27 wrz 2014

Rozdział XXXVI

*Lena* WŁĄCZ! <3

Z racji tego, że poszłyśmy spać bardzo późno wstałyśmy o stosownej do sytuacji porze tj. ok 11.00. Gdybyście jednak chcieli znać szczegóły to tak naprawdę Nadia wstała i mnie obudziła. Ja gdybym tylko mogła spałabym o wiele, wiele dłużej.  No ale to nic. Będę miała jeszcze czas by to odespać, bo nie powinnam przeznaczać na to dzisiejszego dnia.
Zanim zeszłyśmy na śniadanie, musiałyśmy doprowadzić się do porządku. Typowe poranne czynności: prysznic, ubieranie się, makijaż, fryzura i gotowe. Jakieś pół godziny później siedziałyśmy w kuchni przy stole i zjadałyśmy płatki na mleku. Tak wiem bardzo oryginalnie... Ale kto powiedział, że ma być oryginalnie... Ma być zdrowo i pożywnie prawda?? Po skończonym posiłku wstawiłyśmy naczynia do zmywarki po czym założyłyśmy kurtki i buty. Kiedy byłyśmy ubrane, wyszłyśmy z domu i powolnym spacerkiem udałyśmy się w stronę domu Nadii. Po drodze miałam wrażenie, że ktoś za nami jedzie, ale nie wspominałam o tym mojej przyjaciółce. Może to rzeczywiście jakaś obsesja... No cóż. Niektórzy mają ją na punkcie czarnych kotów, a ja najwidoczniej na punkcie czarnych samochodów. Droga zajęła nam piętnaście minut. Po przekroczeniu progu od razu się uśmiechnęłam. Kiedy tylko wejdę do tego domu od razu ogarnia mnie takie wspaniałe i przyjemne uczucie. Może dlatego, że zawsze słychać i czuć, że ktoś tu przebywa, że jest tak miło i przytulnie, że atmosfera w tym domu jest taka rodzinna. Weszłyśmy na chwilkę do kuchni, żeby przywitać się z mamą Nadii. Muszę przyznać, że Nadia jest strasznie podobna do swojej rodzicielki. W sumie to nie miała tylko małych zmarszczek i była nieco wyższa, ale tak poza tym to jak dwie krople wody. No więc przywitałyśmy się i już miałyśmy zniknąć kiedy pani Petrova nas zatrzymała. Ach zapomniałabym... Przecież nie przeszłam przez "odpytywanie". No może źle to ujęłam, ale zawsze kiedy przychodzę do Nadii jestem pytana: "Co u mnie??, Jak w szkole? (nawet na feriach), Jakie mamy plany? Czy aby nie jestem głodne itd. itp. Może to brzmi jakoś strasznie i zniechęcająco, ale muszę Was... hmmmm rozczarować? nie bardzo mi pasuje to określenie, ale żadne inne nie przychodzi mi do głowy... No więc. Lubiłam te chwilowe pogawędki z mamą Nadii. Kiedy tu przychodziłam czułam się jakbym była we własnym domu. Pani Petrova traktowała mnie jak własną córkę i bardzo często powtarzała, że cieszy się, iż Nadia w końcu ma bratnią duszę. Kiedy już przeszłam przez serię pytań poszłyśmy do pokoju Nadii. Wzięłyśmy spakowaną torbę i miałyśmy się udać w drogę powrotną. Mama Nadii była zawiedziona tym, że tak wpadłyśmy i już znikamy, ale kiedy Blondyneczka wytłumaczyła jej, że chodzi o urodziny naszego przyjaciela już o nic więcej nie pytała i puściła nas wolno. Droga powrotna minęła nam krócej. Szczerze mówiąc to nie wiem dlaczego... No ale to mało ważne... Po powrocie postanowiłyśmy zrobić obiad. Nie bardzo chciało nam się ślęczeć w kuchni nad jakimiś wytwornymi daniami tym bardziej, że chciałyśmy sporo czasu poświęcić na przygotowania do imprezy dlatego też zrobiłyśmy frytki. Szybkie, proste i sycące. Ok. godziny 15.00 najedzone poszłyśmy do mojego pokoju. Nadszedł upragniony przeze mnie moment.
Nadia wyjęła z torby swoją sukienkę. Moje oczy rozszerzyły się na wielkość pięciozłotówek, a po szczękę musiałabym chyba iść na dół. No cudo! Skoro takie wrażenie wywarła na mnie sama sukienka, to co będzie jak ujrzę w niej Nadię... Pewnie zejdę na zawał... Zaryzykuję! Przynajmniej przed śmiercią będę miała piękne widoki. Dobra Lenka OGAAAR! Podeszłam do szafy i wyjęłam swoją sukienkę, która nie wydawała mi się już taka piękna jak wczoraj. Teraz uważałam, że żadna inna nie dorówna Nadii... No nic będę musiała się z tym pogodzić. Wzięłam sukienkę i poszłam do łazienki. Przebrałam się, przejrzałam w lustrze... "Ujdzie w tłoku" z taką myślą udałam się do pokoju gdzie czekała na mnie już przebrana Blondyneczka... Tak jak przypuszczałam ta sukienka i jej idealna figura prezentowały się perfekcyjnie! Muszę z przykrością przyznać, że odrobinkę jej zazdrościłam, a także nie mogłam zrozumieć pewnej rzeczy. Jak taka piękna osóbka może nie mieć chłopaka, a takie coś jak ja zainteresowało Niall'a. Tak, tak charakter najważniejszy... Przecież wszyscy wiedzą ile w tym prawdy... No dooobra takie rozmyślania zostawię sobie na jakiś wolniejszy wieczór, a teraz trzeba wziąć się za fryzurę i makijaż... Tym razem Nadia maluje tylko i wyłącznie moje oczy i nic poza tym
resztą zajmę się sama. Więc kiedy ja robiłam fryzurę, moja przyjaciółka robiła własny makijaż.
Zanim skończyłam układanie włosów z moich ust co jakiś czas wydobywała się wiązanka przekleństw. Zawsze kiedy już miałam wpiąć ostatnią spinkę, "wylatywał" pojedynczy kosmyk i cała fryzura była do niczego... Poprawiałam ją chyba cztery czy pięć razy. Ostatecznie wyszła całkiem ładnie. Nadia zdążyła się w tym czasie pomalować i uczesać, a przez ostatnie kilka minut niemalże wiła się ze śmiechu patrząc na moje poczynania. Jest godzina 15. 45 ok. 17.00 mamy być u chłopców... Luzik... Ja mam tylko makijaż do zrobienia i będziemy gotowe. Usadowiłam się wygodnie przed lusterkiem i dokładnie zaczęłam rozprowadzać podkład po mojej twarzyczce. Kiedy już miałam pewność, że wszystkie niedoskonałości zostały zakryte pod delikatną warstewką "tapety", oddałam się w ręce Nadii. Muszę przyznać, że dość długo trwało to malowanie powiek, ale efekt był zachwycający...
Z resztą make-up'u poradziłam sobie w miarę sprawnie. Za piętnaście siedemnasta obydwie
byłyśmy gotowe. Każda z nas wzięła swoją torebkę, a także prezent dla solenizanta i razem udałyśmy się do domu chłopców. Drzwi otworzył nam Niall. Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów i od razu się uśmiechnął. Czyżbym mu się podobała?? Blondynek odsunął się troszkę żebyśmy miały jak wejść. Nadia przekroczyła próg domu pierwsza, a ja podążałam za nią. Jednak kiedy zrobiłam jakieś trzy kroki poczułam, że Niall łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie. Stykaliśmy się ciałami i patrzyliśmy sobie w oczy. Jak dla mnie teraz czas mógłby się zatrzymać. Po dłuższej chwili milczenia Niall wyszeptał mi do ucha: "Prześlicznie wyglądasz..." i zbliżył swoją twarz do mojej. Milimetry dzieliły nasze usta i w tym właśnie momencie do przedpokoju wpadł Harry. Natychmiast się od siebie odsunęliśmy i spojrzeliśmy w jego stronę.
- Hej Lenko! Bardzo ładnie wyglądasz... A tak w ogóle to nie przeszkadzajcie sobie, ja i tak wychodzę bo muszę przecież pojechać po Megan - powiedział z ogromnym uśmiechem na ustach. Widać, że jest z nią bardzo szczęśliwy, a przez to i ja nie mam żadnych wyrzutów sumienia itp. Nie zdążyłam nawet się przywitać i złożyć mu życzeń, bo zniknął tak szybko jak się pojawił. Przeszliśmy do salonu gdzie byli już wszyscy chłopcy i El. Rozejrzałam się jeszcze raz, ale nie dostrzegłam Danielle. Podeszłam do Liam'a i cicho spytałam:
- Hej Liaś. Gdzie Dan?
Payne spojrzał na mnie tak beznamiętnym i chłodnym wzrokiem, że aż się zaniepokoiłam. Mimo jego sztucznego uśmiechu domyśliłam się, że jest coś nie tak.
- Ma jakąś ważną próbę i nie przyjdzie. - powiedział głosem o ton głośniejszym od szeptu. Tu chodziło o coś więcej a nie o próbę... To widać, słychać, a nawet czuć... Spojrzałam mu prosto w oczy. Teraz już nie były tak obojętne... Widziałam w nich rozczarowanie i malutki odcień bólu. Zrobiło mi się ciężej na sercu... Nie wiedziałam czy Liam chcę się wygadać czy woli sam zostać z tym swoim problemem. Spojrzałam na zegarek. 16.55. To jest tylko pięć minut, ale czasami krótka, szczera rozmowa może bardziej pomóc od godzinnych wywodów o niczym konkretnym. Położyłam dłoń na ramieniu Payne'a, a on odwrócił głowę w moją stronę. Złapałam go za dłoń i zaczęłam prowadzić go na taras. Jeszcze nie wiedział o co mi chodzi, ale współpracował ze mną. Reszta patrzyła na nas pytającymi spojrzeniami, ale nie chciałam tracić cennego czasu na wyjaśnienia. Kiedy już znaleźliśmy się na tarasie ponownie się odezwałam tylko już głośniej:
- Liam traktuję Was wszystkich jak przyjaciół i Wy też powinniście mnie tak traktować... Możesz mi wszystko powiedzieć.. Wysłucham i postaram się pomóc.
Liam westchnął, a jego oczy jakby się zaszkliły. Spuścił głowę i przez dłuższą chwilę stał w takiej
pozycji. Miałam szczęście, że reszta zrozumiała, że potrzebujemy spokoju i nikt nam tutaj nie zaglądał ani nie przerywał, bo zapowiadała się troszeczkę dłuższa rozmowa niż taka na pięć minut. Liam podniósł w końcu głowę i otarł pojedyncze łzy, które płynęły po jego policzkach... Wiedziałam, że coś tu nie gra, i że nie chodzi o jakąś próbę. Nie naciskałam. Czekałam aż sam zacznie mówić... Moje metody były słuszne. Payne w końcu się odezwał.
- I co mam Ci powiedzieć Lenko?? Że znów się pokłóciliśmy o głupotę? Że nie wiem co mam robić, co mam mówić w jej obecności, bo zawsze jest coś źle, bo zawsze zrobię coś nie tak? Że mam dość biegania za nią jak wierny piesek, którego z byle powodu można odtrącić i zganić? Lenka ja już nie daję rady... Ja nie mam siły na kolejne kłótnie i przeprosiny... - jego głos drżał, a z oczu płynęło coraz więcej łez. Było mi strasznie przykro i nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. W przypływie empatii
podeszłam do niego i przytuliłam go. I znów poczułam, że dobrze zrobiłam. Liam mocniej wtulił się we mnie i powoli zaczął się uspokajać. Do moich uszu dobiegł odgłos śpiewanego "Happy Birthday" co oznaczało, że Harry wrócił... No nic. Wiadomo, że to on powinien być tego dnia najważniejszy, ale nie byłam w stanie patrzeć na załamanego Liam'a. Osiemnastolatek odsunął się ode mnie.
- Przepraszam Cię... Przepraszam, że zabrałem Ci tyle czasu na użalanie się nad sobą...
- Liam jestem Twoją przyjaciółką... Przyjaciele powinni sobie pomagać w potrzebie. - natychmiast mu przerwałam. - Posłuchaj... Mimo tego, że bardzo lubię Danielle i wiem ile dla Ciebie znaczy muszę powiedzieć coś z czego być może nie będziesz zadowolony.... - zamilkłam na chwilę i próbowałam dobrać odpowiednie słowa. Liam patrzył na mnie wyczekująco.
- Myślę, że powinieneś... powinieneś z nią szczerze porozmawiać... Powiedzieć wszystko to co mi. Zawsze twierdziłam, że jesteście dla siebie stworzeni, ale z tego co powiedziałeś wywnioskowałam, że wcale tak nie jest... Czasami po prostu miłość wygasa... Na początku jest pięknie i ślicznie, ale po kilku miesiącach czy nawet latach orientujemy się, że osoba, którą uważaliśmy za idealną jest całkiem inna i nie widzimy sensu w tworzeniu związku z taką osobą. Liam jeżeli uważasz, że nie jesteś szczęśliwy z Dan to nie rób niczego wbrew sobie... Nie można nikogo, ani niczego uszczęśliwiać na siłę... Może czas w końcu powiedzieć nie? - ostatnie zdanie, a raczej pytanie "zawisło" w powietrzu. Brązowowłosy chłopak patrzył gdzieś w dal i kiwał głową... Chyba znalazł całkiem inny punkt widzenia na tą sytuację. Po niedługim czasie otrząsnął się i ponownie zwrócił swój wzrok na mnie. Na jego twarzy pojawił się lekki cień uśmiechu, a w oczach zauważyłam małe iskierki. Coś do niego dotarło, coś w końcu zrozumiał... Automatycznie i ja się uśmiechnęłam.
- Czy już lepiej?? - spytałam
- Tak Lenko! Dziękuję Ci bardzo za uświadomienie niektórych rzeczy... Jutro porozmawiam z Danielle, a teraz chodźmy do Harry'ego. Uczucie ciężkości w moim sercu zniknęło w jednej chwili. Tak bardzo się cieszyłam, że mu pomogłam. I mimo tego, że byłam "Lanielle Shipper" wolałam, żeby Liaś był szczęśliwy sam lub z kimś innym niż nieszczęśliwy z Dan. Kiedy weszliśmy do środka nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. W salonie nie było żadnego wolnego miejsca. Wszędzie byli jacyś nieznajomi dla mnie ludzie. Oprócz tego pachniało już alkoholem, a podłoga aż drżała od basów głośnej muzyki. Przecież nie było nas ok 15 minut! Zaczęłam się przepychać przez te tłumy w celu odnalezienia Nadii, Niall'a lub Harry'ego jednak bezskutecznie. Dopiero po upływie kolejnych dziesięciu minut kiedy przebrnęłam do kuchni znalazłam podjadającego Niall'a. No tak. Ten w swoim żywiole. Podeszłam do niego na palcach i położyłam mu dłonie na oczach.
- Hmmm... Niech zgadnę... Dziewczyna, która zamiast składać życzenia solenizantowi ze swoim chłopakiem wyszła na taras z jego przyjacielem. - wyczułam nutkę zazdrości i wyrzutów w jego głosie i wypowiedzianych słowach. Od razu zrzedła mi mina i automatycznie się odsunęłam. Blondyn odwrócił się do mnie z grymasem na twarzy.
- Niall Ty jesteś zazdrosny?? O to że zauważyłam iż mój przyjaciel potrzebuje pomocy i mu ją zaoferowałam?
- Nie Lena... Jestem zazdrosny o to, że dla wszystkich znajdujesz czas tylko nie dla mnie. Pięć dni w tygodniu do późnego popołudnia siedzisz w szkole, bo pozapisywałaś się na jakieś dodatkowe kółka, a kiedy masz wolne umawiasz się z Nadią i z nią spędzasz cały dzień. A kiedy znajdziesz w swoim grafiku tę chwilę dla swojego chłopaka? - w jego wypowiedzi było tyle złości, że aż sama zaczęłam się bać.
- Niall przesadzasz... Sam chciałeś żebym chodziła do najlepszej szkoły w Londynie więc wiesz, że żeby utrzymać jakiś poziom to muszę się uczyć, zapisałam się na zajęcia dodatkowe, bo chcę się rozwijać, a jeżeli chodzi o Nadię to jest moją przyjaciółką i jej też należy się odrobina mojego czasu i uwagi... Ale to chyba nie tylko moja wina, że się nie widujemy zbyt często... Ty też masz próby, wywiady, wyjazdy i wypady z chłopcami nie?? - odparłam w miarę spokojnie.
- To nie to samo... - odparł krótko, a we mnie się zagotowało...
- Tak a niby czemu? Bo to Twoja praca? Wyobraź sobie, że nauka to też praca i obowiązek... - powiedziałam już ostrzejszym tonem, Na szczęście muzyka grała na tyle głośno, żeby wszystko zagłuszyć. - No, ale dobrze skoro jest Ci tak bardzo źle z tym, że kompletnie nie mam dla Ciebie czasu, to może rzeczywiście bez sensu jest dalej to wszystko ciągnąć? - nie czekałam na odpowiedź. Wyszłam z kuchni, a w przedpokoju natknęłam się na Harry'ego z Megan. Przeprosiłam Loczka za to, że nie byłam przy uroczystym odśpiewaniu Happy Birthday, złożyłam mu życzenia, wręczyłam prezent i miałam zamiar wrócić do salonu, ale patrząc na te tłumy od razu robiło mi się niedobrze więc zawróciłam moje kroki i poszłam na górę. Na początku wahałam się do którego pokoju mam wejść, ale w końcu wybrałam pokój Liam'a. Niall mógł przyjść w każdej chwili do siebie, a nie chciałam go jak na razie widzieć, Harr'emu nie chciałam naruszać prywatności więc w ostatniej chwili postanowiłam wejść tutaj. Usiadłam na łóżku i myślałam... Z jednej strony byłam wściekła na Blondyna, a z drugiej miałam wyrzuty sumienia. Może zbyt gwałtownie zareagowałam. Może nie powinnam od razu mówić o kończeniu związku. A co jeśli on wziął wszystko na serio i to już koniec?? Ukryłam twarz w dłoniach, ale nie płakałam... Po prostu potrzebowałam chwili wyciszenia.

 ***
Nie wiem jakim cudem, ale moja chwila wyciszenia trwała ok 3-4 godzin. Niby nie spałam, ale całkowicie się wyłączyłam. Dopiero ok 22.00 postanowiłam zejść na dół. To co tam zastałam było przerażające. Salon wyglądał jak pobojowisko. Wszyscy goście już sobie poszli. Liam krzątał się po całym domu i chyba próbował choć trochę tu ogarnąć, Niall spał na kanapie, Zayn znalazł dla siebie wygodne miejsce w fotelu, Harry'ego i Meg nie było. tak samo jak Louis'a i Eleanor. Nigdzie nie widziałam Nadii. Zrobiło mi się gorąco ze strachu. Wątpiłam, żeby dziewczyna gdziekolwiek ruszyła się beze mnie. Poszłam do kuchni gdzie obecnie znajdował się Liam. 
- Wiesz gdzie jest Nadia, bo w salonie jej nie ma?
- A zaglądałaś w miejsca typu pod stołem lub w szafie? - Myślałam, że on po prostu żartuje, ale najwidoczniej mówił serio. Ale przecież Nadia... Nieee... Nie możliwe, żeby ona tknęła alkoholu. Wróciłam do pomieszczenia i według rad Liam'a skierowałam się w stronę stołu. Schyliłam się i... OMG. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. A jednak moja przyjaciółka to zrobiła.. Nie powiem,
że się upiła, bo to na pewno nie było tak. Myślę, że wypiła jeden góra dwa drinki i to już jej wystarczyło. Spróbowałam ją obudzić, ale bezskutecznie... I co ja teraz zrobię??? W tym właśnie momencie przyszedł Liam.
- A nie mówiłem? Hahaha... - zgromiłam go wzrokiem. - No przepraszam, przepraszam już się ogarniam. Wynagrodzę Ci ten wybuch śmiechu i zawiozę ją do domu. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam i już miałam mu podać adres Blondynki kiedy mnie olśniło. Nadia nie mogła wrócić do domu w takim stanie... Jej rodzice chyba by zawału dostali. Zaraz, zaraz! Lena myśl! 
- Liam zaniesiesz ją do mnie ok? - spytałam i zrobiłam słodkie oczka kota ze Shrek'a. 
- Dla Ciebie wszystko... - odpowiedział i uśmiechnął się, po czym wziął Nadię na ręce i razem przeszliśmy do przedpokoju. Zastanawiacie się pewnie po co tam ja... A kto otworzyłby przed nim drzwi?? No właśnie... Dlatego też poszłam i otworzyłam te drzwi, a w progu ujrzałam Danielle z uniesioną dłonią. Pewnie miała zamiar zapukać, ale ją uprzedziłam. Co za dziwny zbieg okoliczności. Brunetka uśmiechnęła się do mnie i kątem oka zauważyła Liam'a z Nadią na rękach. Jej wyraz twarzy gwałtownie się zmienił. Spojrzałam na Liam'a z jego oczu mogłam wyczytać jakąś dumę i pewność siebie. Nie wiedziałam co mam zrobić... Cofnęłam się kilka kroków, ale nadal miałam ich w zasięgu wzroku i słuchu. 
- Hej Liam... Ja przyszłam Cię przeprosić, ale widzę, że przyszłam w nieodpowiednim momencie - usłyszałam cichy głos Dan. 
- Witaj Danielle. Nie... Przyszłaś w najbardziej odpowiednim momencie...Wejdź i poczekaj na mnie chwilkę. Ja tylko zaniosę... Nadię do domu i zaraz wrócę to sobie porozmawiamy. - w ciągu tej pauzy przed wypowiedzeniem imienia Blondynki Payne spojrzał na nią z czułością... Na prawdę zwrócił swój wzrok na jej twarzyczkę, uśmiechnął się, powrócił spojrzeniem do Danielle i dopowiedział końcówkę zdania. Znów miałam dwa odmienne zdania. Z jednej strony mi się to podobało, a z drugiej byłam temu przeciwna. Nie chciałam, żeby Liam w pewnym sensie wykorzystał Nadię do ewentualnego zerwania z Danielle. Tak wiem, że mam zrytą psychikę, a moje pomysły są dziwne, ale taka już jestem i nic tego nie zmieni. Danielle poszła do kuchni, a ja wróciłam do salonu i próbowałam obudzić Niall'a. Nie wiem jakim cudem udało mi się zwlec go z kanapy i pomóc w przejściu do jego pokoju. W każdym bądź razie po jakichś dziesięciu minutach Blondyn leżał w swoim łóżku. Przygotowałam dla niego butelkę wody i aspirynę, bo wiedziałam, że jutro będzie go męczyć ogromny kac. Kiedy tak patrzyłam na bezbronnego, śpiącego Niall'a znów wróciły wyrzuty sumienia, za wypowiedziane słowa w kuchni. Obok "lekarstwa" i butelki położyłam nasze zdjęcie i kartkę z wypisanym słowem: PRZEPRASZAM! Wtedy w miarę spokojna zeszłam na dół. Z kuchni dobiegała rozmowa i ciche pochlipywanie... Po kilku minutach Danielle już nie było. Weszłam do kuchni i spojrzałam na Liam'a. 
- Zerwaliśmy... - wyszeptał, a po jego policzkach znów popłynęły łzy. Podeszłam do niego i
przytuliłam go. Jedną rękę głaskałam go po głowie, a drugą po plecach i jednocześnie szeptałam ciche słowa pocieszenia: "Liam naprawdę bardzo Ci współczuję, ale uwierz mi, że tylko na początku będzie tak strasznie boleć... Później będziesz powoli zapominał, aż do momentu kiedy poznasz tą jedyną z którą będziesz szczęśliwy..."
Liam się odsunął i spojrzał na mnie... 
- Dziękuję Ci Lenko... Za wszystko... Za tyle miłych słów, za to, że mi pomogłaś, bo gdyby nie Ty to może i mój związek trwałby nadal, ale na pewno nie byłbym w nim szczęśliwy. I wierzę Ci, że ten okropny ból minie i w końcu znajdę tę jedyną. - po tych słowach pocałował mnie w policzek i wyszedł. Stwierdziłam, że nic tu po mnie, więc ubrałam się i wyszłam. Trochę inaczej wyobrażałam sobie dzisiejszą imprezę, no ale niczego nie możemy zaplanować, a los lubi nam płatać figle. Oj te moje filozofie życiowe. Powoli przeszłam odległość dzielącą mój dom od willi chłopców, a kiedy wchodziłam po schodach poczułam jak napinają się, aż do bólu mięśnie mojego karku. To uczucie towarzyszyło mi tylko i wyłącznie kiedy ktoś mnie obserwował. A, że ktoś mnie obserwował byłam pewna - czułam wyraźne mrowienie w kręgosłupie. Odwróciłam się i rozejrzałam po "najbliższej okolicy". I wtedy dostrzegłam w ciemności dwa świecące punkty. W mojej głowie od razu pojawił się obraz czarnego samochodu. Świecące punkty to na pewno światła zewnętrzne tego auta. Teraz miałam pewność, że jestem obserwowana. Tylko dlaczego i kto mnie obserwuje??? Obawiam się, że już niedługo się dowiem... 
*********************************************************************

Witajcie, witajcie! Co tam, jak tam?? Prawie miesiąc nauki za nami nieprawdaż? I jak Wam to leci, bo u mnie masakra.. Na nic nie mam czasu i dziwię się, że jeszcze cokolwiek piszę... No, ale nie mogłabym zawieść moich ukochanych czytelniczek. No właśnie: 
1. Jak rozdział? Dla mnie z jednej strony całkiem, całkiem, a z drugiej taki trochę bez sensu... :P
2. Co się Wam najbardziej podobało, a co najmniej?
3. Kto i dlaczego obserwuje Lenę???
4. Czy Liam dobrze zrobił, że zerwał z Danielle
5. Co mogło oznaczać to "czułe spojrzenie"?? 
6. W kłótni Lenka vs Niall poparły(li)byście...?? 

Odpowiadajcie na pytania, bo bardzo lubię poczytać sobie Wasze pomysły i różne koncepcje... Rozdział z dedykacją dla Forever Yours i Eragona aa, które nie dość, że cały czas czytają to jeszcze komentują! Noo... Widzicie? Opłaca się komentować... :D No dobra chyba całą wenę wyczerpałam na ten rozdział i na notkę nic już nie zostało. Jeszcze raz poproszę o komentarze, głosy w ankietach, obserwacje i polecanie mojego bloga!!! Z góry za wszystko dziękuję... Do "zobaczenia" za tydzień!!! <3 

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!!! <3

MiLenka Lis (A.) :***

20 wrz 2014

Rozdział XXXV cz. 2

1. PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
2. CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
 Kiedy byłyśmy już na zewnątrz czarny samochód gwałtownie ruszył w przeciwnym kierunku. To było trochę dziwne, ale nie miałam czasu na zastanawianie się nad tym, bo nie minęło pięć minut, a my już byłyśmy w pierwszym sklepie.

*** (Klik)
- Przymierz jeszcze tą... I tą... I tamtą... - wskazywała moja przyjaciółka, a ja miałam już dość. Jesteśmy w czwartym sklepie, a ja przymierzyłam chyba z trzydzieści sukienek. Zakupy z Nadią nie
są łatwym zajęciem oj nie! Gdybym sama miała wybierać sukienkę to wzięłabym pierwszą ładniejszą z brzegu i po sprawie, a moja przyjaciółka musi sprawdzić krój, materiał, jak na mnie leży i tak dalej, i tak daalej. Niemalże siłą zaciągnęła mnie do przymierzalni po raz kolejny. Najpierw założyłam fioletową sukienkę, która szczerze mówiąc bardzo mi się podobała i miałam ogromną nadzieję, że ta będzie w końcu idealna, ale myliłam się. Wyszłam z przymierzalni i zostałam poddana oględzinom. "W biodrach za szeroka, materiał jeszcze ujdzie, ale te falbanki..." Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam!!! Spokojnie Lenko... Wdech... Wydech... Weszłam z powrotem do przymierzalni i zmieniłam strój. " Zbyt obcisła i krótka, poza tym ten róż..." Ja chyba nie znajdę sukienki dla siebie!!! Wyszłyśmy ze sklepu. Miałam ochotę wracać do domu. Nogi mnie bolały od tego chodzenia i nie ukrywam byłam podirytowana tymi całymi zakupami. Oświadczyłam Nadii, że nie mam zamiaru wchodzić do kolejnego sklepu. Po prostu założę jakąś starą sukienkę, wygrzebaną z szafki.
- O nie... Moja droga obiecuję, że tu na pewno coś wybierzemy! Tylko najpierw musimy ustalić konkrety. - odpowiedziała i popatrzyła na mnie wzrokiem, który nie "przyjmował" sprzeciwów. - Ulubiony kolor Niall'a?
Tym razem to ja spojrzałam na nią karcącym wzrokiem... No żeby tego nie wiedzieć.. Serioo??
- Naprawdę nie wiesz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Tak... Nie jestem wielką fanką One Direction, ani nigdy o to nie pytałam więc?
- Zielony - odparłam, a moja mina wyrażał tylko jedno "przecież to takie oczywiste"
- Nie... Zielona sukienka... Nieee... A kolor jego oczu?
No teraz to mnie rozwaliła... Jak można nie zauważyć tak pięknych, błękitnych paczadełek hmm?? Popatrzyłam na nią jeszcze większymi oczami.
- No sorry bardzo... Nie patrzę w oczy chłopakowi mojej przyjaciółki - odpowiedziała z lekką irytacją w głosie.
- Ok. ok. Błękitny.
- Czyli możemy podciągnąć pod niebieski... BINGO!!! - wykrzyknęła i pstryknęła palcami. Weszłyśmy do jakiegoś centrum handlowego. Spodziewałam się najgorszego to znaczy, że znów wyjdziemy z niczym, ale już drugi raz tego dnia się myliłam. Nadia przekroczyła próg i rozejrzała się. Nagle ni z tego ni z owego ruszyła pędem na drugi koniec sklepu. Sprzedawczyni popatrzyła na nią jak na wariatkę, ale moja przyjaciółka była zbyt zafascynowana sukienką, żeby zwrócić na to
uwagę. Podeszłam do niej spokojnie i wtedy dostrzegłam to cudo. Niebieską sukienkę bez ramiączek, która z przodu była krótsza, a tył miała przedłużony. Czym prędzej złapałam ją z wieszaka i szybko przeszłam do przymierzalni. Przebrałam się w ekspresowym tempie po czym z impetem wyszłam z pomieszczenia, o mało nie zabijając Nadii. Na całe szczęście dziewczyna w porę się odsunęła. Po tym jak już ją przeprosiłam z dziesięć razy dziewczyna zaczęła mi się przypatrywać. Nie docierało do mnie, że może ta sukienka nie wygląda na mnie tak idealnie. ONA.
MUSIAŁA. BYĆ. MOJA!!! Wstrzymałam oddech. Obrót w tą, obrót w tamtą.
- Lenko... Ta sukienka jest dla Ciebie stworzona - wyszeptała, a ja pisnęłam z radości czym zwróciłam uwagę ekspedientki. Ponownie skarciła nas wzrokiem i z oburzeniem pokręciła głową. No Boże kochany już nie można się cieszyć ze znalezienia idealnej sukienki. Teraz tylko buty i dodatki. Na szczęście wszystko to kupiłyśmy w sklepie obok. Kiedy wreszcie wyszłyśmy z ostatniego sklepu i już miałyśmy udać się do domu, usłyszałam znajomy pisk opon. Zaraz, zaraz. Sytuacja przed kawiarnią... Czarny samochód... Niee... Ale przecież nigdzie go nie widziałam, ani tutaj, ani po drodze... Pewnie znowu źle kojarzę fakty... Mimo to zapytałam Nadii co o tym sądzi. Dziewczyna po dłuższym zastanowieniu się powiedziała, że nie widzi w tym nic podejrzanego... Tak jak myślałam to ja zawsze widzę same czarne scenariusze. Obładowane torbami szłyśmy do domu. Po drodze wstąpiłyśmy jeszcze do marketu i kupiłyśmy duuużo słodyczy i czipsów. Postanowiłyśmy, że Nadia dziś będzie spała u mnie... Babski wieczór zawsze spoko! Dlatego też
każda miała w rękach po trzy torby. Na szczęście do domu nie było już tak daleko. Po jakichś dziesięciu minutach byłyśmy na miejscu. Przed drzwiami stał Niall i gdzieś wydzwaniał. Chyba był zdenerwowany, bo wymachiwał rękami na wszystkie strony i krzyczał na kogoś. Podeszłyśmy bliżej i w tym momencie Horan się odwrócił. Kiedy nas zobaczył, oparł się o drzwi wejściowe, odetchnął głęboko i powiedział do telefonu:
-Lena się znalazła... Możecie wracać do domu.
Nic z tego nie rozumiałam, ale pewnie zaraz się dowiem. Blondyn się rozłączył i podszedł do mnie
powoli, a następnie objął mnie swoimi ramionami.
- Kochanie gdzie byłaś i czemu nie odbierałaś telefonu??? Martwiłem się o Ciebie. Reszta szukała Cię po całej okolicy. Już mieliśmy zawiadamiać policję... Bałem się!
- Ojeeej... Zawsze wyciszam telefon kiedy jestem w szkole, a dziś najwidoczniej zapomniałam o włączeniu dźwięków i nie słyszałam jak dzwonił. Tym bardziej, że byłam pochłonięta zakupami... Przepraszam Kochanie - powiedziałam cicho i bardziej się w niego wtuliłam.
To o mnie się tak martwił... To przez moją nieobecność był taki zły... Mówiąc szczerze to było bardzo słodkie.
-Ekhem! - usłyszałam chrząknięcie Nadii. - Tak jakby jest mi troszkę ciężko...
Sama zapomniałam o trzymanych torbach. Podałam je  Niall'owi i w ekspresowym tempie otworzyłam drzwi. We trójkę weszliśmy do środka. Niall z zakupami spożywczymi poszedł do kuchni, a ja i Nadia zaniosłyśmy mój jutrzejszy strój na górę do mojego pokoju. Następnie wróciłyśmy na dół i postanowiłyśmy zrobić obiad. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, a Blondynek siedział i przysłuchiwał się naszej konwersacji od czasu do czasu coś wtrącając... Jednak kiedy dowiedział się, że robimy sobie dziś babskie popołudnie i wieczór od razu zerwał się z miejsca oznajmiając, że nie będzie nam przeszkadzał.  Dał mi całusa, pożegnał się z Nadią i już po chwili nie było po nim śladu. No czyż on nie jest wspaniały, kochany i taki wyrozumiały?? JEST! Dlatego też to mój ideał mężczyzny.
Tak się zamyśliłam, że kompletnie zapomniałam o krojonych przeze mnie warzywach. Niedługo musiałam czekać na przypomnienie. Po niecałych trzech minutach poczułam ogromny ból przeszywający palec wskazujący lewej ręki. Syknęłam i rzuciłam nóż na stół. Nadia gwałtownie odwróciła się od kuchenki i spojrzała na mnie, a raczej na moją dłoń. Z palca powoli kapały pojedyncze  krople krwi. Czy kiedykolwiek wspominałam, że nienawidzę krwi?? Nieee... No więc mówię szczerze kiedy tylko się skaleczę czy widzę kogoś zranionego robi mi się niedobrze i nie jestem w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Dlatego też w tym momencie cały czas stałam i wpatrywałam się w coraz większą strużkę krwi. Powoli zaczynało mi się robić słabo,.. Na szczęście miałam Nadię. Dziewczyna działała szybko, ale ze skupieniem i opanowaniem. Ze wskazanej przeze mnie szafki wyjęła wodę utlenioną i plastry po czym zaprowadziła mnie do łazienki. Muszę przyznać, że fachowo opatrzyła moją ranę. Dziesięć minut zapomniałyśmy o całej "akcji ratunkowej". Dokończyłyśmy robienie obiadu, a raczej obiadokolacji, bo było już po 17.00, a następnie zabrałyśmy się za jego pałaszowanie. Po skonsumowaniu ugotowanego przez nas dania udałyśmy się do mojego pokoju, a tam sporządziłyśmy plan dzisiejszego popołudnia, a także jutrzejszego dnia. Tak to jest jak się spotkają dwie perfekcjonistki.  No więc

Dziś:
* pogaduchy na tematy poruszane tylko i wyłącznie podczas nocowania u przyjaciółki,
* noc filmowa.

Jutro:
* Pobudka
*Śniadanie
*Przejście do domu Nadii po jej rzeczy na imprezę
*Powrót do mnie
* Szykowanie się 
* IMPREEEZAA!!!

Skoro plan został sporządzony teraz wystarczy przynieść przekąski zakupione wcześniej i można zacząć wcielać go w życie. Trzema "susami" przemierzyłam schody, wzięłam z kuchni to co było potrzebne i w ten sam szybki sposób wróciłam na górę. Rozsiadłyśmy się wygodnie na łóżku i otworzyłyśmy paczkę czipsów. Podjadając cały czas ponownie spróbowałam rozwinąć temat czarnego samochodu sprzed kawiarni i tajemniczego pisku opon sprzed sklepu, ale Nadia stwierdziła, że zaczynam mieć obsesję na tym punkcie i zmieniła temat.
- Lenaa... A Liam dalej chodzi z Danielle? - spytała nieśmiało. W mojej głowie zaświeciła czerwona lampka. Poruszyłam dziwacznie brwiami przy czym uśmiechnęłam się podejrzliwie i odpowiedziałam:
- Tak... A co??
- Nieee. Tak tylko pytam. Wspominałaś coś, kiedyś, że nie układa im się najlepiej...
"ALARM!!! Ktoś tu się zakochał!!!" Moje usta wyszczerzyły się w jeszcze szerszym uśmiechu o ile to możliwe. Przysunęłam się do Nadii, spojrzałam jej prosto w oczy, a kiedy wyczytałam z nich to co chciałam wyczytać, powiedziałam:
- Oj Nadia... Przecież jesteśmy przyjaciółkami, Mi możesz powiedzieć wszystko.
Dziewczyna spojrzała na mnie z ogromnym, ale udawanym, zdziwieniem.. Marna z niej aktorka.-
Taak! Mówię prawdę... Możesz mówić mi o takich rzeczach typu "zakochałam się w Liam'ie".
Reakcja była natychmiastowa i taka jakiej się spodziewałam. Moja cicha kochana przyjaciółka się wkurzyła.
- Ja się w nikim nie zakochałam, a już na pewno nie w zajętym facecie! Booże.. Nie można o nic zapytać - wybuchła po raz pierwszy w mojej obecności zaczęła krzyczeć...
- Kochana mylisz się - odparłam. Myślałam, że za chwilę parsknę śmiechem. Przecież takie zaprzeczanie to najlepsza oznaka, że jednak coś się dzieje. - Możesz pytać o co tylko zechcesz. Po prostu zastanawiające jest to, że ni z tego ni z owego zmieniłaś temat czarnego samochodu na związek Liam'a i Danielle, a nie np. Lou i El czy kogokolwiek innego.
- Następnym razem już o nic nie będę pytać!!!
- Słonko... Złość piękności szkodzi - powiedziałam dalej szeroko się uśmiechając, a po chwili dodałam ciszej - Ja i tak wiem swoje.
Nadia albo udawała, że nie słyszała, albo rzeczywiście nie dotarł do niej mój szept. To nawet lepiej, bo jeszcze by się obraziła śmiertelnie i co wtedy??? Na szczęście po kilku minutach atmosfera w pewnym sensie się rozluźniła i ponownie zaczęłyśmy normalnie rozmawiać. Pomimo tego, że dziś zaczęły się ferie to "zahaczyłyśmy" też o tematy szkolne. Muszę przyznać, że wiele się zmieniło od mojego powrotu ze szpitala. Klasa jest świetnie zgrana, każdy pomaga sobie wzajemnie, nie ma żadnych podziałów i grupek, wszystkie pomysły są realizowane. Nie ma osoby, która nie chciałaby
brać w czymś udziału, czy izolowałaby się od reszty. To było coś nadzwyczajnego z czym nie spotkałam się przez całe moje życie.
Następnym tematem była jutrzejsza impreza. Policzyłyśmy przewidzianych gości, opowiedziałyśmy o zakupionych prezentach itd. itd. Kiedy wreszcie wyczerpałyśmy wszystkie tematy postanowiłyśmy zacząć seans filmowy. Pobiegłam na dół po popcorn, a Nadia wybrała film. Po dziesięciu minutach siedziałyśmy blisko siebie na łóżku, wpatrując się w ekran o co chwilę wkładając prażoną kukurydzę do ust. Tak przesiedziałyśmy ok, czterech godzin i obejrzałyśmy trzy filmy. Po 2,00 przebrałyśmy się szybko w piżamy i wykończone poszłyśmy spać.
*********************************************************************

Witaaajcie!!! No więc przybywam z drugą częścią rozdziału trzydziestego piątego. Niestety nie udało mi się napisać dnia urodzin Harry'ego za co bardzo przepraszam, ale kto jest w III gim. zrozumie. Kartkówki, pytania, sprawdziany, testy próbne, kółka itd. itd. Nooo cały czas tylko się uczyć... A gdzie znaleźć czas na pisanie i inne przyjemności... No nic. Trzeba przestać się użalać nad sobą i robić wszystko w miarę możliwości. Tym bardziej, że moja wena tak jako sobie poszła tak do tej pory nie wróciła... Nie wiem może już pora zgłosić zaginięcie?? :D No to teraz kilka pytanek:
1. Zgadzacie się z Nadią?? Lenka ma obsesję na punkcie czarnego samochodu? Czy może rzeczywiście coś tu nie gra??
2. Czy Nadia naprawdę zakochała się w Liam'ie?? Czy Payne się o tym dowie?? Czy jego związek z Danielle się zakończy, a Liam zwiąże się z Nadią??
3. Co Wam się podobało w tym rozdziale najbardziej, a co wcale??
Są tak jakby trzy punkty, a w nich ok osiem pytań, na które chcę odpowiedzi!!! <3 No ok. To następny rozdział raczej w sobotę, ewentualnie w niedzielę, bo wcześniej nie przewiduję.. Chyba, że ktoś odnajdzie moją wenę i mi ją przyśle pocztą to wtedy moooże, może... :D
Na koniec życzę Wam miłego wieczorku i udanej niedzieli. Dziękuję za wejścia, proszę o komentarze, głosowanie w ankietach, dodawanie się do obserwatorów i polecanie mojego bloga!!!
Pozdrawiam Was serdecznie, przesyłam uściski i całusy i do następnego!!! <3

MiLenka Lis (A.) :*

14 wrz 2014

4000 wejść + Imagin z...

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!! <3 

[Twoje Imię i Nazwisko] - dwudziestoletnia dziewczyna o nieziemskiej urodzie. Średniego wzrostu, [kolor Twoich włosów] włosy, długie nogi, promienny, śnieżnobiały uśmiech. Żaden chłopak jej się nie oprze. Dziewczyna bardzo dobrze to wykorzystuje. Pracuje w pewnej agencji i dostaje niezłą kasę za uwodzenie naiwniaków. Wszystko byłoby wspaniale gdyby nie pewne "zlecenie".

Zayn Malik - dwudziestojednoletni, przystojny bad boy. Wysoki, dobrze zbudowany, kruczoczarne włosy, dużo tatuaży. Na jego widok dziewczynom miękną kolana, a niektóre nawet mdleją. Chłopak
w pełni wykorzystuje swój "dar". Pracuje w pewnej agencji i sporo zarabia dzięki rozkochiwaniu w sobie panienek. Wszystko układałoby się idealnie gdyby nie pewne "zlecenie".

[Twoje. Imię]
- Halo! - usłyszałam dobrze znany mi głos mojego szefa. Tylko do jasnej ciasnej czemu dzwoni do mnie z samego rana w wolną niedzielę, i to po sobocie, którą będę pamiętać jeszcze przez kilka dni. Ból głowy spowodowany kacem jak stąd do wieczności... Czego Ty chcesz człowieku???
- Słucham? - odpowiedziałam zachrypniętym głosem. No taaak. Wczorajsze "śpiewanie" też dało się we znaki.
- Mam dla Ciebie robotę... - usłyszałam podekscytowany głos Mark'a. Mój szef nigdy nie bywa w tak dobrym nastroju więc coś jest na rzeczy.
- Mów dalej... - powiedziałam z ogromnym zaciekawieniem.
- Zayn Malik. Przystojny, dwudziestojednoletni, i baaardzo bogaty... - Miałam wrażenie, że Mark, gdyby tylko mógł to sam przyjąłby to zlecenie.
- Brzmi ciekawie... - odparłam naprawdę zainteresowana propozycją.
- I to mi się podoba! - wykrzyknął, a w mojej głowie, aż coś zapulsowało. - Na zrealizowanie masz tydzień.
Ileee?? Przecież zawsze wystarczyło dwa góra trzy dni. Coś tu jest nie tak...
- Dlaczego? - spytałam
- Boo.. On ma jedną wadę... - mój szef nagle ucichł, a ja się przestraszyłam, bo nie wiedziałam w co się wpakowałam. - jest strasznie uparty i niedostępny.
Odetchnęłam z ulgą...
- Phi. To da się załatwić - prychnęłam.
- No to cudnie! Bądź o 20.00 w tym klubie na przeciwko "Sunny Hotel" - "cudnie"? Tracę wiarę w ludzkość...
- Ok. - powiedziałam tylko i rozłączyłam się. Spojrzałam na zegarek trzynasta trzydzieści pięć. Czas wstać i zmienić się z zombie w "romantycznego motyla".

Zayn
- Halo? - odebrałem natrętnie dzwoniący telefon. Czy ja nie mogę przynajmniej raz się porządnie wyspać?
-Witaj Zayn! Sprawa jest. - aha czyli dzwoni mój szef. Ciekawe kto tym razem...
- NOOO! - ponagliłem go.
- [Twoje Imię i Nazwisko]. Śliczna, dwudziestoletnia, z grubą kasą - Takie konkrety mi się podobają.
- Zgoda.
- No to OK. Masz tydzień.
Że cooo? Zazwyczaj wystarczyła jedna noc...
- Czemu tak długo? - spytałem lekko zaniepokojony.
- [T. I] ma wiele zalet, ale także jedną wadę. Jest strasznie niedostępna.
- Phi! Szefie jestem Zayn Malik!
- Wiem, ale.. No nieważne. Dziś o 20.00 w klubie na przeciwko "Sunny Hotel"
- Tak jest! - odpowiedziałem i rozłączyłem się.
Będzie ciekawie..

[Twoje Imię]
Jest 19.30. Ostatnie spojrzenie w lustro. Pokręcone włosy opadające na nagie ramiona, czarna, krótka, obcisła sukienka bez ramiączek, wysokie szpilki, mocny makijaż. Zamiast romantyczki wyszła uwodzicielka, ale dla mnie to w sumie bez większej różnicy. Usłyszałam dźwięk klaksonu. Ok. Taksówka przed domem. Złapałam torebkę z wieszaka, zakluczyłam dom i poszłam do czarnego auta. Przez całą drogę kierowca ledwo powstrzymywał się od patrzenia się na mnie. Czasami miałam wrażenie, że zapomina o tym iż prowadzi samochód i gapi się w mój dekolt. Z jednej strony to było irytujące, ale z drugiej... potwierdzało tylko to, że nikt mi się nie oprze nawet ten Malik. Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Zapłaciłam kierowcy i wyszłam z auta. Do moich uszu dobiegła muzyka. Już zaczynałam być w swoim żywiole. Tanecznym krokiem ruszyłam do klubu. Jakąś godzinę temu dostałam SMS'a ze zdjęciem tego Zayn'a. Całkiem przystojny gość.
W budynku było strasznie głośno, pachniało alkoholem i dymem papierosowym, ledwo można było przejść przez obściskujące się lub tańczące tłumy, tym bardziej, że wszędzie była "sztuczna mgła". Rozejrzałam się i już wiedziałam gdzie znajduje się mój cel, Kołysząc biodrami przedostałam się na drugi koniec sali wprost pod bar. Usiadłam na dużym stołku obok czarnowłosego mulata, założyłam nogę na nogę i złożyłam zamówienie. Kelner nie odrywając ode mnie wzroku robił kolorowego drinka.Oprócz jego wzroku czułam na sobie jeszcze inny. Jak mu tam? Aa.. Zyn przeszywał mnie swoim spojrzeniem, a ja udawałam, że tego nie zauważam. Niedostępny... Mhmmm... Ale nie przy mnie! Kelner podał mi drinka, szybko go wypiłam po czym zeskoczyłam ze stołka i ruszyłam na parkiet. Nie tańczyłam długo sama. Po kilku chwilach poczułam na swoich biodrach czyjeś duże i ciepłe ręce. Odwróciłam lekko głowę i za sobą ujrzałam Malika. Ha! Po co mi tydzień??? Przywarłam plecami do jego torsu i zaczęłam poruszać biodrami zgodnie z nim. Po skończonej piosence chłopak odwrócił mnie przodem do siebie i przyciągnął tak, że stykaliśmy się ciałami. Zdecydowałam się po raz pierwszy spojrzeć mu w oczy.
O. MÓJ. BOŻE...
Brązowe tęczówki i te długie, czarne rzęsy. Przecież takie najbardziej mi się podobają. A tym bardziej, że one nie są tak zwyczajnie brązowe. One jednym spojrzeniem hipnotyzowały. Szybko przeniosłam wzrok na jego usta myśląc, że się opanuję. Niestety baardzo się myliłam. Perfekcyjnie kształtne, perfekcyjnie malinowe.... Cały świat przestał istnieć... Ludzie wokół nas zniknęli, muzyka ucichła... Skupiłam się tylko na nim. Poczułam się bardzo dziwnie. Po raz pierwszy przeżywałam coś takiego. Czarnowłosy oblizał swoje usta, a ja przygryzłam dolną wargę powstrzymując się od pocałowania go. Na szczęście nie musiałam robić tego długo, bo po chwili Malik wpił się w moje usta.

Zayn
W klubie byłem już o 19. 45. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale czułem, że powinienem być wcześniej. Tak zrobiłem i piętnaście minut przed czasem siedziałem przy barze. Nie myliłem się. Jakieś pięć minut później obok mnie była już [T. I] Spojrzałem na nią i... o jaaaacie. Całkiem niezła laska. Nie mogłem oderwać wzroku od jej ledwo okrytego ciała. Jednak niedługo cieszyłem się tym widokiem, bo kiedy wypiła drinka udała się na parkiet. Bez większego namysłu ruszyłem za nią. Już po chwili "tańczyliśmy" razem. Zrobiło mi się strasznie gorąco... Jak ona na mnie działa...
Kiedy piosenka się skończyła, odwróciłem ją w swoją stronę. Dziewczyna od razu spojrzała w moje oczy co zmusiło mnie do zrobienia tego samego. I w momencie gdy ujrzałem głębie jej [kolor Twoich oczu] tęczówek wszystko przestało się liczyć. Zapomniałem jak myślałem o niej kilka minut temu, zapomniałem o zleceniu... Bo ona nie była taka jak te wszystkie puste laski, ona jest wyjątkowa! Przeniosłem wzrok na jej usta i natychmiast oblizałem swoje. Skąd wiedziała, że uwielbiam czerwoną szminkę u dziewczyn. Nie mogłem przestać wpatrywać się w ten intensywny
kolor i kształt jej st, aż w końcu dziewczyna przygryzła wargę i nie wytrzymałem. Tak po prostu wpiłem się w jej usta. Były idealne i perfekcyjnie pasowały do moich. Dziewczyna zarzuciła swoje
ramiona na moją szyję i trwaliśmy tak przez kilka minut, aż zabrakło nam tchu. Kiedy się od siebie
odsunęliśmy znów spojrzałem w jej oczy. Boże co się ze mną dzieje??? To jest zwykła dziewczyna, zwykłe zlecenie!!! Ty masz ją w sobie rozkochać i ją zostawić, a nie zakochiwać się w niej! Mimo takiego tłumaczenie moje serce nadal biło szybciej kiedy patrzyłem na nią. Dziewczyna nagle się ode mnie odsunęła i zaczęła iść w stronę wyjścia. Niee... Nie mogłem się poddać tak łatwo. Pobiegłem za nią, przeciskając się przez tłum. Stała na zewnątrz i wybierała numer.
- Podwiozę Cię - krzyknąłem, ale dziewczyna nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi i przyłożyła komórkę do ucha.
Przepraszam ale jestem Zayn Malik i nigdy się nie poddaję... "Po trupach do celu". Wyrwałem telefon z jej dłoni i rozłączyłem połączenie.
- Oferuję Ci podwózkę, a mi się nie odmawia - powiedziałem zanim ona zdołała otworzyć usta.
- Oddaj mi mój telefon - wysyczała przez zęby, a ja się uśmiechnąłem. Była taka słodka gdy się złościła. Te iskierki w jej cudownych oczach, STOP Malik! Zlecenie...
- Poczekaj chwilkę tylko wpiszę swój numer - wystukałem rząd cyferek, kliknąłem zapisz i oddałem jej komórkę. - To co zgodzisz się na odwiezienie Cię do domu?
Dziewczyna popatrzyła na mnie i kiwnęła głową na tak. W duchu cieszyłem się jak małe dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę, ale nie dawałem tego po sobie poznać. Zaprowadziłem ją do mojego auta i jak dżentelmen otworzyłem przed nią drzwi. Chyba złapałem u niej plusa, bo uśmiechnęła się pod nosem. Wsiadła do samochodu, a ja zamknąłem drzwi, po czym usiadłem na miejscu kierowcy. Ruszyliśmy i przez całą drogę milczeliśmy. A nie.. Przepraszam. Dziewczyna podała mi adres, pod który miałem ją zawieźć. No i piętnaście minut w zupełnej ciszy. Cały czas zbierałem się żeby coś powiedzieć, ale za każdym razem gdy już otwierałem usta powstrzymywałem się. Dojechaliśmy. Zatrzymałem się przed jej domem.
- Dziękuję Ci za podwiezienie. Paa. - powiedziała i wyszła. Czułem, że nie mogę tak zwyczajnie odjechać. Wysiadłem z samochodu i dogoniłem ją.
- Cześć jestem Zayn... Zayn Malik i chcę zacząć naszą znajomość jeszcze raz. - wyziapałem trzymając ją za ciepłą, małą dłoń.
- Witaj. Jestem [T. I i N]. Miło mi Cię poznać. Wejdziesz i napijesz się herbaty??
- Dziękuję za zaproszenie, ale jest zbyt późno. A co powiesz na spotkanie jutro o 14.00 w kawiarni?
- Nie mam żadnych planów... - odparła z uśmiechem.
- No to jesteśmy umówieni. Będę o 13. 50 - oznajmiłem i pocałowałem ją w policzek, zaciągając się przy tym jej słodkimi perfumami. Wróciłem do samochodu, a ona zniknęła za drzwiami swojego domu. "To tylko zlecenie Malik, tylko zlecenie..." - powiedziałem do siebie i odjechałem.

[T.I] 
- Halo... Mark... Ja rezygnuję... - wychlipałam do słuchawki.
- Co?? O czym Ty gadasz [T. I] - szef się wściekł.
- Ja nie mogę rozumiesz? Ja... chyba się zakochałam - wyznałam cicho.
- Czy Ty się czegoś naćpałaś dziewczyno? Tyle lat pracowałaś w tej branży i jakoś nigdy się nie zakochałaś - prychnął oburzony.
- Bo dopiero dziś poznałam Zayn'a Malik'a i nie traktuję go jak normalnego faceta ze zlecenia tylko jako wspaniałego mężczyznę. - odparłam zgodnie z prawdą.
- Moja droga... Albo kończysz to co zaczęłaś, albo my kończymy naszą współpracę. - warknął... Dosłownie już nie wysilał się na miły ton.
- Wybacz Mark... Bardzo miło mi się z Tobą pracowało... Żegnaj... - rozłączyłam się i znów zaczęłam płakać. Leżałam już w łóżku, ale za każdym razem gdy zamykałam oczy widziałam te brązowe tęczówki i malinowe usta, które miałam możliwość całować... Ja naprawdę się zakochałam!

Narracja trzecioosobowa
[T.I] zdała sobie sprawę z tego że zakochała się w Zaynie od pierwszego wejrzenia. On żeby się do tego przyznać potrzebował całego tygodnia. To znaczy czarnowłosy wiedział, że czuje coś do [T.I] już na pierwszym spotkaniu w klubie, ale walczył z tym uczuciem na wszystkie sposoby. Dopiero po tygodniu spotkań czy to w kawiarni, czy w kinie, czy w parku uświadomił sobie, że on ją naprawdę kocha i nie przeżyje bez niej jednego dnia. W niedzielę po południu jadąc do kawiarni zadzwonił do swojego szefa i oznajmił mu, że odchodzi z pracy. Bez żadnych wyjaśnień, tak po prostu. Po tej rozmowie kupił bukiet czerwonych róż i z takim prezentem udał się do [T.I]. Kiedy ona otworzyła drzwi od razu uśmiechnęła się na jego widok. Zaprosiła go do środka. Wszedł, wręczył jej kwiaty i pocałował w policzek. Dziewczyna szybko wstawiła bukiet do wazonu i postawiła na stoliku w salonie. Następnie zaparzyła herbatę i z dwoma kubkami udała się do pomieszczenia gdzie siedział już Zayn. Zajęła miejsce na kanapie obok niego. Wydawało jej się, że chłopak jest jakiś spięty i zdenerwowany. Odruchowo pogłaskała jego dłoń, a on spojrzał jej prosto w oczy i bez zahamowań wyznał całą prawdę. To, że na początku chodziło tylko o zlecenie, ale z racji tego, że się w niej zakochał właśnie dziś rzucił pracę tylko dla niej. Ona też nie pozostała mu dłużna. Również opowiedziała mu prawdziwą historię, która brzmiała prawie identycznie.
Może początek ich znajomości był mało romantyczny, ale gdyby nie te zlecenia pewnie by się nie poznali i nigdy by się w sobie nie zakochali...
Od pamiętnej niedzieli minęły już prawie dwa lata. [T.I] i Zayn miesiąc temu się pobrali, a teraz oczekują przyjścia na świat ich córeczki.


***************************************************************
Witam Was baaardzo serdecznie! Jestem w szoku! Wchodzę sobie dzisiaj na blogger i widzę 4000 wejść... No normalnie... Mam ochotę skakać po pokoju i krzyczeć ze szczęścia (mówię serio). W ostatnim takim poście mówiłam, że te 500 wejść udało Wam się nabić w dość krótkim czasie, a było to jakiś miesiąc i dwa tygodnie. Tym razem zrobiłyście to w 3 tygodnie! Ja niedługo nie nadążę z pisaniem Imaginów... Taki żarcik. Zaglądajcie tutaj, piszcie komentarze, głosujcie w ankietach i dodawajcie się do obserwatorów, a jeżeli macie taką możliwość to polecajcie mojego bloga... A co myślicie o Imaginie? Dość nietypowy, ale ten pomysł pojawił się w mojej głowie sama nie wiem skąd i dlaczego... Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam częste zmienianie perspektyw, a jeżeli tak to bardzo przepraszam następnym razem się poprawię. :D Mimo wszystko uważam, że wyszedł dość fajnie i ciekawie. A Wy???

