w końcu znalazłeś... - odparłam również się do niego uśmiechając. Blondyn wszedł i pochylił się nad łóżeczkiem.
- Harry dzwonił... Mamy jutro próbę...- wyszeptał patrząc wciąż na naszego synka...
- Mam nadzieję, że wyrobicie się przed piętnastą... O 17, 30 przyjeżdżają do nas goście, a ja sama sobie ze wszystkim nie poradzę - odparłam troszkę zdenerwowana...
- Spokojnie Lenko... Przecież wiesz, że Ci pomogę... Nie zamartwiaj się na zapas... - przybliżył się do mnie i pocałował mnie w czoło...
- Czy Ty wiesz, że jutro mija trzecia rocznica naszego ślubu?
-Wiem kochanie... Od trzech lat sprawiasz, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie... A tak właściwie to wszyscy się jutro zjawią??
- Tak Kochanie... Państwo Malik, Liam, Nadia, Harry, Meg, państwo Tomlinson, Chris, mama, Twoi rodzice... Wszyscy! Cała kochająca się rodzina...
************************************KONIEC*******************************

Witajcie Moje Najdroższe, Najukochańsze Czytelniczki! Coś czuję, że dziś poleją się łzy... Ostatni post, ostatni rozdział... Nie sądziłam, że będę kiedykolwiek coś takiego przeżywać... Kiedy zaczynałam pisać tego bloga w sumie nie wiedziałam co mnie czeka... Obawiałam się, że będzie dużo krytycznych opinii itp. Bardzo się zdziwiłam kiedy po dłuższym milczeniu czytelniczek pojawiły się pierwsze komentarze, a w nich same pochwały... Mówię szczerze każdy komentarz wywoływał u mnie takie emocje, których Wy pewnie sobie nie wyobrażacie... Chciałabym Wam wszystkim podziękować za:
*58 komentarzy! (tutaj wielkim wsparciem wykazały się Forever Yours i Eragona aa) *.*
*5924 wejścia
*47 głosów w ankietach
* WSZYSTKO CO DLA MNIE ZROBIŁYŚCIE!!!
Dzięki Wam mimo licznych przerw blog został zakończony z wynikiem 73 postów w tym 45 rozdziałów.
Jestem meeega dumna, szczęśliwa, podekscytowana i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, ale w sumie komu to potrzebne... I tak o to kończy się mój pierwszy blog, ale... OTRZYJMY ŁZY!!! Już dziś na moim drugim blogu pojawi się ostatnia strona zatytułowana "Bohaterowie". Wszystkich zainteresowanych zapraszam na LINK,
I nadszedł moment najtrudniejszy... Właśnie mniej więcej w tym miejscu pisałam "Do następnego...", a teraz jestem zmuszona napisać "Żegnajcie!" Owszem ja zawsze wszystko za bardzo przeżywam, ale teraz to już chyba lekka przesada... Mam wrażenie jakbym kończąc pisanie tego bloga, kończyła jakiś etap w moim życiu... Coś się kończy, a coś zaczyna... No właśnie może zostańmy przy tym założeniu i weźmy przykład z maksymy: "Nie płacz, że coś się skończyło tylko uśmiechaj się, że Ci się to przytrafiło".
Kochane rozchmurzmy nasze buźki i z cierpliwością wyczekujmy na nowe rozdziały bloga o... No właśnie o kim??? Jeżeli jesteście bardzo ciekawe to już dziś pojawią się bohaterowie drugiego opowiadania, na które jeszcze raz baaaardzo serdecznie zapraszam...
Jeszcze raz bardzo Wam Wszystkim za Wszystko dziękuję!!!
Kocham! Pozdrawiam! Całuję! Ślę uściski!
Ach! Zapomniałabym...
W związku z tym, że w środę już Wigilia pragnę złożyć wszystkim Wam najserdeczniejsze życzenia...! Wszystkim moim czytelniczkom/ czytelnikom życzę: zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, pomyślności, samych wspaniałych dni, ciągłych uśmiechów, odnalezienia drugiej połówki, dobrych ocen w szkole, dobrze zdanych egzaminów (szóstoklasiści i trzecioklasiści!), dostania się do dobrych szkół i wszystkiego czego sobie jeszcze zapragniecie!!! WESOŁYCH ŚWIĄT, HUCZNEGO SYLWESTRA I WSPANIAŁEGO, LEPSZEGO NIŻ POPRZEDNI 2015 ROKU!!!

MiLenkaLis (Aleksandra)

13 gru 2014

Rozdział XLIV

*LUTY*
*Nadia*

Było lepiej... O wiele lepiej... Lena uśmiechała się już nie tyle co blado, ale nawet promiennie... I to jeszcze nie wszystko... Znów stała się pilną uczennicą... Zaczęła poprawiać oceny i to w takim tempie, że nawet nauczyciele  się dziwili. Czarne stroje poszły w najdalszy kąt szafy, a wróciły kolorowe sukienki, bluzeczki i spódniczki... Nadal nie możemy uwierzyć, że to prawda... Czasami mamy wrażenie, że to tylko sen, który zaraz się skończy, ale nie... To trwa nadal... A dzięki temu bez żadnych przeszkód mogłam świętować rocznicę związku z Liam'em... Awwww... Normalnie rumieńce mi się pojawiają na wspomnienie tego dnia... Ja w czarnej, koronkowej SUKIENCE...
On w eleganckim garniturze... Kolacja przy świecach... Wino... Płatki róż... W tle muzyka... Nagle Liam wstaje i prosi mnie do tańca... Powoli bujamy się w takt piosenki... A kiedy melodia się kończy, zatrzymujemy się... Liam patrzy mi przez chwilkę w oczy i zmniejsza dystans pomiędzy naszymi ustami. No i następuje to na co od dawna miałam ochotę, a zarazem strasznie się tego obawiałam... A mianowicie namiętny pocałunek... Cudowne przeżycie... Ale najwspanialszy moment był na samym końcu... Liam wziął mnie na ręce tak jakbym była panną młodą i zaczął się ze mną kręcić dookoła... To taaakie romantyczne, że aż musiałam to opisać... Miłość to najwspanialsze uczucie na świecie...

*MARZEC*
*Niall*

Osiemnaste urodziny mojej ukochanej... Na początku miałem inne plany co do tego dnia, ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie... Zaprosiłem wszystkich najbliższych znajomych Lenki, a także jej mamę i Chris'a... Zorganizowałem salę... Z pomocą Weroniki i Nadii upiekłem tort... A wszystko po to żeby pokazać Lenie, że bardzo ją kocham i mi na niej bardzo zależy... Muszę przyznać, że była zachwycona... Po tylu miesiącach smutków, płaczu, rozpaczy, załamania ona otrząsnęła się i zaczęła żyć na nowo... I z każdym dniem uśmiechała się coraz częściej, a właśnie dziś ponownie usłyszałem jej śmiech... Miłość to najwspanialsze uczucie na świecie... 

*KWIECIEŃ*
*Nadia*

Sprawdziany... Kartkówki... Pytanie... Masakra!!! Ja ledwo wytrzymuję, a co może powiedzieć Lena, która musi poprawić tyyyle ocen. Ale ona się tym nie przejmuje... Chyba przez ten czas zbyt dużo się smuciła, i teraz musi nadrobić to szczęściem... Chłopcy cały czas mają próby, koncerty, wywiady, sesje zdjęciowe... Też bardzo ciężko pracują... Ale wszyscy pocieszamy się faktem, że jeszcze tylko maj i trochę czerwca, a później WAKACJE!!! 

*MAJ*
*Niall*

Ten miesiąc chyba zapamiętam do końca życia... Dlaczego?? A dlatego, że moja ukochana sprzątając przed naszym powrotem do domu złamała lewą rękę. Jaaak? Tego nie wie nikt... To znaczy fakty są takie... Lena zamiatała, słuchając jednej z naszych najnowszych piosenek. No i przy śpiewanym przeze mnie refrenie zaczęła tańczyć, aż w końcu się potknęła, upadła i złamała rękę.. Takie rzeczy tylko u mojej Lenki... Szczęście w nieszczęściu, ponieważ była to ręka lewa... Ale i tak 3-4 tygodnie w gipsie... Na początku wszyscy się przestraszyliśmy, że to coś bardziej poważnego, ale kiedy teraz już po wszystkim zdarza nam się śmiać z tej całej sytuacji... No bo to jest bardzo ciekawe, że przy sprzątaniu, potknąć się o coś i od razu złamać rękę... Ale to nie było normalne sprzątanie, to było sprzątanie przy muzyce zespołu One Direction... O mój Boże... Siejemy spustoszenie... 

*CZERWIEC*
*Niall*

Nadszedł najbardziej wyczekiwany przeze mnie dzień. Dwudziesty ósmy czerwca... Koniec roku szkolnego Lenki... I wyjazd! A raczej lot... Do Francji... Ale ćsiii... To niespodzianka...

*Lena*
Ojeeej... Jak ja nie lubię pożegnań... Całe dwa miesiące bez tych wspaniałych osób to jakaś masakra!!! Tym bardziej, że przez ten rok szkolny za bardzo się sobą nie nacieszyliśmy... No ale to nic... Jeszcze przyszły rok przed nami... A teraz wakacje!!! Zasłużone wakacje... Wszyscy wybiegliśmy ze szkoły i każdy udał się w swoją stronę... To znaczy ja i Nadia udałyśmy się w stronę samochodu, w którym siedzieli już Niall i Liam... Wsiadłyśmy do auta, i gwałtownie ruszyliśmy... 
- Niall śpieszy Ci się gdzieś - spytała zaniepokojona Nadia...
- Troszeczkę... - odparł mój chłopak... Nadia spojrzała w moją stronę, a ja tylko wzruszyłam ramionami... Z nikim się nie umawialiśmy... Chyba, że o czymś nie wiem... Wszystko w swoim czasie... Droga minęła nam na śpiewaniu piosenek z radia... Po jakichś piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Nadia wysiadła pierwsza, a kiedy chciałam zrobić to samo Niall mnie zatrzymał... 
- My jedziemy dalej... - powiedział...
- To znaczy??? - spytałam z zaciekawieniem i małym niepokojem... 
- Spokojnie... Zaufaj mi...
Tak zrobiłam... Już po pięciu minutach znów jechaliśmy... Z tymże miałam na oczach opaskę i kompletnie nic nie widziałam... 

* dwie godziny później*

- Możesz już zdjąć opaskę - usłyszałam za swoimi plecami. Lekko drżącymi rękoma zdjęłam materiał... Jednak to co zobaczyłam przed sobą niemalże zbiło mnie z nóg... Kilka metrów przede mną stała sobie jakby nigdy nic Wieża Eiffel'a... 
- Niall chyba nie... - odwróciłam się i znów zamarłam. Przede mną klęczał mój Blondynek, a na wyciągniętej dłoni miał bordowe pudełeczko w kształcie serca. Zakryłam usta dłonią, a w moich oczach pojawiły się łzy... Nie to się nie dzieje naprawdę... To tylko piękny sen... To tylko moja wyobraźnia... To jakaś fatamorgana... Ale to nie był sen...
- Lenko... Wiesz, że bardzo Cię kocham... Wspaniałym dowodem  na to są minione miesiące... Pomimo tego, że nie było łatwo, a czasami było bardzo ciężko ja nie poddawałem się... I nie mam tu na celu wychwalać siebie ani nic z tych rzeczy... Chcę Ci powiedzieć, że nasza miłość przetrwa wszystko, a ja nie wyobrażam sobie życia bez ciebie dlatego też... - zawahał się jakby, ale po chwili dodał - Mileno Lis czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Po moich policzkach popłynęły łzy... Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć... Byłam tak szczęśliwa i oszołomiona, że po prostu zabrakło mi słów... Na szczęście to szybko minęło i zaraz potem wykrzyknęłam:
- Oczywiście, że taaaak!!!
Blondynek wyjął pierścionek z pudełeczka i założył mi go na palec, a z moich oczu znów popłynęły łzy... Łzy szczęścia...

****************************************************************************
Witaaajcie Misiaczki... Boooże dzisiejsza notka może być bardzo nostalgiczna ponieważ... Siedzę przed komputerem... W moim pokoju oprócz świeczki zapachowej nie ma innego światła... Wsłuchuję się w tą wspaniałą melodię LINK i tak sobie rozmyślam, że za tydzień kończę pracę na tym blogu... Łzy wzruszenia "tańczą na moich rzęsach"... Nadal nie mogę uwierzyć, że to prawie koniec... Że już nic więcej nie napiszę o Lenie i Niall'u... Tak bardzo się z nimi zżyłam... I choć wiem, że żadną pisarką nie jestem, to mimo wszystko jakiś sentyment pozostaje... Wprawdzie będę pisać drugiego bloga, ale to już jest całkiem inna historia... Inni bohaterowie... Inne charaktery... Mam ogromną nadzieję, że po zakończeniu tego bloga moi czytelnicy nie opuszczą mnie i będą ze mną podczas tworzenia tego drugiego... Ojeeej... Czas otrzeć łzy i wziąć się w garść....
A właśnie czekam na Wasze komentarze z opinią na temat tego dość krótkiego, ale jakże romantycznego rozdziału!
Teraz już pora się żegnać i wrócić tu za tydzień z podziękowaniami, ostatnim pożegnaniem i w ogóle... No ale to dopiero w przyszłym tygodniu!

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!!!

MiLena Lis <3 *.*



5 gru 2014

Rozdział XLIII

*WRZESIEŃ*
*Nadia*

Powrót do szkoły, powrót do obowiązków, powrót do "pilnowania" Lenki. Tak muszę powiedzieć, że przez dwa miesiące się trochę odzwyczaiłam, ale to nic... Wszystko nadrobię... Tym bardziej, że już jest lepiej... A w dodatku jeszcze przez miesiąc będę miała przy sobie Weronikę... Wiem to bardzo dziwne, że w tak krótkim czasie się zaprzyjaźniłyśmy... Chociaż... Obydwie kochamy Lenkę jak siostrę i obydwie mamy ten sam cel. Przywrócić Lenkę do "normalności". No właśnie wspomniałam, że jest lepiej... Lena po pobycie w Irlandii troszkę przybrała na wadze i nie wygląda już jak chodzący kościotrup, a także co jakiś czas blady uśmiech pojawia się na jej twarzy. Nie wiem czy moja reakcja jest normalna, ale mam ochotę skakać z radości... 

*PAŹDZIERNIK*
*Niall*

A jednak szczęście nie może trwać wiecznie... Po tym co się stało byłem tak wściekły, jak nigdy... Wszystko co udało mi się zrobić w wakacje diabli wzięli. Dzięki komu? Oczywiście dzięki wspaniałomyślnemu bratu Lenki. Otóż pewnego, słonecznego, październikowego dnia pod szkołą Leny pojawił się Chris i zaoferował jej podwiezienie do domu. Oczywiście po tym spotkaniu Lena nie wychodziła z pokoju przez dwa dni, a kiedy już wyszła z nikim nie rozmawiała, niczego nie jadła, znów zaczęła ubierać się na czarno... Myślałem, że mnie szlag trafi... Miałem zamiar pojechać do tego całego Chris'a i powiedzieć mu kilka nieprzyjemnych słów, ale na szczęście lub nieszczęście powstrzymała mnie Nadia i chłopcy... W każdym bądź razie wróciliśmy do punktu wyjściowego...

*LISTOPAD*
*Nadia*

Znowu jest tak samo... Nie pomaga już nic... Nie pomagają rozmowy telefoniczne z Weroniką, nie pomagają rozmowy ze mną... Niall'a i chłopców znów nie ma... Wracają dopiero na święta... Zostałam same z tym problemem... Powoli tracę nadzieję i przyzwyczajam się do tego jak jest... Wiem... Przyjaciółka nie powinny tak mówić... Ale ani ja, ani Wercia nie mamy już żadnych pomysłów... Czasami sama mam ochotę płakać z bezsilności... 

*GRUDZIEŃ*
*Nadia*

Chłopcy zabawili się w Mikołajów i jako prezent przyjechali szóstego grudnia, a nie tak jak zapowiadali na święta... Muszę przyznać, że nawet Lena się troszkę rozchmurzyła. Nie wiedzieliśmy jak mamy się do tego odnieść... Wszyscy byliśmy jeszcze bardziej ostrożni, żeby tylko "dobry" humor Lenki utrzymał się jak najdłużej. No i nastał najbardziej wyczekiwany przez nas wszystkich dzień... Wigilia Bożego Narodzenia, a także urodziny Louis'a... Wszyscy spotkaliśmy się w komplecie... Jak taka ogromna rodzina... I od tamtego dnia Lena zaczęła zachowywać się inaczej... Coraz częściej się uśmiechała, zamieniła czarne stroje na bardziej kolorowe, ale bez jakiejś ogromnej przesady, zaczęła rozmawiać... Czasami miała dni załamania, ale wtedy przychodził Niall z gitarą i razem grali w pokoju, aż do momentu kiedy Lenie nie poprawił się humor. Wszyscy z jednej strony cieszyliśmy się z tej zmiany, ale z drugiej obawialiśmy się tego co może nastąpić, a mianowicie niespodziewana wizyta Chris'a i mamy Leny.


*STYCZEŃ*
*Niall*

Uważam, że kryzys zażegnany! W Nowy Rok Lenę odwiedziła mama i brat... A ona po otworzeniu drzwi, lekko się uśmiechnęła i wpuściła ich do środka. I ja, i Nadia, i Wercia byliśmy w szoku... Jednak tylko się przywitaliśmy i obserwowaliśmy dalszy ciąg wydarzeń. Jednak nie było nam dane zobaczyć zbyt dużo, bo Lena wraz ze swoimi bliskimi weszła do swojego pokoju i nikt nie wychodził stamtąd  przez jakąś godzinę... Boże... Jak my się denerwowaliśmy... Nie mogliśmy usiedzieć w miejscu... To była chyba najbardziej dłużąca się godzina w moim życiu. Po upłynięciu tych sześćdziesięciu minut wyszli. Lena i jej mama płakały, a Chris miał łzy w oczach. Co tam się działo?? Jakie skutki przyniesie ta rozmowa?? Z niecierpliwością czekaliśmy na wejście Leny do kuchni. Po jakichś pięciu minutach przyszła... Z jeszcze zapuchniętymi oczami, ale bladym uśmiechem powiedziała, że postanowiła wybaczyć mamie i Chris'owi, i dała im drugą szansę...

**************************************************************************

Witam Was bardzo serdecznie! Na wstępie pragnę Was przeprosić za to, iż ten rozdział nie pojawił się w tamtym tygodniu, ale! 29 listopada miałam dyskotekę andrzejkową i jak z niej wróciłam to dosłownie padłam i nie byłam w stanie nic wstawiać ani robić cokolwiek innego... Dlatego też postanowiłam wstawić rozdział już dziś, tak w formie przeprosin, a zarazem wynagrodzenia... Co o tym myślicie? ;) Dziś bardzo króciutko... Kolejny, przedostatni już. rozdział też będzie mniej więcej taki. No i za dwa tygodnie (jeżeli wszystko dobrze pójdzie) skończę pisanie tego opowiadania... Ja też nie mogę w to uwierzyć naprawdę! Mam nadzieję, że nie opuścicie mnie, a wręcz przeciwnie będziecie czytały mojego drugiego bloga... A właśnie... Tak się zastanawiam czy w tym samym dniu kiedy pojawi się epilog tu, mam wstawić bohaterów opowiadania One Moment Can Change Everything?? Jak myślicie?? Czekam na komentarze!!! <3

Pozdrawiam Wszystkich i przesyłam całusy!!!

MiLena Lis. 

21 lis 2014

Rozdział XLII i Night Changes


*KWIECIEŃ*

*Nadia*

Już zaczynało być lepiej, już wydawało się, że powoli z tego wychodzi. A w dodatku ten czterodniowy pobyt chłopców... Wszystko szło w dobrym kierunku... A tu nagle w drzwiach stają jej "rodzice" i ponownie zapada się w otchłań przygnębienia, z której nie potrafię jej wyciągnąć. 

*MAJ*
*Nadia*

I znów to samo... Początek tak dobry... Wspólna, klasowa majówka... Na początku nie chciała jechać... Wzbraniała się, a później... Nie dość, że pojechała to nawet dobrze się bawiła... Śmiała się, śpiewała, grała na gitarze tak jakby zapomniała o wszystkim co się stało... Jakby wszystkie jej problemy zniknęły... Ale to trwało tylko jeden dzień, a później prysło jak bańka mydlana... Wystarczył jeden krótki SMS od Chris'a... Wiem, że i on, i jego mama kochają Lenę, chcą się do niej zbliżyć, ale... Nie można robić czegoś na siłę... To przynosi jeszcze gorsze skutki...

*CZERWIEC*
*Nadia*

Z tego miesiąca najbardziej pamiętam powrót Weroniki... Widać było, że obydwie nie wiedzą jak mają się zachować... Lenka znów długo płakała, ale wtedy nie byłam już sama... W dużej mierze pomogła mi "Wercia". No w sumie... Ta dziewczyna jest świeżo po maturze, a przecież była na profilu humanistyczno-psychologicznym. I to się czuło... Dzięki szczerej rozmowie, w której wyjaśniła Lenie, że chociaż nie wiążą je więzy rodzinne to nadal są dla siebie jak siostry było troszkę lepiej. Weronika swoim psychologicznym podejściem dużo zdziałała... Ale Lena nadal mało rozmawiała, mało jadła, często płakała... Nadal nie traciłyśmy nadziei i czekałyśmy na zbliżający się wielkimi krokami powrót chłopców. 

*LIPIEC*
*Niall*

Kiedy tylko wróciliśmy, pomogłem Lenie się spakować i od razu zabrałem ją do Irlandii... Nie wiedziałem czy to coś da, ale szukałem różnych sposobów i metod wierząc, że któraś na pewno się uda... A kiedy już wątpiłem i chciałem się poddać rozmawiałem z mamą i ona dawała mi dużo otuchy i pomagała wytrwać... Lena bardzo często przesiadywała w "Naszym Miejscu", albo sama, albo ze mną. Ale kiedy już znajdowaliśmy się tam nie było mowy o nawiązaniu jakiegokolwiek kontaktu z nią. Moja ukochana siadała na głazie lub zrobionej przeze mnie wierzbowej huśtawce i wpatrując się w wodospad myślała... Na początku próbowałem dowiedzieć się o czym tak rozmyśla, ale po kilku nieudanych próbach dałem spokój... W niektórych przypadkach samotność jest najlepszym lekarstwem... 

*SIERPIEŃ*
*Niall*

Drugi miesiąc spędzony w Irlandii również nie przyniósł jakiejś ogromnej poprawy... Chociaż... Dzięki uparciu mojej mamy Lena zaczęła jadać normalne i regularne posiłki, a także więcej rozmawiała. Niestety uśmiech nie pojawiał się na jej twarzy zbyt często, ale też nie wylewała tylu łez. A to też uznaję za duży plus. Niestety sierpień się już kończy, a my za tydzień wracamy do Londynu... Czy tam wszystko powróci do "normalności" czy utrzyma się taki stan jaki jest teraz, a może coś się poprawi... Nie wiem... Niczego nie jestem pewien, nie mam pojęcia czego mogę się spodziewać... I choć trochę się boję wiem, że dam radę... Bo ją kocham i nigdy nie przestanę...

**************************************************************
Hej Haj Heloł!!! Jezu piszę pod wpływem takich emocji, że normalnie nie mogę... Moja twarz cała we łzach, moje serce bije z taką szybkością, że sama jestem przerażona, a palce nie trafiają w klawiaturę... Tak właśnie takie są skutki obejrzenia jednego zwyczajnego teledysku...  LINK! No co ja w ogóle gadam?! Jakiego zwyczajnego... NAJLEPSZY TELEDYSK EVER!!! I dlatego właśnie dodaję Wam dzisiaj rozdział, bo po prostu w jakiś sposób chcę to uczcić... Nie mam głowy do zadawania pytań, bo jestem masakrycznie roztrzęsiona dlatego też proszę tylko o komentarze i włączenie się w bicie rekordu!!!

Noo to ja idę oglądać i płakać dalej! Do następnego <3

Pozdrawiam Was baaardzo serdecznie! <3

MiLenka Lis (A.)
                                      

15 lis 2014

Rozdział XLI

*Nadia* Nastrój
Minęły już dwa tygodnie od tego całego zamieszania z bratem Leny. Muszę przyznać,że jest strasznie ciężko... Przez pierwszy tydzień przynajmniej miała wsparcie też u chłopców, a teraz... One
Direction tydzień temu wyruszyło w trzymiesięczną trasę koncertową. Tak... Ich wspaniały menadżer nie widział nic dramatycznego w zaistniałej sytuacji i nie chciał słyszeć o żadnych sprzeciwach. Niall przez chwilę miał ochotę odejść z zespołu, ale na szczęście w porę zainterweniowałam. Obiecałam
zaopiekować się Leną... Może to śmiesznie brzmi, ale nie ma w tym nic śmiesznego. Moja przyjaciółka naprawdę potrzebowała opieki. Przez pierwsze siedem dni nie wychodziła w ogóle ze swojego pokoju. Nic nie jadła... Z nikim nie rozmawiała... Siedziała  patrząc w okno i płakała... A najbardziej tego dnia kiedy zadzwoniła Weronika... Niall niepewnie odebrał telefon i wszystko jej opowiedział... Dziewczyna też na początku nie była w stanie uwierzyć, że to prawda... Weronika tak samo jak Lena została oszukana. Jak tłumaczyli państwo Lis, z którymi też się "kontaktowaliśmy", dla ich (Weroniki i Lenki) dobra. Od kiedy oszukiwanie kogoś jest czymś dobrym?? Kłamstwo zawsze jest złe i ma straszne skutki. Przykładem tego jest właśnie nasza Lenka. Tak mi jej szkoda, tak bardzo jej współczuje... No doobrze to było w tamtym tygodniu, ale że coś w jej zachowaniu przez ten tydzień zmieniło się na lepsze nie mogę powiedzieć. To znaczy w sumie to jest jeden postęp: Lena wróciła do szkoły, ale tam też z nikim nie rozmawia, na przerwach siedzi w szatni albo w łazience, na lekcjach nie uważa, przestała się uczyć...  Nauczyciele są w miarę wyrozumiali, ale mają swoje granice... Nie wiem jak to określić, ale Lena wpadła w jakiś rodzaj depresji.  Byłam i jestem bezsilna... Przebywam z nią praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale nie potrafię jej pomóc i to boli mnie najbardziej. Moja przyjaciółka potrzebuje mnie, a ja nie mam pojęcia co robić. Tak właśnie sobie rozmyślałam kiedy zmierzałam w stronę jej domu. Przed wyjazdem chłopców Lena zapewniła ich, że może zostawać w domu sama. Na początku nie bardzo w to wierzyliśmy, ale po pierwszej spokojnej nocy wiedzieliśmy, że pomimo ogromnego załamania Blondyneczka nic złego sobie nie zrobi. Tak czy siak chociaż noce spędzała sama do szkoły chodziłyśmy razem, popołudnia i weekendy też spędzałyśmy wspólnie więc miałam na nią oko. Dziś sobota więc tak jak zawsze o godzinie 10.00 zmierzam do domu Lenki. W ciągu dwóch tygodni zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że praktycznie cały swój czas przebywam z moją przyjaciółką lub u mojej przyjaciółki. I pasowałoby mi to jeszcze bardziej gdyby było jak dawniej. Gdybyśmy plotkowały, gdybyśmy śmiały się, aż do łez,
gdybyśmy oglądały śmieszne komedie, gdybyśmy chodziły razem na zakupy.  Ale tak nie jest! Wszystko się zmieniło. Kiedy próbuję zacząć jakąś rozmowę jedyne odpowiedzi jakie słyszę to "tak" lub "nie", a to już i tak dużo,  na początku Lena przekazywała informacje gestami i mimiką. Powtarzam jest ciężko, ale daję radę... Codziennie zdaję podwójne relację oddzielne dla Niall'a, oddzielne dla Liam'a, a następnie  przekazuję słowa wsparcia i otuchy Lenie. Horan kilka razy pytał o to czy brat Leny nie pokazywał się więcej, No właśnie się nie pokazywał i to było bardzo zastanawiające... Ale to nawet lepiej... Lepiej dla Lenki...
Nim się spostrzegłam już byłam przed drzwiami domu  mojej przyjaciółki. Zadzwoniłam, a po chwili w progu stanęła Lenka. Od razu poczułam znajome ukłucie w sercu. Za każdym razem gdy tu przychodzę, widzę obraz nędzy i rozpaczy. Blondynka strasznie wychudła, miała podkrążone i zapuchnięte oczy, była ubrana w ten sam czarny sweter z rozciągniętymi rękawami i luźne dżinsy. Miałam ochotę ogromnie ją przytulić, ale bałam się jej reakcji. Dlatego też przywitałam się tylko, a ona bez słowa wpuściła mnie do środka.
- Jadłaś już śniadanie? - spytałam wchodząc do kuchni. Głupie pytanie tu też od dwóch tygodni nic się nie zmieniło. Lena pokręciła przecząco głową... - Słońce musisz coś jeść... - odparłam zatroskana, na co ona wzruszyła tylko ramionami i wyszła z pomieszczenia. No i co ja mam robić??? Nie chcę jej do niczego zmuszać, bo może to przynieść jeszcze gorsze skutki. Powędrowałam za nią do pokoju. Aha, zapomniałam wspomnieć o tym, że od tygodnia Lenka cały czas gra na gitarze. Ta czynność jakby ją odprężała. Ja w takich momentach siadałam na krześle i wpatrywałam się w moją przyjaciółkę. Zdarzało się czasem, że kiedy Blondyneczka zamykała oczy, zaczynała śpiewać... Dzięki temu mogłam dowiedzieć się co odczuwa w danym momencie ponieważ jej piosenki mówiły całą prawdę. Tak było i teraz. Kiedy weszłam do pokoju usłyszałam ciche słowa.
There's a song that's inside of my soul
 It's the one that I've tried to write over and over again. 
Jednak kiedy Lenka zauważyła, że stoję w progu przestała śpiewać. Weszłam do pokoju i usiadłam obok niej na łóżku.
- Lenko wiesz o tym, że jestem Twoją przyjaciółką... - dziewczyna kiwnęła głową - Wiesz też, że chcę Ci pomóc i mi możesz zaufać... Wiesz, że Cię nigdy nie okłamię...
- Wiem... Ja to wszystko wiem...
Czy ja naprawdę usłyszałam te pięć słów? Ona naprawdę powiedziała coś więcej niż tak lub nie! Na moje usta wkradł się uśmiech.
- Skoro to wszystko wiesz to proszę porozmawiaj ze mną szczerze, Powiedz mi co czujesz, powiedz co Cię najbardziej boli...
Dziewczyna spuściła głowę i już się nie odzywała. Cholera! Zepsułam to... A było już tak dobrze... Za szybkie kroki... Trzeba ostrożnie i z głową... Spróbowałam jeszcze raz po prostu się odezwać i zmienić temat.
- Co możemy teraz porobić?? - pytanie zawisło w powietrzu, ale Lena nie zareagowała na moje słowa.
- Może chcesz coś pooglądać?? - spytałam znowu. Lenka podniosła głowę, spojrzała na mnie z politowaniem po czym wstała z łóżka, odłożyła gitarę i położyła się bezwładnie na łóżku.
- Ok. Rozumiem... Jesteś zmęczona, chcesz się przespać... - powiedziałam tylko i wyszłam z pokoju. Postanowiłam ugotować obiad. Jednak muszę podjąć jakieś stanowcze kroki. Ponownie znalazłam się w kuchni i przejrzałam zawartość lodówki. Gdybym miała masakrycznie zły humor i chciałabym go sobie poprawić to zjadłabym... NALEŚNIKI Z NUTELLĄ, BITĄ ŚMIETANĄ I TRUSKAWKAMI! Taak to jest bardzo dobry pomysł. Wyjęłam odpowiednie składniki i zaczęłam przygotowywać ciasto.
***
Kiedy już miałam zanieść tacę dla Lenki na górę, zadzwonił dzwonek do drzwi. Wytarłam ręce o fartuszek i poszłam otworzyć. OMG! Czy ja śnię? Czy to naprawdę on?? Nie ja mam po prostu jakieś
zwidy. To fatamorgana... Tu nikogo nie ma... No ale przecież dzwonek zadzwonił! Nieee... To tylko moja wyobraźnia... To tylko moja durna wyobraźnia... Nic nie dzwoniło, nikogo nie ma... Kiedy miałam zamykać drzwi, odezwał się.
- Witaj Nadio... - czyli to jednak on... Czyli nic mi się nie przywidziało... Chris we własnej osobie... Tylko jak on mnie tu znalazł? Tylko po co w ogóle szukał?
- Witaj Chris... O co chodzi??
- Przyszedłem do Mileny.. - jego odpowiedź kompletnie zbiła mnie z pantałyku. Skąd on zna Lenkę? Po co miałby do niej przychodzić? Dlaczego ja nic nie rozumiem?
- Skąd znasz Lenę i w jakiej sprawie przychodzisz? - spytałam ze zdziwieniem.
- To Ty jeszcze o niczym nie wiesz?? Lenka to moja siostra, a dziś są jej urodziny więc przyniosłem jej prezent.
To chyba jakiś żart... Ten brat Leny, przez którego tak cierpi to jest mój były chłopak, przez którego ja nie mogłam  pozbierać się przez całe sześć miesięcy... Miałam ochotę rzucić się na niego i wydrapać mu te błękitne oczyska...
- Ty jesteś jakiś psychiczny... Ty jesteś wyzuty z jakichkolwiek uczuć... Ranisz wszystkich dookoła i uważasz, że jesteś w porządku...
- Nie mów tak... - przerwał mi, ale ja w ogóle go nie słuchałam...
- Prawda w oczy kole... Kochałam Cię... Tak bardzo Cię kochałam, a Ty mnie zostawiłeś dla jakiejś innej... Zraniłeś mnie... A teraz ranisz moją najlepszą przyjaciółkę!
- Daj mi coś powiedzieć! - wrzasnął, a ja cofnęłam się o krok.
-Nadia kto przyszedł?? - usłyszałam głos Lenki.
- Nikt ważny! Zaraz do Ciebie przyjdę - krzyknęłam po czym wypchnęłam Chris'a za drzwi i wyszłam za nim.
- Proszę... Mów co masz mi do powiedzenia...
- To jest bardzo skomplikowane... Zerwałem z Tobą ponieważ... ponieważ chciałem się zbliżyć do Lenki. Wtedy jeszcze się nie przyjaźniłyście, a ja poznałem dziewczynę, która była jej znajomą... Chodziłem z nią tylko dlatego, ponieważ potrzebowałem informacji i dowodów na temat Lenki... Musiałem się upewnić, że jest moją siostrą, a nie znalazłem innego sposobu więc poprosiłem Sophie o szpiegowanie... Nadia ja byłem zdesperowany rozumiesz... Szukałem swojej siostry przez prawie pięć lat i łapałem każdą okazję...
Zrobiło mi się go szkoda... Gdybym ja była w jego sytuacji to też bym tak postąpiła... Z jednej strony mu współczułam, a z drugiej miałam ochotę go udusić za to, że przez niego cierpi Lenka . Teraz poznałam uczucie "być między młotem, a kowadłem".
- Chris... Lenka bardzo cierpi... Cierpi przez Ciebie... Przez to co jej powiedziałeś ona uważa się za niechciane dziecko... - odparłam ledwo powstrzymując łzy... Kompletnie się załamała, z nikim nie rozmawia, nie je, chodzi  tylko w czarnych ubraniach... Myślę, że na razie nie powinieneś się z nią spotykać... Musi ochłonąć... - widziałam w jego oczach ogromny ból... No tak. Znalazł siostrę, a ona go nienawidzi... To nie jest przyjemne uczucie.
- Mam do Ciebie prośbę... Daj jej ten prezent... To ode mnie i mamy. Powiedz jej, że bardzo ją kochamy obydwoje... - wyciągnął rękę z jakąś kopertą... Przez chwilkę się wahałam... Wiedziałam, że to może przynieść jeszcze gorsze rezultaty, ale kto wie? Może akurat to coś zmieni. Zaraz, zaraz. --Przecież Lenka ma urodziny w lipcu... - nie kontrolując się wypowiedziałam te słowa na głos.
- W lipcu ją... oddaliśmy, a urodziła się w marcu. - uśmiechnął się jakby na wspomnienie tamtych czasów. Bez namysłu wzięłam od niego kopertę... Podjęłam ostateczną decyzję. Dam jej ten prezent...
-Dziękuję...  - to było ostatnie słowo jakie wypowiedział. Podał mi rękę na pożegnanie i zszedł ze schodów, a ja nadal lekko oszołomiona wróciłam do domu. Wzięłam tacę i poszłam na górę. Lenka siedziała w oknie . Widziałam, że ma zaszklone oczy... No tak przez okno miała bardzo dobry widok na to z kim rozmawiałam.
- To znowu on... Mój braciszek... Mój kochany braciszek, który pozwolił żeby mnie oddali... - powiedziała nie patrząc na mnie, a w moich oczach zebrały się łzy... Przeszłam cicho przez cały pokój, zostawiając po drodze obiad dla Lenki na szafce nocnej i usiadłam na parapecie obok niej. Położyłam swoją głowę na jej ramieniu i zaczęłam delikatnie głaskać ją po głowie...
- Czego chciał? - spytała nadal nie odwracając wzroku od szyby. Zawahałam się przez chwilkę... Dać jej tę kopertę?? Czemu nie sprawdziłam co tam jest?? A jeżeli to jeszcze bardziej ją załamie?? A z drugiej strony... Może jednak to będzie coś takiego dzięki czemu wróci do normalności... Co robić?? Dziewczyna w końcu odwróciła wzrok w moją stronę. Wręczyłam jej kopertę.
- To prezent urodzinowy od Chris'a i Twojej mamy... Kazał Ci przekazać, że obydwoje Cię kochają...- Lenka prychnęła tylko i drżącymi rękoma otworzyła kopertę.
- Możesz zostawić mnie przez chwilkę samą? - spytała, a ja bez słowa zeskoczyłam z parapetu i wyszłam z pokoju. Jednak ciekawość wzięła górę. Stanęłam przy drzwiach. Cisza... Cisza... Cisza i pochlipywanie... Co on jej tam dał w tej kopercie??? I znów pytanie co robić?? Jednak kiedy usłyszałam szloch bez zastanowienia weszłam do pokoju. Szybkim krokiem podeszłam do Lenki i zajrzałam jej przez ramię. Dziewczyna w jednej ręce trzymała zdjęcie, na którym było młode małżeństwo, kobieta trzymała na rękach malutkie dzieciątko, a obok mężczyzny stał około pięcioletni chłopiec, w drugiej natomiast trzymała list napisany jak się domyślałam w języku polskim. Dziewczyna zeskoczyła z parapetu, usiadła na łóżku i poklepała miejsce obok. Kiedy usiadłam, Lena złapała mnie za dłoń i zaczęła tłumaczyć.

"Kochana Milenko
Wiem, że jest Ci bardzo ciężko z tą informacją, że to odmieniło całe Twoje życie, ale nie potrafiłem żyć ze świadomością, że kiedyś miałem siostrę, a teraz jej nie mam. Kiedy skończyłem osiemnaście lat zacząłem Cię szukać. Jak się pewnie domyślasz sześcioletnie dziecko nie wiele pamięta z kraju, w którym nie było przez okres dwunastu lat. Zjeździłem caluteńką Polskę, a kiedy wreszcie dotarłem do naszego starego miasteczka dowiedziałem się, że wyjechałaś do Londynu, Nawet nie wiesz jak bardzo byłem zirytowany, a z drugiej strony ucieszony. W ekspresowym tempie wróciłem do domu i zacząłem poszukiwania. Tu poszło mi szybciej tym bardziej, że miałem Sophie, ale jakoś nie byłem w stanie do Ciebie normalnie podejść i z Tobą porozmawiać. Gdybyś nie wyszła wtedy z tej restauracji pewnie dalej byś nic  nie wiedziała... Możliwe, że byłabyś szczęśliwsza bez tej wiedzy, ale żyłabyś w kłamstwie... Kochana siostrzyczko w dniu Twoich siedemnastych urodzin życzę Ci wszystkiego najlepszego, dużo szczęścia, żeby Ci się układało z Niall'em, ale też proszę Cię o to żebyś nam wybaczyła....
Krzysiek
Witaj Córciu
To ja... Twoja prawdziwa mama Anna Wasilewska... 
Kochanie gdyby nie Krzyś.... To ja nadal płakałabym po nocach żałując swojego czynu sprzed siedemnastu lat... Tak Słońce.... Nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję... Kiedy tu przyjechaliśmy, uświadomiłam sobie, że źle zrobiłam. że mi Ciebie brakuje.... Jednak było już za późno... Klamka zapadła... Twój brat mi tego nie ułatwiał... Cały czas wypytywał o to czy do nas wrócisz, a ja powstrzymując łzy okłamywałam go i mówiłam, że kiedyś na pewno tak się stanie choć wiedziałam, że to nigdy nie nastąpi. Dopiero kiedy skończył 15 lat dotarło do niego, że nigdy więcej Cię nie zobaczy. Był tak załamany... Stracił ostatnią nadzieję... W wieku 18 lat oznajmił mi, że będzie Cię szukał... Na początku go powstrzymywałam, wątpiłam w niego, ale on był nieugięty... Wyjechał na poszukiwania... A kiedy wrócił i powiedział, że jesteś tutaj w Londynie... Moje serce było przepełnione taką radością jak nigdy... Na myśl, że możliwe jest to iż niedługo Cię spotkam trochę się boję, ale bardziej odczuwam miłość, tęsknotę i chęć zobaczenia mojej małej córeczki. Krzyś opowiedział mi o Twojej reakcji na TĘ wiadomość... Ona jest zrozumiała... To wielki szok... Potrzebujesz trochę czasu żeby się otrząsnąć... Kiedy będziesz gotowa zadzwoń do nas... Numer zapisany jest na odwrocie zdjęcia... Kochanie dwudziestego drugiego marca każdego roku miałam Ciebie przed oczami. Zawsze tego dnia siadałam w swoim fotelu i rozmyślałam co możesz robić tego dnia... A w tym roku mam możliwość złożyć Ci życzenia... Córeczko życzę Ci spełnienia Twoich najskrytszych marzeń, dużo zdrówka, szczęścia, uśmiechu na co dzień i wszystkiego czego zapragniesz... A na koniec mam prośbę... Odwiedź nas niedługo...
Mama

Po przeczytaniu listów Lena wtuliła się we mnie, a ja objęłam ją ramionami. To rzeczywiście zbyt dużo jak na szesnastoletnią, a właściwie siedemnastoletnią dziewczynę...
- Dlaczego ja??? Nadia powiedz mi czym ja zawiniłam? Co ja zrobiłam żeby teraz tak cierpieć??? Ale czy ja mam w ogóle powód do cierpienia?? Może ja mam się z tego cieszyć??? Może ta wiadomość miała spowodować u mnie radość. Radość z tego, że poznałam prawdę, że znalazłam prawdziwą mamę i brata... Nie... Nie mogę tak nawet myśleć! Co ja mam teraz wybaczyć swojej matce... Matce, która mnie porzuciła gdy miałam cztery miesiące i pisze po siedemnastu latach jak bardzo mnie kocha... Tak się nie da! 
Przed chwilką Lenka wypowiedziała więcej słów niż przez ostatnie dwa tygodnie...Potrzebowałam chwili zastanowienia... Czy mam jej odpowiedzieć na te wszystkie pytania? A jeśli tak to jak się odnieść? Po czyjej stronie stanąć??? Może to głupie, ale coraz bardziej jestem za tym, żeby Lena jednak wybaczyła swojej mamie i Chris'owi.
- Lenko Kochanie... Ta cała sytuacja jest strasznie dziwna i zagmatwana... Nie mam zamiaru Ci jakkolwiek podpowiadać, bo to ma być Twoja decyzja i wiem, że jestem Twoją przyjaciółką, ale nawet przyjaciele w niektórych sprawach muszą odpuścić. Jedyne co mogę zrobić to być przy Tobie... 
Cały czas tuląc do siebie wychudzone ciałko mojej kochanej przyjaciółki czułam jak powoli się uspokaja... 
- Zrobiłam dla Ciebie obiad... Naleśniki z nutallą, truskawkami i bitą śmietaną... - powiedziałam cicho.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna... Nie jestem w stanie jeść w takiej sytuacji...
Pokręciłam tylko głową i wstałam. Wzięłam tacę i zaniosłam na dół. Szczerze mówiąc to  sama straciłabym apetyt po przeczytaniu takich listów. No to chyba teraz nic tu po mnie... Czas się pożegnać i wracać do domu. Jeszcze raz pobiegłam na górę i weszłam do pokoju Lenki. Dziewczyna leżała na swoim łóżku cały czas trzymając w dłoniach list i zdjęcie, a po jej policzkach wciąż spływały łzy.
- Kochanie ja chyba już pójdę do domu...Chyba chcesz zostać sama i wszystko przemyśleć prawda?? - spytałam. Dziewczyna spojrzała na mnie i przecząco pokręciła głową.
- Zostań dzisiaj ze mną... Bardzo Cię teraz potrzebuję... - wyszeptała, a ja niemal do niej podbiegłam. Położyłam się obok Lenki, a ona natychmiast się we mnie wtuliła...
- Jeden list niczego nie zmieni... Nie przywróci siedemnastu lat... Jedno zdjęcie nie przekona mnie do "mojej rodziny" zbyt dużo przykrych rzeczy się wydarzyło, żeby ot tak zapomnieć... - to były jej ostatnie słowa przed zaśnięciem. Przykryłam ją kocem i głaskałam ją po plecach... Właśnie w tym momencie poczułam wibrację w mojej kieszeni. Aha. Dzwoni Niall.
- Halo - wyszeptałam i cicho wyszłam z pokoju.
- Przepraszam, że tak późno, ale koncert się troszeczkę przedłużył... Co słychać? Nadal bez zmian?
Westchnęłam cicho...
- Dziś do Lenki przyszedł Chris... - wyszeptałam.
- Booże... A było tak dobrze... Przez dwa tygodnie Lena miała święty spokój... Ma tupet, żeby jeszcze do niej przychodzić po tym wszystkim... - usłyszałam w jego głosie nerwy
- Niall... On jest jej bratem... Nie znasz go i nie wiesz jak wygląda ta cała sytuacja z jego perspektywy... Tym bardziej miał powód, żeby tu dzisiaj przyjść.
- Tak, a jaki?
- Chciał jej przekazać prezent urodzinowy... - powiedziałam niepewnie.
- Że coo?? Przecież...
- Nie Niall... Lenka ma urodziny w marcu. Przecież to jej brat... Wie lepiej...
- Taki z niego brat...
- Wybacz mi Niall, ale jestem po jego stronie... Po zobaczeniu prezentu coś się we mnie zmieniło.
- A co to było?
- Ich rodzinne zdjęcie sprzed siedemnastu lat... oraz list od Chris'a i mamy Lenki w języku polskim...
- No i?? Jak to przyjęła Lenka??
- Bardzo płakała... Zaczęła też ze mną normalnie rozmawiać... Po raz pierwszy od dwóch tygodni powiedziała jasno co czuje... Nie wiem czy to dobry znak. Boję się, że to tylko tak dzisiaj... Pod wpływem emocji...
- Miejmy nadzieję, że nie... Liam krzyczy, że Cię kocha i pozdrawia was obie - dodał po chwili.
- Przekaż mu, że również go kocham i też go pozdrawiamy.
- Dobrze... Będę już kończyć. Ucałuj Lenkę ode mnie... Do usłyszenia jutro. Pa.
- Dobrej nocy...
Rozłączyłam się, weszłam z powrotem do pokoju i zgodnie z poleceniem Niall'a ucałowałam Lenkę. Dziewczyna mruknęła tylko i przewróciła się na drugi bok. Uśmiechnęłam się, a następnie położyłam obok niej. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam z nadzieją, że teraz będzie lepiej.

**********************************************************************

Witajcie Kochani! Myślę, że po dość długiej przerwie nadszedł czas na opublikowanie kolejnego rozdziału... Tym bardziej, że dzisiejszy dzień jest przepełniony ogromnym szczęściem i zachwytem wśród Directioner, ponieważ to właśnie dziś o 8.30 mogłyśmy obejrzeć wywiad z naszym ukochanym zespołem... I te słowa "Szacunek dla Polski" z ust Louis'a... To się nazywa po prosty wygrać życie... Zgadzacie się??
A tak już wracając do rozdziału.
1. Co o nim myślicie?
2. Która część najbardziej się Wam podobała?
3. Jak myślicie czy Chris dobrze postąpił dając te prezenty Lenie?
4. Czy Lena wyjdzie z "depresji" czy nie da sobie rady??
Czekam na Wasze opinie i odpowiedzi w komentarzach... Przepraszam, ale nie będę się jakoś wysilała nad pisaniem notki, bo po prostu nie mam na to siły... Coraz mocniej odczuwam oznaki przeziębienia więc...
Bardzo Wam dziękuję za to co robicie! Za wszystkie wejścia, za wytrwałość Eragony i Forever Yours w komentowaniu! Dziękuję za wszystko!!! <3
Cierpliwie czekajcie na kolejny rozdział... ;)
 Bardzo serdecznie Was pozdrawiam, ale całusów Wam nie prześlę, bo się jeszcze zarazicie i co wtedy??

Milenka Lis (A,) <3 ;) 

8 lis 2014

Imagin z Niall'em.

Poczułam wibrację telefonu w torebce. Z wielką niechęcią wyjęłam urządzenie i już miałam się rozłączać kiedy na wyświetlaczu zobaczyłam twarz mojej przyjaciółki. Zawahałam się... Z jednej strony byłam tak wściekła, że nie miałam ochoty na rozmowy z nikim, ale z drugiej... przecież to moja przyjaciółka... W końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę...
- No heeej! Co tak długo nie odbierasz? Jak poszło?? - usłyszałam rozentuzjazmowany głos [Imię Twojej Przyjaciółki], który jeszcze bardziej mnie dobił.
- Czeeść... Poszło fatalnie... To znaczy... Mówili, że było bardzo dobrze, ale mimo wszystko zabrakło mi cholernego punktu... - starałam się być w miarę opanowana, ale coś mi nie szło...
- Spokojnie Słońce, przecież to nie jest jedyna szkoła muzyczna w tym kraju! - a ta dalej taka radosna...
- Wiem, że nie jest jedyna, ale ta jest najlepsza!!! - warknęłam.
- [T.I.] zluzuj trochę, bo wybuchniesz... Przecież wszędzie roi się od różnych ogłoszeń... Na pewno nauczysz  się grać na gitarze...
Zluzuj?? Zluzuj??? Niby jak? Co z tego, że są ogłoszenia... Co z tego, że jest wiele szkół muzycznych skoro ja nie dostałam się do tej najlepszej... Rodzice zawsze powtarzali mierz wysoko... I co? Zawiodłam ich... Nie mam talentu, nic nie umiem, nic nie potrafię... - Hej jesteś tam? - usłyszałam zaniepokojony głos [I. T. P]
- Jestem... - odpowiedziałam nadal złowrogim, a zarazem smutnym głosem...
- Aj Ty, Ty... Rozchmurz się, bo mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia... - aha to zaraz się dowiem dlaczego moja kochana przyjaciółka jest taka rozradowana.
- No słucham???
- Dzisiaj od godziny 17.00 do 19.00 będziemy się świetnie bawić na lodowisku! - wykrzyknęła do słuchawki, a ja natychmiast wybuchłam śmiechem...
- [I. T. P.] przecież wiesz, że nie umiem jeździć na łyżwach. - odpowiedziałam...
- Najwyższy czas się nauczyć... Oj będziemy jeździć razem. No prooooszę... - i weź tu z taką wytrzymaj. Dopóki się nie zgodzę będzie mi tak jęczeć...
- No doobrze. - przewróciłam oczami chociaż wiedziałam, że [I. T. P] tego nie zobaczy.
- Wiesz, że Cię kocham! - znów wykrzyknęła, a po chwili dodała - bądź gotowa o 16.30 to po Ciebie wpadnę i się przejdziemy Ok?
- A mam inne wyjście?
- No nie masz. W takim razie do później. - odpowiedziała jakże uradowana i zakończyła rozmowę. Spojrzałam na zegarek. Hmmm.. Mam dwie godziny... Postanowiłam zajrzeć jeszcze na facebooka... I twitter'a... I pięćdziesiąt innych interesujących mnie stron. Nie wiem jakim cudem trafiłam na jedno z ogłoszeń informujących o lekcjach gry na gitarze. A może [I. T. P] miała rację... Może nie wszystko stracone.... Wzięłam telefon do ręki i zadzwoniłam pod podany numer. Po pierwszym sygnale dotarło do mnie co robię i chciałam się rozłączyć, ale było już za późno.
- Halo... - usłyszałam w słuchawce głos młodzieńca... Nie dziecka, ale też nie dorosłej osoby... Zapomniałam jak się mówi... Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku... - Haaloo?
- Dzień dobry... Ja w sprawie ogłoszenia. Czy jest nadal aktualne? - odzyskałam zdolność mówienia...
- Oczywiście, że tak... - ton tego głosu zmienił się odrobinkę... Jakbym miała przed oczami osobę uśmiechniętą od ucha do ucha. Dzięki temu sama stałam się śmielsza i takim sposobem umówiłam się na pierwszą lekcję organizacyjną jutro o godzinie 15.00. Muszę przyznać, że humor mi się poprawił. Spojrzałam na zegarek...Za dziesięć szesnasta... Czas się przebrać! Podeszłam do szafki i zaczęłam szukać ubrań. Dopiero po jakichś piętnastu minutach wybrałam kilka pasujących do siebie rzeczy. Czas szybko mija, a znając [I. T. P.] może przyjść wcześniej. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Założyłam ubrania i poprawiłam makijaż. No to teraz zostało przygotować się psychicznie... [T.I] przecież lodowisko nie jest jakimś strasznym miejscem, a wręcz przeciwnie. Co mogłoby Ci się stać?? Niespodziewanie usłyszałam drugi głos w mojej głowie, który odpowiedział na moje pytanie. "W sumie nic... Mogłabyś w najlepszym przypadku się przewrócić, a w rezultacie złamać albo skręcić nogę..." Coś mi chyba nie wychodzi to przygotowanie... Może powinnam zająć się czymś innym i na razie o tym nie myśleć... Co będzie to będzie... I niby uwierzyłam w to ostatnie stwierdzenie choć w głowie słyszałam już szyderczy śmiech losu... Tak, tak... Brak wiary w siebie, bla bla bla... No co ja poradzę, że taka już jestem? Że niczego nie potrafię... Że wszystkiego i wszystkich się boję... Że nic mi nie wychodzi... Taki charakter, taka osobowość i tego nie zmieni nikt... Nie ma co się nad tym rozwodzić. . W momencie kiedy wychodziłam z łazienki zadzwonił dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć.
- No heeej! - krzyknęła. Ona jest zdecydowanie zbyt głośna, zbyt radosna, zbyt optymistyczna! Ale za to ją kocham...
- Witaj... Albo Twój zegarek się śpieszy, albo mój późni... Jesteś piętnaście minut przed czasem... - powiedziałam spokojnym tonem...
- No bo jestem tak podekscytowana i w ogóle... I nie mogłam usiedzieć w domu więc przyszłam wcześniej. -  Kto normalny ekscytowałby się wyjściem na lodowisko?? No kto?? Moja nienormalna przyjaciółka.
Postanowiłyśmy wyjść wcześniej dlatego też założyłam buty i płaszczyk następnie zamknęłam drzwi na klucz. Powolnym spacerkiem szłyśmy sobie w stronę lodowiska. Jak dla mnie mogłybyśmy iść bez końca... Coraz bardziej się bałam... I znów odwrotu nie było, bo właśnie moim oczom ukazało się ogromne lodowisko. Założyłyśmy wypożyczone przed chwilką łyżwy i udałyśmy się na "ślizgawkę". Tak jak się obawiałam po pięciu minutach zostałam sama i powoli jechałam przy barierce, a [I. T. P] robiła różne akrobacje na środku lodowiska. Kiedy robiłam już któreś z kolei okrążenie przyjaciółka podjechała do mnie i złapała mnie za rękę... Nie miałam możliwości się sprzeciwić... Kilka chwil później jechałam przez sam środek lodowiska oczywiście w samotności... Najgorsze było to, że moja prędkość była o wiele za szybka, a ja nie potrafiłam tym hamować. I stało się to, czego byłam pewna. Wpadłam na jakąś osobę i wyrżnęłam jak długa wraz z nią. Jak się okazało był to blondwłosy chłopak na oko dziewiętnastoletni. Szybko się podniósł i pomógł mi wstać.
- Bardzo Cię przepraszam... Ja po prostu nie umiem jeździć, a koleżanka chciała mi zrobić głupi żart i...
- Nic się przecież nie stało. A właśnie nic Ci nie jest?
- Oprócz tego, że mam mokre spodnie i trochę boli mnie ręka... - odparłam zgodnie z prawdą...
- Może to coś poważnego... Zabiorę Cię do szpitala. - powiedział stanowczo... Zaczęłam się sprzeciwiać, ale nic to nie dało. Chłopak złapał mnie za lewą rękę i razem podjechaliśmy do "bramki". Spróbowałam sama zdjąć łyżwy, ale ból w prawej ręce się nasilał, więc blondwłosy mi w tym pomógł... To było dość miłe z jego strony... W ogóle wszystko co zrobił od tego "wypadku" jest bardzo miłe. Rzadko spotyka się teraz takich "dżentelmenów". Kiedy już miałam na sobie własne buty, chłopak zaprowadził mnie do samochodu i udaliśmy się w stronę szpitala. Podczas jazdy szybko znaleźliśmy wspólny temat. Niall, bo tak się nazywa, również interesuje się muzyką... Nie zdążyłam jednak konkretnie go podpytać, bo moim oczom ukazał się ogromny budynek szpitala.
***
- Mówiłem, że to coś poważnego... - powiedział jakby zatroskany i otworzył przede mną drzwi do samochodu. 
- To tylko skręcenie nadgarstka - odparłam spokojnie...
- Tylko?? Tylko??? Będziesz chodziła z gipsem przez 3-4 tygodnie...
- I co z tego? Zawsze chciałam sobie coś złamać.
Chłopak popatrzył na mnie jak wariatkę i ruszył. Teraz jechaliśmy w ciszy, którą po krótkiej chwili przerwałam. Dostałam olśnienia... Przecież jutro miałam mieć moją pierwszą grę, a tu... Od razu zmieniłam nastawienie co do całej sytuacji... No nic... Za pamięci muszę zadzwonić do tego "muzyka" i odwołać jutrzejsze spotkanie.
- Pozwolisz, że wykonam jeden telefon... - powiedziałam cicho... 
- No jasne - zaśmiał się.
Wyjęłam telefon z kieszeni co nie było taką prostą sprawą, ale w końcu się udało i wcisnęłam zieloną słuchawkę. W tym samym momencie zadzwonił telefon Niall'a. Dziwny zbieg okoliczności nie powiem... Chłopak natychmiast odebrał:
- Halo - usłyszałam w słuchawce... Z niedowierzaniem spoglądałam to na niego to na swój telefon... To on... To on miał mnie uczyć grać... Nie wiedziałam co mam powiedzieć, nie wiedziałam jak mam się zachować... 
- Niall co robisz jutro o 15.00 - spytałam w celu upewnienia się.
- Jestem zajęty... Będę prowadził lekcje gry na gitarze... 
- Oj nie wydaje mi się... - szepnęłam, a on znów popatrzył na mnie jak na wariatkę...
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał.
- To, że Twoja uczennica skręciła sobie rękę w nadgarstku i nie będzie w stanie niczego się nauczyć.- odparłam ledwo powstrzymując się od śmiechu. Chłopak aż zjechał na pobocze i zatrzymał się... 
- Wiedziałem, że skądś znam ten głos... Aczkolwiek w słuchawce nie był tak samo piękny i melodyjny. - zarumieniłam się... To był komplement prawda? 
***
Z perspektywy czasu wydaje mi się, że to był komplement,,, Od naszego spotkania minęło półtora roku. Zostaliśmy parą, Niall zaczął mnie uczyć grać na gitarze, poznałam jego przyjaciół... Czasami zastanawiam się co byłoby gdybym dostała się jednak do tej szkoły muzycznej lub gdybym nie poszła z [I. T. P.] na to lodowisko. Czy los splótłby nasze drogi mimo wszystko? Tego nie wiem. Ale uważam, że tak po prostu miało być...
*****************************************************************************
Witajcie, witajcie!!! Zacznijmy od początku... Przepraszam, że w tamtym tygodniu nie pojawił się żaden rozdział, ani nic innego, ale były to dni 01 i 02 listopada, więc nie miałam zbytnio czasu i głowy do tego.... Jeszcze raz bardzo przepraszam... Dziś natomiast pojawia się Imagin, a to dlatego, że:
* chcę jakoś nadrobić zaległości z nimi (Imaginami) związane
* mam nową czytelniczkę, na którą chcę poczekać z końcem opowiadania, który niestety nieubłaganie się zbliża...
A co do końca opowiadania... Rozdziałów zostało tylko trzy + epilog... ALE! Na tym nie kończę mojej twórczości... Postanowiłam napisać nową, całkiem odmienną historię... Blog już powstał, a raczej powstaje, bo chcę najpierw zakończyć ten, żeby móc przejść do tamtego... Ale jeżeli ktoś miałby ochotę zajrzeć już teraz to proszę bardzo LINK. Coś więcej powiem już w notce pod epilogiem lub zrobię taki całkiem oddzielny post z podziękowaniami i podsumowaniem... Jeszcze nie wiem, ale do zakończenia zostało trochę czasu... 
A co myślicie o tym Imaginie??? Z góry przepraszam, za wszelakie błędy, ale pisałam go szybko, bo chciałam, żeby coś pojawiło się na blogu, żebyście nie myśleli, że o Was zapomniałam czy coś ;) 
Proszę o szczere opinie w komentarzach, zachęcam do dalszego czytania opowiadania... Życzę Wam udanego długiego weekendu i do jak najszybszego następnego co nie? ;)

Pozdrawiam! <3 

Milenka Lis (A,)

24 paź 2014

Rozdział XL

*Nadia* Nastrój
Minęły trzy tygodnie odkąd jestem z Liam'em. Jak na razie wiedzą o nas tylko chłopcy i Lenka. Chociaż co raz częściej nasze zdjęcia pojawiają się w gazetach czy Internecie. Muszę przyznać, że na razie jest mi ciężko. Brak prywatności, krytyka fanek One Direction. To mnie po prostu przerasta. Czasami mam dość, mam ochotę skończyć to co zaczęło się tak niedawno, ale wtedy przychodzi Liam i mnie przytula, a w jego ramionach czuję się tak bezpiecznie... Natomiast kiedy nie ma mojego chłopaka, a ja przechodzę przez takowy kryzys to na ratunek przybywa Lenka. Szczerze mówiąc to chyba jej wsparcie i zrozumienie mi najbardziej pomaga. Zawsze kiedy ja już nie daję rady opowiada mi o swoich "początkach". O tym, że kiedy zaczął się jej związek z Niall'em to też miała sporo "hejtów" i choć też było jej ciężko nie zwracała uwagi na opinię innych. Wiedziała, że skoro jest szczęśliwa z Horan'em, a on z nią to nic i nikt nie ma prawa tego zniszczyć. Właśnie te słowa za każdym razem sprawiały, że moje załamanie mijało.
Dziś ósmy marca "Dzień Kobiet". Dziś Liam wraca po tygodniowym wyjeździe z zespołem... Już się nie mogę doczekać... Codzienne rozmowy przez telefon to nie to samo co spotkania. Nawet nie wiem gdzie i jak spędzimy dzisiejsze popołudnie... Wiem tylko, że na 16.00 mam być gotowa.
***
-W co ja mam się ubrać?! - krzyknęłam zdesperowana do telefonu.
- Spokojnie Słońce... To, że spotykasz się dziś z Liam'em nie oznacza, że masz mi się wydzierać do słuchawki... Rozumiem, że jesteś podekscytowana i te sprawy, ale jak Ty będziesz się tak denerwować przed każdą randką to się nerwicy nabawisz. - usłyszałam spokojny głos Lenki. Ciekawe czy ona nie stresowała się przed pierwszą oficjalną randką z Niall'em.
- Jak ja mam być spokojna??? Ja chcę wyglądać idealnie, a nic takiego nie mam... - powiedziałam płaczliwym tonem.
- Jak dla mnie to wcale nie musisz się stroić no ale skoro tak bardzo chcesz to zaraz będę...
Odrobinę pocieszona odłożyłam telefon i ponownie zaczęłam przeglądać szafę. Wszystkie sukienki jakie miałam, wydawały mi się teraz okropne i w ogóle nie pasujące na tę okazję. Ta zbyt uroczysta, ta zbyt dyskotekowa, ta ma za dużo dodatków, a tamta jest zbyt skromna. Tak wiem jestem w pewnym stopniu wybredna no ale cóż poradzić... Na szczęście nie musiałam długo czekać na Lenkę. Po jakichś dziesięciu minutach pojawiłam się w moim pokoju.  Szybkie wymienienie uścisków no i wreszcie oczekiwana pomoc. Blondynka podeszła do mojej szafy i zaczęła przeglądać jej zawartość. Mrucząc coś pod nosem to wyjmowała, to wkładała jakiś wieszak.
- Mam! - krzyknęła i wyjęła kremową sukienkę. To była ta, którą uznałam za "zbyt ozdobną" - Ta sukienka jest idealna. Delikatna, zmysłowa i taka "słodziutka" czyli stuprocentowe odzwierciedlenie Ciebie. Nie zgłaszałam protestów, bo nie widziałam w tym sensu. Lena miała rację. Z radości wyściskałam Lenkę tak, że aż jej coś w kręgosłupie chrupnęło. Od razu mówię nic się nie stało.
- Słońce ja muszę już wracać do siebie, bo sama jeszcze nie przygotowałam własnego stroju. Udanego popołudnia i wieczoru życzę - powiedziała Lena kończąc już pożegnalne uściski.
- Dziękuję i wzajemnie... Do jutra!
Dziewczyna wyszła z pokoju. Usłyszałam jeszcze jak zbiega po schodach i szybkim krokiem maszeruję w stronę swojego domu. Moja kochana wariatka... Dobra czas wrócić na ziemię! Za godzinkę przyjeżdża Liam... Poszłam do łazienki aby tam wziąć szybki prysznic i umyć włosy. Następnie w szlafroku wróciłam do swojego pokoju gdzie wysuszyłam moją czuprynkę i przebrałam się w wybraną sukienkę. Najwyższy czas na makijaż. Włosy zostawię rozpuszczone. Siedząc przy biurku, na którym rozłożone były moje wszystkie kosmetyki dobierałam odpowiednie cienie, pudry itd. Kiedy wiedziałam już jak mam się pomalować, wyjęłam lusterko z szuflady i zaczęłam makijaż. Mała warstewka podkładu, delikatny róż na policzki, perłowy cień na powieki, idealne kreski wyrysowane eye-liner'em i perfekcyjnie wytuszowane rzęsy, na koniec bladoróżowa szminka. Gotowe. Przejrzałam się w lusterku. WOW! Nie no muszę przyznać, że efekt jest cudowny. Usłyszałam silnik samochodu. Mój Liaś wrócił!!! Złapałam w biegu sweterek oraz torebkę i zbiegłam na dół. W pośpiechu otworzyłam drzwi i ujrzałam mojego chłopaka. Przez kilka chwil wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Nie wytrzymałam i wtuliłam się w niego.
- Tak bardzo tęskniłam - szepnęłam jeszcze bardziej tuląc się do mojego chłopaka.
- Może mi nie uwierzysz, ale ja tęskniłem bardziej - szepnął mi do ucha i pocałował mnie w czoło. Kiedy już się od siebie odsunęliśmy, Liam obejrzał mnie dokładnie od góry do dołu.
- Zawsze byłaś piękna, ale dzisiaj to już przeszłaś samą siebie.
Przez jego komplement lekko się zaczerwieniłam, a na moje usta wdarł się ogromny uśmiech. Gdy już się ogarnęłam, spytałam czy wejdzie do domu, ale odparł, że ma ogromną ochotę na spacer. Mówiąc szczerze to nagle poczułam nieodpartą ochotę dotlenienia się. Założyłam sweterek i szpilki po czym wyszłam z domu. Pogoda była dość ładna, wprawdzie słońce nie świeciło jakoś przesadnie mocno, ale jednak świeciło, a w dodatku nie padał deszcz więc mieliśmy sprzyjające warunki do spacerowania.. Zmierzając tak w stronę pobliskiego parku rozmawialiśmy o wszystkim. Liam opowiadał co się działo podczas wyjazdu. W pewnej chwili poczułam jak wplata swoje palce między moje. Dalej szliśmy trzymając się za ręce co baaardzo mi się podobało. Kiedy dotarliśmy do parku, usiedliśmy na jednej z ławeczek. I od tej pory Liam stał się strasznie spięty. Na początku udawałam, że tego nie zauważyłam, ale po kilkunastu minutach w końcu spytałam.
- Czy wszystko w porządku?
Liam popatrzył na mnie i przez chwilkę milczał jakby moje pytanie dopiero co docierało do jego umysłu.:
- Tak, tak... Wszystko jest ok. - odparł i uśmiechnął się. Zauważyłam w jego uśmiechu trochę sztuczności, ale już o nic nie pytałam. Dopiero po następnych kilkunastu minutach poznałam powód tego "stresu". Liam po prostu chciał mi wręczyć prezent z okazji Dnia Kobiet. Po upłynięciu ok. 20 minut wyjął z kieszeni niewielkie prostokątne pudełko. Jego zawartością był piękny, srebrny wisiorek z zawieszką w kształcie litery "L". W ramach podziękować Liaś dostał ode mnie buziaka... prosto w usta. Tak, dokładnie tak. Właśnie dzisiejszego dnia postąpiliśmy o krok dalej w naszym związku. Pierwszy, nieśmiały pocałunek został zaliczony.

*Lena*
Dzwonek do drzwi... Tak to Niall. Wreszcie zobaczę mojego Blondynka po całym tygodniu rozłąki. Ostatnie spojrzenie w lustro. Biała, koronkowa sukienka prezentowała się perfekcyjnie. Tego jestem dziś pewna i nikt nie wmówi mi, że jest inaczej... Zbiegłam na dół, otworzyłam drzwi i niemalże rzuciłam się na mojego chłopaka.
- Witaj Kochanie,,, - szepnęłam mu na ucho.
- Witaj Ślicznotko - odpowiedział uśmiechnięty od ucha do ucha i unosząc mnie lekko obrócił się kilka razy wokół własnej osi.
- Jesteś głodny? - spytałam kiedy odstawił mnie na ziemię.
- Jak wilk! Dlatego też zabieram Cię do restauracji. Wszystkiego najlepszego Kochanie! - powiedział i namiętnie mnie pocałował. Jak ja wytrzymałam ten tydzień bez niego?? Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu. Ruszyliśmy, po chwili Niall położył jedną rękę na mojej dłoni. Zerknęłam w jego stronę i promiennie się uśmiechnęłam. Droga zajęła nam nie więcej niż piętnaście minut. Niall wyszedł pierwszy z samochodu, a następnie otworzył moje drzwi i pomógł mi wysiąść. To było słodkie i taaakie romantyczne. I to jest właśnie cały Niall, MÓJ NIALL - kochany, troskliwy, słodki i romantyczny. Przeszliśmy do restauracji. Oczywiście po otworzeniu szklanych drzwi otoczyło nas przyjemne ciepło i zapach różnych potraw. Od razu zrobiłam się głodna. Weszliśmy do środka i zajęliśmy jeden z wolnych stolików. W momencie gdy usiedliśmy, pojawiła się przy nas kelnerka z menu. Przeglądaliśmy kartę dań i już po kilku minutach złożyliśmy zamówienie. Słuchając opowieści Niall'a zerknęłam przez jedną z szyb i... zauważyłam czarny samochód. (Nastrój) Momentalnie odechciało mi się jeść. O nie! Pora to zakończyć raz, a porządnie! Przeprosiłam Niall'a na chwilkę i zdenerwowana wyszłam z restauracji. Pewnym krokiem podeszłam do samochodu i zastukałam w przyciemnianą szybkę. Odeszłam o krok i drzwi auta gwałtownie się otworzyły, a z niego wyszedł... facet Sophie... Ten, którego widziałam przed supermarketem.* Ubyło mi trochę
odwagi, ale nadal byłam wściekła, a zarazem ciekawa o co w tym wszystkim chodzi.
- Przepraszam bardzo, ale chciałabym o coś pana zapytać. Dlaczego mnie pan śledzi?
Mężczyzna popatrzył na mnie z popłochem w oczach. Teraz to on boi się mnie? Coś tu nie gra... Jednak kiedy patrzył na mnie przez dłuższy czas zaczął się powoli uśmiechać. Teraz to już kompletnie nic nie rozumiem.
- Boże... To naprawdę Ty... Milenka... - uśmiechnął się jeszcze bardziej i podniósł swoją dłoń tak jakby chciał mnie pogłaskać. Zrobiłam gwałtowne dwa kroki w tył i z przerażeniem w oczach spytałam:
-Skąd pan mnie zna i o co panu chodzi!?
- Milenko tylko spokojnie- zaczął powoli, ale ja natychmiast mu przerwałam
- Niech się pan tak do mnie nie zwraca! Nie jestem pańską koleżanką! - co on sobie myśli i za kogo się uważa??
- Nie, nie jesteś moją koleżanką... - zawahał się... - Jesteś moją siostrą... - dokończył śmiertelnie poważnie...
Że co proszę??? To chyba jakiś żart. Do Prima Aprilis wprawdzie już niedługo ale jednak... Nie wiedziałam jak mam się zachować. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć... To nie prawda! Głupi dwudziestotrzylatek robi sobie ze mnie żarty.
- O czym pan mówi?? Nigdy nie miałam brata, ani siostry... Byłam to znaczy jestem jedynaczką! - zaczęłam się trząść z nerwów.
- Posłuchaj mnie uważnie... Nazywam się Chris Wesley... - tu zawahał się na moment, a po chwili dodał- Po polsku Krzysztof Wasilewski. Kiedy miałem sześć lat mój ojciec zginął w wypadku, a ja wraz z mamą wyjechaliśmy do babci, do Londynu. - oniemiałam kiedy dotarło do mnie to, że dokończył w moim ojczystym języku.
- To naprawdę bardzo przykre, ale nie rozumiem czemu pan mówi o tym mnie. Chcę się dowiedzieć dlaczego pan mnie śledził, a nie poznać pana życiorys! - to jest jakieś chore!!! Co ja takiego zrobiłam?? Czym zawiniłam??
- Daj mi dokończyć... Nie wspomniałem jeszcze o tym, że pół roku przed moimi szóstymi urodzinami i cztery miesiące przed wypadkiem ojca urodziła mi się siostrzyczka - w jego oczach zauważyłam łzy... Boże co tu się dzieje???? Czemu jakiś obcy facet, który śledził mnie przez ok. dwa miesiące opowiada mi swoją historię z przeszłości?? Ja chcę wrócić do tej restauracji, do Niall'a! Chciałam przerwać ten cały monolog, ale coś mnie powstrzymywało. Coś mówiło: "Poczekaj, a znajdziesz odpowiedź na swoje pytanie". Mężczyzna ponownie zaczął mówić. - Mama była taka szczęśliwa, tata zresztą też. Na moją prośbę dali jej na imię Milena. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie ten przeklęty wypadek... Po śmierci ojca mama się załamała. Przed wyjazdem do Londynu stwierdziła, że nie jest w stanie utrzymać dwójki dzieci dlatego też... oddała moją kochaną siostrę państwu o nazwisku... Lis, którzy tak bardzo pragnęli mieć dziecko...
NIEEEE!!! To nie prawda!!! To nie może być prawda! To jest zmyślona historia prawda!!! Tak! Na pewno! Ten człowiek jest chory umysłowo! W głowie zaczęło mi huczeć... Od natłoku myśli zrobiło mi się słabo! Nie! Nie! Nie! To nie jest prawda!!! Cały czas słyszałam głos w mojej głowie...W moich oczach pojawiły się łzy...
- Nie wierzę Ci... Nie masz dowodów, a Twoja historyjka nic dla mnie nie znaczy... - wysyczałam przez zęby ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem. Mężczyzna wyjął z samochodu paczkę, która wydała mi się znajoma.
*wspomnienie*
 Kiedy stwierdziłam, że to, co uzbierałam, wystarczy mi na calutki tydzień udałam się do kasy. Przede mną stała blond włosa dziewczyna, która właśnie rozmawiała przez telefon. Chwila... Skąd ja znam ten landrynkowy głosik, słodki zapach perfum również wydawał mi się znajomy... Po chwili dziewczyna zakończyła rozmowę i zaczęła szukać portfela w torebce. Kiedy ujrzałam ją z profilu, wszystko stało się jasne... Sophie... Znalazła portfel, zapłaciła za zakupy i szybko opuściła budynek. Nie umiem wyjaśnić dlaczego, ale wydało mi się to podejrzane. Szybko wyłożyłam artykuły na ladę, zapłaciłam, schowałam zakupy do torby i niemal biegiem ruszyłam za Sophie. Przed budynkiem stał czarny, sportowy samochód, a obok niego Blondyna z jakimś wysokim i umięśnionym facetem, który wyglądał na 22 – 23 lata. Cofnęłam się cicho i spoglądałam na nich przez sklepową szybę. Rozmawiali, śmiali się... Niby nic specjalnego, ot spotkanie dwójki znajomych. Już miałam wyjść, gdy nagle zauważyłam, że dziewczyna dała coś mężczyźnie i pocałowała go. Pocałowała go?! Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Narzeczona Herry'ego całuje się z jakimś innym facetem. To chyba mi się tylko przywidziało... Zerknęłam jeszcze raz, by mieć pewność. Niestety to nie była pomyłka. Wciąż stali przed samochodem złączeni w jednoznacznym uścisku... (Rozdział XIII cz. 3)
*koniec wspomnienia*
- Zajrzyj do środka - usłyszałam cichy głos. Aha jeszcze nie wróciłam ze świata wspomnień. Otrząsnęłam się i powoli otworzyłam pudełko. Ujrzałam w nim moją legitymację szkolną z VI klasy, mój grzebyk, który zginął mi gdzieś w sierpniu, a co najgorsze mój akt urodzenia, a raczej jego kopię.
- Oryginał trzymałem w szufladzie mojego biurka przez siedemnaście lat, bo wiedziałem, że kiedyś mi się przyda. No i popatrz! Znalazłem Cię, znalazłem moją siostrzyczkę...
Patrzyłam na rozpromienioną twarz Chris'a, ale przed oczami widziałam moich rodziców, a tak właściwie to obcych mi osób... Okłamywali mnie przez szesnaście lat! Wmawiali mi, że mnie kochają! Okres po moim wypadku był wprost cudowny. Kochający rodzice...
Z każdą myślą uświadamiałam sobie straszniejsze rzeczy. Malutkie dzieciątko, które urodzi się gdzieś w czerwcu nie jest moją siostrą... Weronika nie jest ze mną spokrewniona... Jednak to wszystko było niczym... Myśl, że własna, prawdziwa matka oddała mnie obcym ludziom to było najgorsze i nie do zniesienia... Coś we mnie pękło...Z moich oczu popłynęły łzy. Nie chciałam żeby ktokolwiek widział mnie w takim stanie więc zaczęłam biec. Za sobą słyszałam okrzyki, ale nie zwracałam na nie uwagi. Biegłam ile miałam sił w nogach i wylewałam łzy... Własna matka mnie nie chciała... Byłam wychowywana przez obcych ludzi. Przez szesnaście, prawie siedemnaście lat żyłam w kłamstwie...
Nie wiem w jak krótkim czasie pokonałam dystans dzielący mnie od domu. Wiem tylko, że po zamknięciu drzwi na klucz, osunęłam się na podłogę i zaczęłam głośno szlochać. Nie minęło pięć minut, a już słyszałam głośne pukanie. W pierwszej chwili myślałam, że to... Chris, ale usłyszałam wołanie mojego chłopaka:
- Lenko otwórz mi! Proszę Cię!
Nie byłam w stanie się podnieść. Nie chcę nikogo widzieć, nie chcę z nikim rozmawiać! Chcę umrzeć!!! Nie chcieli mnie! Nikt mnie nigdy nie chciał! Prawdziwa matka mnie oddała, a rodzice zastępczy przez szesnaście lat mnie okłamywali i nie wysilali się nawet z okazywaniem uczuć. Od zawsze byłam dla wszystkich problemem! - Pukanie nie ustawało. W końcu podniosłam się i otworzyłam drzwi.
- Boże Lenko co się stało? - Niall ponowił pytanie, a ja znów wybuchłam płaczem. Blondyn zamknął drzwi i mnie przytulił.
- Ćsiiii.... Pójdziemy do pokoju i wszystko powoli mi opowiesz dobrze? Kiwnęłam tylko głową bo nie mogłam nic powiedzieć. Łapczywie łapałam każdy oddech pomiędzy kolejnymi szlochami, Weszliśmy po schodach i już po chwili siedziałam na własnym łóżku. Obok mnie usadowił się Niall i zaczął mnie głaskać po plecach. Powoli się uspokajałam. Kiedy już byłam w miarę spokojna zaczęłam mu wszystko opowiadać. Począwszy od tego śledzenia, aż do informacji z dnia dzisiejszego. On również był w ogromnym szoku... Widziałam w jego oczach współczucie... Tego nie chciałam najbardziej... Teraz wszyscy będą mi współczuć, bo byłam i jestem niechciana...Czułam jak spadam... Spadam na dno głębokiej i szerokiej studni...

