13 gru 2014

Rozdział XLIV

*LUTY*
*Nadia*

Było lepiej... O wiele lepiej... Lena uśmiechała się już nie tyle co blado, ale nawet promiennie... I to jeszcze nie wszystko... Znów stała się pilną uczennicą... Zaczęła poprawiać oceny i to w takim tempie, że nawet nauczyciele  się dziwili. Czarne stroje poszły w najdalszy kąt szafy, a wróciły kolorowe sukienki, bluzeczki i spódniczki... Nadal nie możemy uwierzyć, że to prawda... Czasami mamy wrażenie, że to tylko sen, który zaraz się skończy, ale nie... To trwa nadal... A dzięki temu bez żadnych przeszkód mogłam świętować rocznicę związku z Liam'em... Awwww... Normalnie rumieńce mi się pojawiają na wspomnienie tego dnia... Ja w czarnej, koronkowej SUKIENCE...
On w eleganckim garniturze... Kolacja przy świecach... Wino... Płatki róż... W tle muzyka... Nagle Liam wstaje i prosi mnie do tańca... Powoli bujamy się w takt piosenki... A kiedy melodia się kończy, zatrzymujemy się... Liam patrzy mi przez chwilkę w oczy i zmniejsza dystans pomiędzy naszymi ustami. No i następuje to na co od dawna miałam ochotę, a zarazem strasznie się tego obawiałam... A mianowicie namiętny pocałunek... Cudowne przeżycie... Ale najwspanialszy moment był na samym końcu... Liam wziął mnie na ręce tak jakbym była panną młodą i zaczął się ze mną kręcić dookoła... To taaakie romantyczne, że aż musiałam to opisać... Miłość to najwspanialsze uczucie na świecie...

*MARZEC*
*Niall*

Osiemnaste urodziny mojej ukochanej... Na początku miałem inne plany co do tego dnia, ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie... Zaprosiłem wszystkich najbliższych znajomych Lenki, a także jej mamę i Chris'a... Zorganizowałem salę... Z pomocą Weroniki i Nadii upiekłem tort... A wszystko po to żeby pokazać Lenie, że bardzo ją kocham i mi na niej bardzo zależy... Muszę przyznać, że była zachwycona... Po tylu miesiącach smutków, płaczu, rozpaczy, załamania ona otrząsnęła się i zaczęła żyć na nowo... I z każdym dniem uśmiechała się coraz częściej, a właśnie dziś ponownie usłyszałem jej śmiech... Miłość to najwspanialsze uczucie na świecie... 

*KWIECIEŃ*
*Nadia*

Sprawdziany... Kartkówki... Pytanie... Masakra!!! Ja ledwo wytrzymuję, a co może powiedzieć Lena, która musi poprawić tyyyle ocen. Ale ona się tym nie przejmuje... Chyba przez ten czas zbyt dużo się smuciła, i teraz musi nadrobić to szczęściem... Chłopcy cały czas mają próby, koncerty, wywiady, sesje zdjęciowe... Też bardzo ciężko pracują... Ale wszyscy pocieszamy się faktem, że jeszcze tylko maj i trochę czerwca, a później WAKACJE!!! 

*MAJ*
*Niall*

Ten miesiąc chyba zapamiętam do końca życia... Dlaczego?? A dlatego, że moja ukochana sprzątając przed naszym powrotem do domu złamała lewą rękę. Jaaak? Tego nie wie nikt... To znaczy fakty są takie... Lena zamiatała, słuchając jednej z naszych najnowszych piosenek. No i przy śpiewanym przeze mnie refrenie zaczęła tańczyć, aż w końcu się potknęła, upadła i złamała rękę.. Takie rzeczy tylko u mojej Lenki... Szczęście w nieszczęściu, ponieważ była to ręka lewa... Ale i tak 3-4 tygodnie w gipsie... Na początku wszyscy się przestraszyliśmy, że to coś bardziej poważnego, ale kiedy teraz już po wszystkim zdarza nam się śmiać z tej całej sytuacji... No bo to jest bardzo ciekawe, że przy sprzątaniu, potknąć się o coś i od razu złamać rękę... Ale to nie było normalne sprzątanie, to było sprzątanie przy muzyce zespołu One Direction... O mój Boże... Siejemy spustoszenie... 

*CZERWIEC*
*Niall*

Nadszedł najbardziej wyczekiwany przeze mnie dzień. Dwudziesty ósmy czerwca... Koniec roku szkolnego Lenki... I wyjazd! A raczej lot... Do Francji... Ale ćsiii... To niespodzianka...