Cierpliwie czekajcie na drugą część 35 rozdziału ;) Nie wiem jak będzie z moją weną, bo się przeziębiłam i teraz " prycham, kicham" i w ogóle...  Pomysły jakieś mam, ale  sensownych opisów brak :D Oj nie będę marudzić... Zobaczymy... Mam nadzieję, że będziecie wyrozumiałe :*

Pozdrawiam! <3

MiLenka Lis.

13 wrz 2014

Rozdział XXXV cz. 1

*Lena* 

Dni spędzone w Polsce mijały nam bardzo szybko. W poniedziałek byliśmy na tej podwójnej randce z Natalią i Piotrkiem, i muszę przyznać, że świetnie się bawiliśmy. Chociaż na chwilę mogłam zapomnieć o powrocie do Londynu. Przed wyjazdem znów miałam mieszane uczucia. Bardzo chciałam zostać w domu, pomagać mamie i w ogóle cieszyć się tym, że nasze relacje się poprawiły, ale kiedy myślałam o moich przyjaciołach, których widziałam dwa tygodnie temu miałam ochotę wracać do Londynu nawet na piechotę. Straasznie się za nimi stęskniłam. Codzienne rozmowy
telefoniczne to jednak za mało. No więc piątego stycznia po południu byliśmy już w Anglii. Obydwa domy stały nienaruszone, na swoim miejscu. Mówiąc szczerze odetchnęłam z ulgą, bo niby chłopcy są dorośli, ale czasami ich pomysły mnie przerażają... W każdym bądź razie długo się swoją obecnością nie nacieszyliśmy, ponieważ przerwa świąteczna się skończyła, i ja z Nadią musiałyśmy wracać do szkoły, a tam czekały na nas same sprawdziany i kartkówki co wiązało się z zakuwaniem dniami i nocami. Chłopcy również musieli wracać do "pracy". Nowa piosenka, kilka wywiadów, sesja zdjęciowa... Oni także nie mieli na nic czasu. Z Niall'em widziałam się codziennie, ale dopiero po dwudziestej. a z resztą spędzałam czas tylko w weekendy. Już nie mogłam doczekać się lutego. Urodzinki Harry'ego, a zaraz potem ferie zimowe i znów dwa tygodnie odpoczynku...

*Narracja trzecioosobowa* 

Dzień jak co dzień. Popołudnie... Koniec lekcji... Lena pożegnała się z koleżankami i wybiegła ze szkoły. Akurat dziś Nadia miała dodatkową lekcję angielskiego więc Milena musiała wracać do domu sama, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.Czasami potrzebowała chwili dla siebie... "Sam na sam" ze swoimi myślami i wspomnieniami. Kiedy Lena zaczynała rozmyślać zawsze całkowitą uwagę skupiała tylko na tym i się wyłączała. Wszystkie bodźce ze świata zewnętrznego, albo ignorowała, albo rzeczywiście ich nie zauważała. Ale czy nie zwróciłaby uwagi na fakt iż od tygodnia ktoś bacznie ją obserwuje, wszędzie za nią jeździ, a czasami przesiaduje pod jej domem? No raczej nie... Na pewno nie! Więc na prawdę o niczym nie wie.... Jest zbyt pochłonięta nauką, a każdą wolną chwilę wykorzystuje na spotkania ze swoim chłopakiem i pozostałą czwórką dzikusów.
I tu pojawia się jedno zasadnicze pytanie: "Kim jest obserwator i jakie ma zamiary?" Czy niczego nieświadoma Lena jest w jakiś sposób zagrożona??

3 tygodnie później.

*Lena* 31. 01 2012

- Wreszcie możemy odetchnąć z ulgą... - powiedziałam do Nadii. Właśnie dziś zaczynają się ferie. To znaczy oficjalnie to zaczynają się trzeciego lutego, ale nieoficjalnie to dziś jest ten dzień. Pierwszy semestr zakończony... Oceny zadowalające, więc trzeba to jakoś uczcić. Właśnie w tym celu udałyśmy się z Nadią do kawiarni. Pogaduchy przy kawie i dobrym ciastku to coś wspaniałego. Moja przyjaciółka upiła łyk gorzkiego napoju, po czym odstawiła filiżankę.
- Wiesz już w co się juro ubierzesz?? - spytała z uśmiechem na twarzy. Znałam tę minę. Oznaczała, że Blondyna ma już jakąś wspaniałą sukienkę i jutro się w niej pokaże... Pewnie się domyślacie, że jutrzejszy dzień jest dla nas bardzo ważny, bo to urodziny Harry'ego... Nasz Styles staje się prawdziwym dziewiętnastoletnim mężczyzną a przynajmniej powinien. - Ej Lena... - zauważyłam machającą rękę przed nosem i przypomniałam sobie o pytaniu Nadii.
- Nie... Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam, ale Ty chyba już coś masz prawda?? - spytałam, a Blondyneczka tylko na to czekała.
- Pewnie, że tak! Już się nie mogę doczekać, aż wreszcie ją założę. Roześmiałam się, i w momencie kiedy miałam jej odpowiedzieć, zauważyłam czarny samochód, który wydał mi się znajomy. Miałam wrażenie, że już go kiedyś widziałam, ale przecież takich aut jest mnóstwo... Na pewno mi się wydaje. Mimo takiego uspokajania samej siebie zaczęłam bardziej się przypatrywać. Niestety od
naszego stolika do szyby był spory kawałek, a samochód też nie stał tak blisko. Dostrzegłam jednak, że w aucie ktoś był, lecz nie dałam rady rozpoznać osoby o ile ją w ogóle znałam.
- I co o tym myślisz? - dotarło do mnie pytanie Nadii. O czym my rozmawiamy? Co mam myśleć? Znów się zamyśliłam i przestałam słuchać... Co ze mnie za przyjaciółka??
Zrobiłam skruszoną minę i powiedziałam:
-Słonko przepraszam Cię, ale się zamyśliłam, mogłabyś powtórzyć??
Nadia nie była zła, a wręcz przeciwnie roześmiała się i wyjaśniła ze spokojem o co chodziło. Otóż moja najdroższa przyjaciółka zaproponowała mi wypad na zakupy. Powiem szczerze, że był to wspaniały pomysł, bo po pierwsze nie mam pomysłu w co się jutro ubiorę, po drugie dawno byłam na zakupach, po trzecie wizja buszowania po sklepach z moją Best Friend była baaardzo ciekawa, Widząc w propozycji same pozytywy bez zawahania się zgodziłam. Dopiłyśmy swoje kawy, zapłaciłyśmy za zamówienie i wyszłyśmy z kawiarni. Kiedy byłyśmy już na zewnątrz czarny samochód gwałtownie ruszył w przeciwnym kierunku. To było trochę dziwne, ale nie miałam czasu na zastanawianie się nad tym, bo nie minęło pięć minut, a my już byłyśmy w pierwszym sklepie.
*******************************************************************
Witajcie! Po pierwsze przepraszam Was za to, że jest tylko krótka pierwsza część, ale nie miałam czasu dokończyć tego rozdziału, a nie mogłam nie wstawić czegokolwiek DZIŚ... Przecież to 13
września - 21 urodzinki Horanka. Ja nie wiem kiedy on tak wyrósł.. No, ale dla mnie on zawsze będzie tym Niall'em z x-factor, słodziutkim blondynkiem z krzywymi ząbkami. Oj bo się tu zaraz rozpłaczę ze wzruszenia... Nie będę tu wypisywać długaśnych życzeń, bo to bez sensu, ale takie króciutkie wspomnienie myślę, że jest na miejscu... No a teraz przejdźmy do rozdziału.
- Jak myślicie czy osoba w czarnym samochodzie zagraża Lenie? Kim może być?
- W kolejnej części chcecie tylko i wyłącznie zakończenie tego rozdziału, czy może też urodzinki Harry'ego??
Krótki rozdział więc pytań nie ma za wiele. Aha! Chciałabym jeszcze podziękować za ostatnie wejścia. Mamy ich 3951 na liczniku... Normalnie jeszcze nigdy ta liczba nie rosła tak szybko co bardzo mnie cieszy. Podejrzewam, że jutro pojawi się Imagin z... No właśnie jak myślicie z kim?? :D Postarajcie się to się dowiecie, a teraz się z Wami żegnam, Następny rozdział będzie pewnie w sobotę za tydzień, albo w niedzielę... Zobaczymy jak z czasem i materiałem....

Do następnego! :*

Pozdrawiam Was baaardzo serdecznie!!!

MiLenka Lis (A.) 

7 wrz 2014

Rozdział XXXIV

Włącz. (Jeśli chcesz) ;)

Otworzyłam oczy i natychmiast je zamknęłam. W pokoju było straasznie jasno. Zamrugałam kilka razy i ponownie spróbowałam je otworzyć, ale bardzo powoli. Tym razem się udało. Przewróciłam się na drugi bok, żeby przytulić od razu Niall'a, ale Blondyna nie było obok mnie. Mówię szczerze trochę się przestraszyłam więc gwałtownie wstałam, ale zaraz się uspokoiłam. Mój ukochany siedział
na parapecie i spoglądał przez okno. No taaak czegoś takiego jeszcze raczej nie widział. Cała okolica była zasypana białym puchem w takich ilościach, że można było w niego wejść, aż po kolana, a na dodatek cały czas mocno padał śnieg. Podeszłam do niego powoli i wtuliłam się w jego ciało. Przez kilka chwil patrzyliśmy w ciszy na płatki śniegu, które "przylepiały" się do okien. Niestety zrobiło mi się strasznie zimno i musiałam przerwać tą romantyczną chwilę, żeby się ubrać w coś ciepłego. Podeszłam do swojej walizki, której nie zdążyłam jeszcze rozpakować i wyjęłam z niej pierwsze lepsze ubrania. (zestaw pierwszy) Zostawiłam Niall'a w pokoju, a sama poszłam do łazienki w celu przebrania się. Tu również nic się nie zmieniło. Podłoga z białych kafelków, dwie przeciwległe ściany w tym samym kolorze, a dwie kolejne
pomalowane fioletową farbą. Patrząc od strony drzwi wejściowych to po prawej stronie było duuże lustro i ogromna umywalka, na przeciwko wieszak z ręcznikami i kabina prysznicowa z "zasłoną" w fioletowe kwiatki i motylki, a dwie pozostałe ściany były "puste". Rozejrzałam się jeszcze raz po pomieszczeniu i aż miałam ochotę krzyczeć z radości, że rodzice podczas mojej obecności nic tu nie zmienili...
Postanowiłam, że wezmę jeszcze szybki prysznic. Weszłam do kabiny prysznicowej i już po chwili na moim ciele pojawiły się ciepłe krople. Od razu się rozgrzałam. Jednak tak jak mówiłam miał być to szybki prysznic więc po jakichś siedmiu minutach wyszłam i przebrałam się. Stojąc tak przed lustrem zrobiłam jeszcze fryzurę [czyt. niechlujnego koka]. Teraz wystarczyło tylko zrobić lekki makijaż i byłam gotowa. Niestety zapomniałam o kosmetyczce więc musiałam po nią wrócić do pokoju. Niall już nie siedział na parapecie, przeniósł się na moje łóżko i chichotał nad albumem. Podeszłam do niego i zajrzałam mu przez ramię. I znów to samo zdjęcie. Wczoraj śmiał się z niego przez dziesięć minut bez żadnej przerwy. W pewnej chwili to myślałam, że się zajdzie biedak... Mi nie było do śmiechu... No może tylko dlatego, że na zdjęciu byłam dwuletnią pulchniutką, malutką dziewczyneczką, wymazaną od ucha do ucha lodem. Ten opis oczywiście nie oddaje tego jak "śmieszne" było... Uderzyłam go lekko w ramię, ale nie spowodowałam, że się uspokoił, a wręcz przeciwnie zaczął się jeszcze bardziej śmiać o ile to możliwe... Wzięłam kosmetyczkę i z udawanym oburzeniem ponownie udałam się do łazienki. Nie chciało mi się robić jakiegoś perfekcyjnego makijażu, bo dopiero ok 19.30 będzie mi takowy "potrzebny" więc nałożyłam tylko podkład i pociągnęłam rzęsy tuszem... Zajrzałam tylko na chwilkę do pokoju, żeby zawołać Niall'a do kuchni na śniadanie i razem zeszliśmy na dół. W kuchni nie było jeszcze nikogo, a z pokoju rodziców dobiegało ciche chrapanie co oznaczało, że jeszcze śpią. Po cichu weszliśmy do "jadalni". Niall usiadł przy stole, a ja zajęłam się robieniem śniadania. Wstawiłam wodę na herbatę i zajrzałam do lodówki. Wyjęłam potrzebne mi produkty do zrobienia kanapek i położyłam wszystko na stole.
Posmarowałam kilka kromek chleba masłem, później ułożyłam kolejno sałatę lodową, plasterki sera i pomidory, a na koniec posypałam szczypiorkiem. Wyglądały tak apetycznie, że natychmiast zaczęło mi burczeć w brzuchu. Akurat w tym momencie "zagwizdał" czajnik więc szybko zalałam herbatę i już po chwili zjadaliśmy śniadanie.

Pół godziny później

Nie chcieliśmy cały czas siedzieć w domu, bo po prostu mogliśmy się tam zanudzić na śmierć, a Niall był strasznie zaciekawiony jak można chodzić po taaakiej ilości śniegu więc po umyciu naczyń, ubraliśmy się cieplej i wyszliśmy na dwór. Patrząc tak na ten biały puch od razu przypomniały mi się ferie zimowe u Weroniki kiedy to zawsze lepiłyśmy bałwana, rzucałyśmy się śnieżkami, robiłyśmy aniołki w śniegu... Na te wspomnienia od razu szerzej się uśmiechnęłam i już po chwili zaczynałam robić "śniegową kulę". Niall przyglądał mi sie z zaciekawieniem, aż w końcu zapytał:
-Lenko co Ty wyprawiasz?
- Lepię bałwana może chcesz mi pomóc - spytałam przez śmiech.
Nie musiałam dwa razy powtarzać. Niall zaczął mnie naśladować i takim o to sposobem po jakichś
10 - 15 minutach mieliśmy ogromne trzy śniegowe kule. Ustawiliśmy je od największej do najmniejszej i już było całkiem nieźle. Pobiegłam do domu i po jakichś pięciu minutach wróciłam z marchewką, dwoma węgielkami, starą czapką i szalikiem. Po ustrojeniu naszego pięknego bałwana prezentował się całkiem, całkiem... Chooociaż! Czegoś mu brakowało. Przyjrzałam mu się dokładnie i już wiedziałam. Bałwan miał oczy, nos, ale nie miał ust. Postanowiłam zrobić je z gałązki więc podeszłam do rosnącego nieopodal drzewa i ułamałam giętką gałązkę. Zanim się odwróciłam poczułam uderzenie w sam środek pleców. Odwróciłam się, a Niall już przygotowywał kolejne śnieżki. Zapomniałam o ustach dla bałwana i czym prędzej zabrałam się za tworzenie "amunicji". Toczyliśmy zawziętą walkę, a zakończyła się ona tak, że oboje turlaliśmy się w śniegu i tym sposobem przemoczyliśmy nasze ubrania całkowicie. Kiedy weszliśmy do domu moi rodzice
najpierw przerazili się na nasz widok, ale kiedy pokrótce, trzęsąc się z zimna, opowiedzieliśmy im o naszej bitwie na śnieżki to zrozumieli, a nawet śmiali się z nas. Troskliwa mamusia przerwała gotowanie obiadu i zaopatrzyła nas w ręczniki i koce. Z takim wyposażeniem poszliśmy na górę. Musieliśmy się wysuszyć i przebrać. Z racji tego, że Niall był tak jakby gościem w moim domu więc chciałam, żeby zrobił to pierwszy, ale on patrząc na mnie stwierdził, że nie jest mu aż tak zimno i może poczekać. To było takie słodkie, że aż pocałowałam go prosto w usta i pędem ruszyłam do łazienki.  Przebrałam się w oka mgnieniu, bo przed oczami cały czas miałam mokrego, zziębniętego Blondyna chodzącego po moim pokoju. Jakieś niecałe pięć minut później wróciłam do pokoju i zajęłam się suszeniem moich blond włosów. Horan uporał się jeszcze szybciej i właśnie teraz siedzimy sobie pod kocem wtuleni w siebie w celu ogrzania oczywiście. Oparłam głowę na jego ramieniu i odpłynęłam.

Obudził mnie okrzyk mamy, że mamy zejść na dół, na obiad. Zeszłam, a raczej zwlekłam się z łóżka i trzymając Niall'a za rękę poszliśmy do kuchni. Na stole stały dwa talerze z pierożkami z serem, smażonymi na maśle do delikatnie zabrązowionej skórki. To było bardzo zastanawiające. Nie wiedziałam, że moja mama potrafi gotować i to jeszcze jak! Moi rodzice coraz pozytywniej mnie zaskakują. Usiedliśmy przy stole. Niall niepewnie wziął widelec i odkroił mały kawałek jednego pierożka. Miałam ochotę roześmiać się na cały głos. Mój kochany Blondynek, który potrafi zjeść wszystko zestresował się przed skonsumowaniem pierożków. Hahhaha! Popatrzył na mnie, a ja uśmiechnęłam się promiennie i mrugnęłam do niego.  W końcu odezwałam się:
-Kochanie nie bój się, przecież Cię nie zje. - po czym wybuchłam śmiechem, a mama do mnie dołączyła. Twarz Niall'a wykrzywiła się w lekkim grymasie, aż w końcu wziął kęs do ust i powoli go przeżuwał. Za chwilkę zjadł kolejny, i kolejny i tak pierożki zaczęły znikać w niewyjaśnionych okolicznościach, w ekspresowym tempie. Chyba jednak mu posmakowały. Nawet mama to zauważyła, bo kiedy jego talerz stał się pusty dołożyła mu jeszcze kilka i powiedziała:
- Jedz, jedz. Widzę, że Ci smakują...
Chłopak zarumienił się lekko i ponownie zaczął pałaszować. Z uśmiechem na ustach patrzyłam jak mój ukochany rozsmakowuje się w każdym kęsie. Słodki, a zarazem rozśmieszający widok. No, ale co się dziwić. Mój chłopak to największy smakosz na całym świecie. Po skończonym obiedzie stwierdziliśmy, że bezsensownie jest siedzieć bezczynnie w domu, tym bardziej w Sylwestra. Postanowiliśmy pójść do kina. Oczywiście przedtem sprawdziliśmy repertuar. Na szczęście znaleźliśmy idealny film dla nas "Oświadczyny po irlandzku" - wersja z napisami.  Chyba nie muszę mówić dlaczego? Do najbliższego seansu zostało nam jakieś 40 minut. Idealnie. Szybko się zebraliśmy i już po chwili kierowaliśmy się na najbliższy przystanek. Tak, jedziemy podmiejskim. Niall dla swojego bezpieczeństwa wziął grubą bluzę z głębokim kapturem, żeby chociaż trochę ukryć przed ludźmi swoją tożsamość. Niestety opcja z okularami przeciwsłonecznymi nie wchodzi w grę. W końcu mamy zimę i fakt, że ktoś zasłania nimi oczy byłby zastanawiający. Nie musieliśmy długo czekać. Gorzej było z dojazdem. Zakorkowane ulice Warszawy dały o sobie znać. W końcu znaleźliśmy się przed drzwiami naszego celu. To kino było największe w całej dzielnicy, ale nijak nie równało się z tym w Londynie. Nie zwlekając dłużej weszliśmy.

***
Było cudownie. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Nieczęsto jakiś film potrafi wywołać u mnie takie emocje naraz. Kiedy wróciliśmy do domu, od razu udaliśmy się do mojego pokoju. Szybko porwałam jakieś luźne dresy z szafy i na jednej nodze skoczyłam się przebrać. Po chwili byłam z powrotem. Dosiadłam się do Niall'a, który rozłożył się na moim łóżku i tak przez chwilę siedzieliśmy w ciszy wtuleni w siebie. Błądziłam wzrokiem po pokoju. Nagle moją uwagę zwróciła płyta leżąca koło radia. Przypomniałam sobie wtedy, że słuchałam jej ostatni raz dzień przed moim wyjazdem do Londynu.
–Życie jest muzyką, życie jest wygraną
Puki nasze serca kochać nie przestaną... - nieświadoma tego, że robię to na głos, zaczęłam śpiewać jedną z moich ulubionych piosenek, która się na niej znajdowała. Niall zaczął wpatrywać się we mnie z dziwnym grymasem na twarzy, ale również wielkim zainteresowaniem. Ja jednak dalej kontynuowałam niewzruszona. Kiedy skończyłam spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem przebijającym spod miny niewinnego dziecka.
–Kochanie ślicznie śpiewasz, ale może jeszcze powiedziałabyś mi o czym tak dokładnie to było? - spytał w końcu.
–Hahaha, oj Misiu, Twój polski jest w stanie krytycznym. - zaczęłam się śmiać wniebogłosy.
–To może pasowałoby go trochę podrasować? - zapytał z udawaną obojętnością.
–A chciałbyś?
–Wiesz, skoro jest Sylwester i jesteśmy w Polsce, to zakładam, że odliczanie też będzie przebiegało po polsku. - Mrugnął do mnie. On naprawdę chciał się poduczyć! Ale chyba wie na co się pisze...
–Zdajesz sobie sprawę z tego, że polski to najtrudniejszy na świecie język do nauczenia. Nie mówiąc już o wszystkich polskich głoskach do wymówienia? - spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
–Jestem w pełni świadomy. - Wygruchał przez śmiech spowodowany moją powagą.
–Tak? No to proszę, powtórz: Grzegorz Brzęczyszczykiewicz. - Niall tylko spojrzał na mnie ze strachem w oczach.
–Powoli, dopiero zaczynam. Nie bądź taką surową nauczycielką. - zaczął się kajać przede mną. Tak, on się kaja! Ile ludzie by dali, żeby zobaczyć tak wystraszonego Horana. Na szczęście ten widok jest aktualnie przeznaczony tylko dla mnie. Trzeba to jakoś wykorzystać...
–No dobra, tym razem potraktuję Cię jako tako ulgowo, następnym razem nie będziesz miał tyle szczęścia. - powiedziałam groźnie, po czym zaczęłam się po raz kolejny śmiać. To by było na tyle po surowej nauczycielce. - Powtarzaj za mną...
***
-No to jeszcze raz: "Szczę-śli-we-go" - przeciągałam każdą sylabę na tyle, by mógł dokładnie zrozumieć jak brzmi cały wyraz. Niall podjął się nauki odliczania od 10 w dół oraz zwrotu: Szczęśliwego Nowego Roku. Wszystko zdążył już nieźle opanować. W końcu mieszkając w Irlandii dość często spotykał się z polskim, bo jest on tam drugim językiem zaraz po angielskim, więc zdążył się z nim jako tako osłuchać. Tylko to jedno słowo ciągle sprawiało mu problem. Nie zdążył jednak go powtórzyć, ponieważ przerwał nam dzwonek do drzwi. Rodzice wyszli wcześniej na kolację na miasto, więc któreś z nas musiało zejść i otworzyć. Nie miałam szansy nawet się podnieść, gdyż Niall szybko się zerwał i popędził schodami na parter. Powoli wyszłam za nim.

Niall
Pobiegłem otworzyć drzwi, a dźwięczący w całym domu dzwonek zaczynał mnie powoli irytować... Przecież nie przeteleportuje się z góry na dół w sekundę. No nareszcie. Zdyszany stanąłem przed ciemnymi drzwiami prowadzącymi do przedpokoju i otworzyłem je. W pomieszczeniu zastałem Weronikę trzymającą moje buty i kurtkę. Zdezorientowany patrzyłem na nią, a ona wręczyła mi te rzeczy i pociągnęła w swoją stronę. Byłem zszokowany jej zachowaniem... Nie znałem jej od tej strony i nie wiedziałem jakie ma zamiary. Zamknęła drzwi i powiedziała:
- Ubierz się, wyjdź i nie wracaj bez pozwolenia.
Chciałem protestować, w końcu ona nie ma prawa mnie "wyrzucać" z domu Lenki, ale coś było na rzeczy, bo jej mina nie była złowroga, a wręcz przeciwnie można powiedzieć, że bił od niej jakiś entuzjazm i podekscytowanie. Bez marudzenia założyłem buty i kurtkę po czym wyszedłem. Przed domem stał samochód Weroniki, a w nim siedział... Zayn. Kiedy mnie zobaczył, otworzył drzwi od strony pasażera i kazał mi wsiąść do środka... Co tu się dzieje?? Same rozkazy... Ta dwójka coś kombinuje... O nic nie pytałem... Wszystkiego dowiem się w swoim czasie.

Lena.
Zeszłam ze schodów i skierowałam się w stronę drzwi gdzie zamiast Niall'a ujrzałam Weronikę. O co chodzi?? Gdzie jest mój chłopak? Wpatrywałam się w moją ukochaną siostrzyczkę, która zachowywała się i wyglądała trochę podejrzanie. Postanowiłam w końcu się odezwać i dowiedzieć co tu się dzieje.
- Hej Werciu! Miło, że wpadłaś... Gdzie Niall??
- Witaj Lenko... O nic się nie martw. Niall jest z Zayn'em, a ja przyjechałam do Ciebie, żeby zrobić nas na bóstwo...
Chyba mój mózg przez tą przerwę świąteczną wolniej pracuje, bo dopiero po jakichś dwóch minutach zareagowałam na jej słowa.
- Zaraz, zaraz... Ale jak to z Zayn'em? Jakie robienie się na bóstwo? - pytałam zdezorientowana, a Werkę najwyraźniej bawiła moja niewiedza... Z jej miny można było wyczytać przekaz: " Przecież to wszystko jest takie oczywiste"
- Kochana co się tak spinasz? Odpręż się i pozwól mi działać... Dziś Sylwester. Mamy godzinę, żeby się wyszykować, bo potem przyjeżdżają chłopcy i zabierają nas pod Pałac Kultury... - powiedziała z promiennym uśmiechem i udała się na górę. Mi nie pozostało nic innego tylko podążać za nią. Po pięciu minutach ja siedziałam na swoim łóżku, a Weronika rzucając uprzednio swoją ogromną torbę, zaczęła "buszować" w mojej szafie. Sama robiłam przegląd sukienek w głowie i stwierdziłam, że wzięłam chyba jedną lub dwie całkiem odpowiednie na tą okazję. Nie chciałam siedzieć bezczynnie więc wyjęłam moją kosmetyczkę i porozkładałam wszystkie kosmetyki na biurku, a potem nagrzałam lokówkę. Właśnie w tym momencie z szafy "wyłoniła się" Weronika z całym zestawem dla mnie. Kazała mi się w to przebrać, a sama udała się do łazienki ze swoją torebką. Zgodnie z poleceniem założyłam sukienkę, a także buty i przystąpiłam do kręcenia włosów. Kiedy połowa mojej głowy
była w serpentynkach do pokoju weszła Weronika ubrana w prześliczną, czarną, zwiewną sukienkę.
Wyglądała w niej nieziemsko... Tak bardzo mi się spodobała, że się zagapiłam i gdybym przetrzymała kilka sekund dłużej lokówkę to miałabym jedno "pasemko" włosów mniej. Weronika widząc moje poczynania natychmiastowo odebrała mi lokówkę i dokończyła kręcenie moich włosów. A teraz moja kochana siostrzyczka zabiera się za malowanie mnie... No przepraszam bardzo czy ja wyglądam na taką, która niczego nie potrafi?? Już miałam się sprzeciwiać, ale jednak tego nie zrobiłam, bo byłam ciekawa efektu. A poza tym później to ja postawię na swoim i ją pomaluję Wercię. Kiedy kończyła "rysować" drugą kreskę zadzwonił mój telefon. Niestety leżał na drugim końcu biurka więc nie mogłam go odebrać. Weronika poinformowała mnie, że dzwoni Harry, ale zamiast podać mi komórkę, odrzuciła połączenie.
- No co Ty wyprawiasz??? - spytałam oburzona
- Maluję Cię i nie chcę żeby nam przeszkadzano... - powiedziała spokojnie.
- A jeżeli to coś poważnego??
- Co na przykład - spytała z powątpiewaniem.
- Na przykład któryś z chłopców miał wypadek albo coś - wzdrygnęłam się na samą myśl.
- Przesadzasz Lenko... Zapewne Harry ma problem, ale z wyborem odpowiedniego stroju na Sylwestra - powiedziała, a w pokoju znów rozbrzmiał mój telefon. Tym razem Blondynka mi go podała i pytającym wzrokiem patrzyła na mnie. Odebrałam.
- Hej Harry czy coś się stało??
- Hej Lenko. Nic się nie stało... Chciałem zapytać co tam u Was? - zdziwiło mnie to. Rozumiem Harry jest moim przyjacielem i w ogóle, ale nie przypominam sobie żeby dzwonił do mnie bez powodu.
- Wszystko OK. Właśnie się szykujemy, bo zaraz wychodzimy "imprezować". - powiedziałam,
- Aha. No to nie będę Ci przeszkadzać... - to jest podejrzane... On nie dzwoni tylko po to, żeby zapytać się "Co tam u Was?". Coś jest na rzeczy.
- Harry na pewno nic się nie stało? - spytałam ponownie i usłyszałam westchnięcie. Wiedziałam, że coś jest nie tak!
- Wszystko w porządku tylko... Bo wiesz ja umówiłem się z Megan i nie mam pojęcia w co mam się ubrać... Mam wrażenie, że we wszystkim co założę wyglądam jak jakaś sierota... - Kiedy skończę rozmawiać muszę zapytać Weroniki gdzie trzyma czarodziejską kulę i czarnego kota... Skąd wiedziała w jakiej sprawie dzwoni.
- Wprawdzie mało się orientuję i nie wiem dokładnie co masz w szafie, ale myślę że powinieneś założyć czarne spodnie, czarną koszulę w białe serduszka i czarną marynarkę... - Weronika płakała ze śmiechu kiedy zrozumiała, że miała rację.
- Dziękuję Ci bardzo!!! Gdyby nie Ty to... Cieszę się, że zawsze mogę na Ciebie liczyć. Udanej zabawy.
- I wzajemnie - powiedziałam cicho po czym rozłączyłam się.
- Wypadek?? - spytała Blondynka przez śmiech. Ja tylko dałam jej sójkę w bok i ponownie zamknęłam oczy, żeby mogła dokończyć makijaż.

- Możesz się zobaczyć - usłyszałam głos mojej siostry. Otworzyłam oczy, a przed nosem już miałam lusterko. O jaaaacie! Chyba po raz pierwszy miałam taki odważny makijaż... Ale! Te oczy!!! Chyba się zakochałam... Czy można się zakochać w samej sobie??? Gdybym mogła to stałabym przed lusterkiem cały dzień, ale nie miałam na to czasu, bo musiałam jeszcze pomalować Weronikę, a za niecałe pół godziny mieli przyjechać chłopcy.
Kiedy ja się przeglądałam Weronika zdążyła już nałożyć podkład na twarz... Cóż to za "struś pędziwiatr"? Szybko odłożyłam lusterko, usadziłam ją w fotelu i zabrałam się do roboty. Najpierw oczy. Z racji tego, że blondyneczka miała złotą biżuterię wybrałam cień właśnie w tym odcieniu. Muszę przyznać, że na jej powiekach prezentował się fantastycznie, przez te błyszczące, złote drobinki. Następnie kreski. Wzięłam eye-
liner i zaczęłam powolutku malować perfekcyjne linie. Byłam dumna ze swojego dzieła. Jeszcze tylko rzęsy i oczy będą skończone. Weronika oświadczyła mi, że chce "zaszaleć" więc wyjęłam niedawno kupione sztuczne rzęsy i przykleiłam je mojej siostrze. Muszę przyznać, że prezentowały się świetnie. Teraz tylko błyszczyk na usta i obydwie będziemy gotowe. Obydwie założyłyśmy szpilki i zeszłyśmy na dół. Właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Wiedziałam że to chłopcy więc otworzyłam drzwi. Nie myliłam się... W progu stał Niall i Zayn obaj ubrani w garnitury. Ulalala... Dwóch przystojniaków przed moim domem... Popatrzyłam na twarz Blondyna. Jego oczy były większe od pięciozłotówek, a usta szeroko otwarte.
- Hej! Czy coś ze mną nie tak?? Może zdążę się jeszcze przebrać...
- Wyglądasz... - szepnął Blondyn
- WOW! - wykrzyknął Zayn na widok zbliżającej się Weroniki.
- Wyglądacie przepięknie - powiedzieli chórkiem, a my zarumieniłyśmy się. Wzięłam Niall'a pod rękę, Weronika zrobiła to samo z Zayn'em i razem poszliśmy do samochodu. Prowadził Czarnowłosy, miejsce pasażera zajęła Weronika, a my siedzieliśmy z tyłu. Droga zajęła nam 20 minut. Idziemy szaleć!!!

- Dziesięć!
- Dziewięć!
Zayn i Weronika zdumieni patrzą jak Niall wraz z innymi odlicza po polsku. Bezcenny widok
- Sześć!
- Pięć!
- Cztery!
- Trzy!
-Dwa!
- Jedeeen!
- Szczęśliwego Nowego Roooku!!!
Rozbłysnęły fajerwerki i wystrzelił szampan. Wśród okrzyków radości, wśród tych "wybuchów" usłyszałam ciche "Kocham Cię" przy moim uchu. "Kocham Cię" wypowiedziane przez Niall'a w moim ojczystym języku. Tego nie obejmowała nasza lekcja więc skąd zna te dwa słowa?? To będę wyjaśniać później...
- Też CIĘ KOCHAM Niall... - powiedziałam, a on złożył na moich ustach namiętny pocałunek.
Składanie sobie życzeń, oglądanie fajerwerków, picie szampana tak upłynęło nam kolejne pół godziny, a potem... Zayn i Weronika odwieźli nas do domu. Mimo tego, że byłam trochę zmęczona, a w uszach dudniły mi jeszcze basy, byłam mega szczęśliwa! Najwspanialszy Sylwester w moim życiu. Rodzice już spali, więc po cichu przemknęliśmy do mojego pokoju.
Leżąc już w łóżku zapytałam Niall'a kiedy nauczył się wyznawania miłości w języku polskim.
- Kiedy skończyłaś jeść obiad i poszłaś na górę się przebrać, porozmawiałem sobie chwilkę z Twoją mamą - uśmiechnął się. - To ona mnie nauczyła tych dwóch słów.
Tym razem to ja pocałowałam go w usta i jak zawsze wtulona w mojego ukochanego zasnęłam.
**********************************
*Hej, hej! Przepraszam, przepraszam, przepraszam... Znów będę się powtarzać, ale muszę mieć coś na swoją obroną... Brak czasu spowodowany chodzeniem do szkoły, stres (każda nauczycielka już straszy egzaminami), wena na urlopie to wszystko się kumuluję i powoduje brak jakichkolwiek pomysłów na opowiadanie... Pragnę powiedzieć, że gdyby nie moja przyjaciółka, która bardzo mi pomogła w napisaniu tego rozdziału to Sylwester pojawiłby się ojoj, a może i jeszcze później... Bardzo jej za to dziękuję!!! No... Co do rozdziału uważam, że wyszedł całkiem nieźle... A Wy co o nim sądzicie???
*Jeszcze raz chciałabym podziękować Ho ney za nominację do LBA to było dla mnie czymś nowym i bardzo ekscytującym!
* Kolejny rozdział powinien być za tydzień, ale nic nie obiecuję...
* Proszę o komentarze, głosy w ankietach, dodawanie się do obserwatorów i polecanie mojego bloga <3

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!!! <3

Papapa całusów sto dwadzieścia dwa :***

MiLenka Lis! <3  (A.)