*Niall*
Dlaczego ona? Dlaczego biedna Lena, która już tyle wycierpiała? Jak jej pomóc? Jak ją wspierać, a zarazem nie okazywać współczucia? Mam wrażenie, że to tylko koszmar, który śni się nam obojgu. Niestety to nie jest sen... To rzeczywistość, która czasami bywa bardzo brutalna... Lenka położyła się na łóżku i nadal łkała, a ja nie miałem pojęcia co mam robić. Te informacje były dla mnie ogromnym szokiem... Nigdy bym się czegoś takiego nie spodziewał... No dobrze Niall, ale Ty masz być teraz wsparciem dla Leny więc otrząśnij się i zacznij działać. Wstałem z łóżka i okryłem moją ukochaną kocem, bo przez cały czas się trzęsła. Nie wiem czy to z zimna, czy od ciągłego łkania. Ach właśnie. Lenka powinna wziąć coś na uspokojenie.. Czemu wcześniej o tym nie pomyślałem??? W ekspresowym tempie przeszedłem do łazienki i przeglądając zawartość szafki z lekami znalazłem to co było mi potrzebne. Zszedłem na dół po szklankę wody i ponownie udałem się do pokoju Lenki.
- Słońce mam dla Ciebie coś na uspokojenie. Weź to, a na pewno poczujesz się lepiej - powiedziałem
głosem o ton głośniejszym od szeptu. Lena spojrzała na mnie nieufnym wzrokiem, ale wzięła lek i ponownie opadła na poduszki. Odstawiłem szklankę na szafce nocnej i położyłem się obok niej. Nucąc jakąś melodię i głaszcząc ją po plecach obmyślałem plan działania. Lena nie może być teraz sama w domu... Kto wie co może jej przyjść do głowy kiedy będzie siedziała w tej ciszy i pustce? Lena mnie potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek. Można to potraktować jako taki test sprawdzający czy nasza miłość przetrwa wszystko. Dobrze już wiem co muszę zrobić, ale to za chwilkę.
*30 min, później*
- Halo - usłyszałem rozbawiony głos Nadii.
- Przepraszam, że zakłócam Ci spokój w takie święto, ale jesteś bardzo potrzebna Lenie - powiedziałem dość poważnym głosem i Nadia momentalnie spoważniała.
- Coś się stało?
- Jak przyjedziesz to wszystko Ci wyjaśnię.
Usłyszałem tylko sygnał rozłączonego połączenia. Po dziesięciu minutach przed domem Lenki stanął samochód Liam'a. Chwilkę później oboje byli już przed drzwiami jej pokoju. Wyjaśniłem pokrótce co zaszło. Ich tak samo jak mnie zszokowała ta wiadomość.
- Boję się, że jak zostanie sama to zrobi sobie coś złego... Dlatego też postanowiłem się do niej wprowadzić, aż do poprawy jej stanu albo do przyjazdu Werci zobaczymy co nastąpi szybciej. - Liam i Nadia przyznali mi rację, stwierdzili, że to najlepsze rozwiązanie. - W związku z tym Nadio mam do Ciebie prośbę. Czy mogłabyś zostać przy Lenie przez jakiś czas? Ja bym się tylko spakował i zaraz tu wracam.
- Mogę siedzieć przy niej cały czas. Jestem jej przyjaciółką i jestem zobowiązana do tego by jej pomagać.., Poza tym kocham ją jak siostrę więc... zmykajcie, a ja będę jej pilnować - odparła i weszła do pokoju Leny. Natomiast ja z Liam'em poszliśmy do siebie. Mimo, że jest to dość krótka odległość, Payne zdążył mi zadać mnóstwo pytań w związku z zaistniałą sytuacją. Zanim weszliśmy do domu brunet wiedział już wszystko .
Po zamknięciu drzwi wejściowych z salonu wybiegli Louis, Harry i Zayn.
- Witajcie! - wykrzyknęli, ale ich entuzjazm szybko "opadł"
- A gdzie Lena i Nadia? Co się stało Niall? - spytał zaniepokojony Harry.
Czy to aż tak widać? Czy z mojej twarzy można wyczytać wszystko?
-Przepraszam, ale nie mam czasu na wyjaśnienia. Liam wie wszystko więc... - nie dokończyłem tylko szybkimi krokami wszedłem na górę. Na środku mojego pokoju stała jeszcze nierozpakowana walizka. To się chyba nazywa szczęście w nieszczęściu. Teraz muszę tylko dorzucić kilka rzeczy i mogę szybko wracać do Lenki. Jak powiedziałem, tak zrobiłem i już po chwili schodziłem z walizką na dół. W hallu stała reszta. Wyglądali na zszokowanych, podłamanych, smutnych... No tak. Wszyscy kochają Lenę...
- Niall pamiętaj, że tworzymy jedną wielką rodzinę i gdybyś sobie nie radził to my zawsze Ci pomożemy. Wiesz, że bardzo lubimy Lenę i też będziemy starali się być dla niej wsparciem - powiedział Liam kiedy tylko stanąłem między nimi. Miałem łzy wzruszenia w oczach. Moi przyjaciele, moi prawdziwi przyjaciele... Złączyliśmy się wszyscy w grupowym uścisku. Wyglądało to tak jakbyśmy się żegnali na zawsze, a przecież będę w mieszkaniu obok. No właśnie... Czas się zbierać. Jeszcze raz pożegnałem się z chłopakami i wyszedłem. Czułem w sercu, że zaczynam nowy etap, który będzie ciężki, ale jeżeli w nim wytrwam to wynagrodzenie będzie ogromne. Wynagrodzeniem będzie szczęście Lenki, a jeżeli moja ukochana będzie szczęśliwa to i ja taki będę... Z taką myślą przekroczyłem próg domu mojej dziewczyny. Zdjąłem buty i kurtkę, i poszedłem na górę. Wszedłem do pokoju Lenki najciszej jak potrafiłem i spojrzałem na łóżko. Nadia siedziała przy niej i głaskała ją po ramieniu.
- Dziękuję... - szepnąłem i uśmiechnąłem się lekko.
- Nie ma za co... Zawsze możecie na mnie liczyć.
Dziewczyna wstała, przytuliła mnie na pożegnanie i wyszła szepcząc jeszcze ciche "Trzymaj się..." Wytrwam choćby nie wiem co... Muszę... Dla Lenki. Dla NAS!
******************************************************************************
SURPRISEEE!!! Hej haj heloooł! Jestem tak mega podjarana nowym teledyskiem, że postanowiłam zrobić Wam niespodziankę i wstawiam rozdział już dziś! No normalnie śmiech przez łzy... Jestem zachwycona teledyskiem więc już za "nieogarniętą notkę" baardzo przepraszam :*- Dla tych co jeszcze nie widzieli link. A dla tych co widzieli pierwsze pytanko: Co o nim myśliciee???
A teraz wracamy na ziemię! To znaczy do rozdziału. Muszę Wam szczerze powiedzieć, że on również strasznie mi się podoba, a kiedy go pisałam to wyłam jak głupia, ale w tym rozdziale jest tyle emocji, że normalnie... Dobra skończę wypisywanie mojej opinii i własnych odczuć i przejdę do pytań:
1. Jakie odczucia macie po przeczytaniu tego rozdziału?
2. Co Wam się najbardziej podobało??
3. Co myślicie o całej sytuacji z Lenką?
4. Jak oceniacie Chris'a?
5. Jak myślicie co będzie dalej???
6. Czy muzyka jest dobrana odpowiednio?
To są pytania pomocnicze,,, Możecie na nie odpowiedzieć w podpunktach, albo pisząc ogólny komentarz zawrzeć wszystkie informacje dotyczące spraw o które pytałam.
A teraz ostatnie pytanko: Podoba się niespodzianka??? :D
Mam nadzieję, że tak... Proszę o komentarze, głosy w ankietach i polecanie mojego bloga. Dziękuję za wszystko co zrobiłyście do tej pory czyli wszystkie komentarze i ponad 5200 wejść. To dla mnie bardzo ważne i wiele dla mnie znaczy... Aha i jeszcze jedno. Rozdział dedykuję mojej ukochanej, wspaniałej Jessice... Możliwe, że zanim przeczytasz ten rozdział minie trochę czasu, ale... właśnie ten rozdział był "zarezerwowany" dla Ciebie... Mam nadzieję, że Ci się spodobał! <3
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie! Całuję i ściskam mocno!!!

MiLenka Lis (A.)