*Lena*
Ojeeej... Jak ja nie lubię pożegnań... Całe dwa miesiące bez tych wspaniałych osób to jakaś masakra!!! Tym bardziej, że przez ten rok szkolny za bardzo się sobą nie nacieszyliśmy... No ale to nic... Jeszcze przyszły rok przed nami... A teraz wakacje!!! Zasłużone wakacje... Wszyscy wybiegliśmy ze szkoły i każdy udał się w swoją stronę... To znaczy ja i Nadia udałyśmy się w stronę samochodu, w którym siedzieli już Niall i Liam... Wsiadłyśmy do auta, i gwałtownie ruszyliśmy... 
- Niall śpieszy Ci się gdzieś - spytała zaniepokojona Nadia...
- Troszeczkę... - odparł mój chłopak... Nadia spojrzała w moją stronę, a ja tylko wzruszyłam ramionami... Z nikim się nie umawialiśmy... Chyba, że o czymś nie wiem... Wszystko w swoim czasie... Droga minęła nam na śpiewaniu piosenek z radia... Po jakichś piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Nadia wysiadła pierwsza, a kiedy chciałam zrobić to samo Niall mnie zatrzymał... 
- My jedziemy dalej... - powiedział...
- To znaczy??? - spytałam z zaciekawieniem i małym niepokojem... 
- Spokojnie... Zaufaj mi...
Tak zrobiłam... Już po pięciu minutach znów jechaliśmy... Z tymże miałam na oczach opaskę i kompletnie nic nie widziałam... 

* dwie godziny później*

- Możesz już zdjąć opaskę - usłyszałam za swoimi plecami. Lekko drżącymi rękoma zdjęłam materiał... Jednak to co zobaczyłam przed sobą niemalże zbiło mnie z nóg... Kilka metrów przede mną stała sobie jakby nigdy nic Wieża Eiffel'a... 
- Niall chyba nie... - odwróciłam się i znów zamarłam. Przede mną klęczał mój Blondynek, a na wyciągniętej dłoni miał bordowe pudełeczko w kształcie serca. Zakryłam usta dłonią, a w moich oczach pojawiły się łzy... Nie to się nie dzieje naprawdę... To tylko piękny sen... To tylko moja wyobraźnia... To jakaś fatamorgana... Ale to nie był sen...
- Lenko... Wiesz, że bardzo Cię kocham... Wspaniałym dowodem  na to są minione miesiące... Pomimo tego, że nie było łatwo, a czasami było bardzo ciężko ja nie poddawałem się... I nie mam tu na celu wychwalać siebie ani nic z tych rzeczy... Chcę Ci powiedzieć, że nasza miłość przetrwa wszystko, a ja nie wyobrażam sobie życia bez ciebie dlatego też... - zawahał się jakby, ale po chwili dodał - Mileno Lis czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Po moich policzkach popłynęły łzy... Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć... Byłam tak szczęśliwa i oszołomiona, że po prostu zabrakło mi słów... Na szczęście to szybko minęło i zaraz potem wykrzyknęłam:
- Oczywiście, że taaaak!!!
Blondynek wyjął pierścionek z pudełeczka i założył mi go na palec, a z moich oczu znów popłynęły łzy... Łzy szczęścia...

****************************************************************************
Witaaajcie Misiaczki... Boooże dzisiejsza notka może być bardzo nostalgiczna ponieważ... Siedzę przed komputerem... W moim pokoju oprócz świeczki zapachowej nie ma innego światła... Wsłuchuję się w tą wspaniałą melodię LINK i tak sobie rozmyślam, że za tydzień kończę pracę na tym blogu... Łzy wzruszenia "tańczą na moich rzęsach"... Nadal nie mogę uwierzyć, że to prawie koniec... Że już nic więcej nie napiszę o Lenie i Niall'u... Tak bardzo się z nimi zżyłam... I choć wiem, że żadną pisarką nie jestem, to mimo wszystko jakiś sentyment pozostaje... Wprawdzie będę pisać drugiego bloga, ale to już jest całkiem inna historia... Inni bohaterowie... Inne charaktery... Mam ogromną nadzieję, że po zakończeniu tego bloga moi czytelnicy nie opuszczą mnie i będą ze mną podczas tworzenia tego drugiego... Ojeeej... Czas otrzeć łzy i wziąć się w garść....
A właśnie czekam na Wasze komentarze z opinią na temat tego dość krótkiego, ale jakże romantycznego rozdziału!
Teraz już pora się żegnać i wrócić tu za tydzień z podziękowaniami, ostatnim pożegnaniem i w ogóle... No ale to dopiero w przyszłym tygodniu!

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!!!

MiLena Lis <3 *.*



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz