20 gru 2014

Rozdział XLV - EPILOG

* 4 lata później*
*Lena* Włącz (jeśli chcesz) 

Już cztery lata minęły od tego cudownego dnia... Czas nieubłaganie ucieka... Ale dziś mam po prostu ochotę usiąść i powspominać. Tak też zrobiłam... Weszłam po cichutku do pokoiku mojego dwuletniego synka i usiadłam na krzesełku obok jego łóżeczka. On jest taki podobny do Niall'a. Te same blond włoski, te same błękitne oczęta... Może rzeczywiście każda matka uważa, że jej dziecko jest najpiękniejsze na świecie... Uśmiechnęłam się, zamknęłam oczy i wróciłam pamięcią cztery lata wstecz...

*wspomnienie*
Ostatnie, ale najbardziej pracowite dwa miesiące przed nami... Wreszcie skończyłam szkołę i mogę zająć się szukaniem pięknej sukni ślubnej, wybieraniem dekoracji na salę, rozsyłaniem zaproszeń... Tak to wszystko jeszcze przede mną, ale nie przejmuję się tym... Wręcz przeciwnie... Jestem taka szczęśliwa jak nigdy dotąd... A w dodatku nie jestem sama... Mam Niall'a i dwóch przyszłych świadków, a mianowicie Nadię i Liam'a... Czasami miałam wątpliwości... Wydawało mi się, że to za wcześnie... Że jestem za młoda na małżeństwo... Że to co się stanie może zniszczyć zespół, ale wtedy przybywał Niall i mówił, że wszystko będzie dobrze, a ja mu wierzyłam... I tak było już cały czas... No a wracając do przygotowań... Pierwszego dnia wakacji spotkaliśmy się całą czwórką i ustaliliśmy jaki jest plan działania, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik przed sierpniem... Długo kombinowaliśmy, a kiedy wydawało nam się, że już jest dobrze to któreś z nas przypominało sobie o czymś ważnym i cały plan trzeba było układać od nowa...Dopiero po kilku ładnych godzinach wiedzieliśmy co i jak... Najpierw postanowiliśmy udać się na zakupy. To znaczy... Nazajutrz Niall z pomocą Liam'a miał poszukać odpowiedniego garnituru, a ja wraz z Nadią i Weroniką idealnej sukni... I tak zaczęliśmy wcielać plan w życie... Następnego dnia we trzy udałyśmy się do pierwszego salonu sukien ślubnych... Kiedy tam weszłam po prostu oniemiałam... Zawsze, nawet gdy byłam mała kiedy przychodziłam obok takich salonów i widziałam przez szybę te piękne suknie zapierało mi dech w piersiach, a teraz... Sama będę przymierzać te cudeńka... Możecie wierzyć lub nie, ale miałam łzy w oczach... Podeszłyśmy do ekspedientki i powiedziałyśmy jakiej sukienki poszukujemy... Delikatnej, skromnej, bez wielu dodatków i falbanek... Nie chciałam wyglądać jak jakaś beza. Kobieta zaprowadziła nas do pomieszczenia, gdzie były idealne suknie dla mnie. Chodziłyśmy, oglądałyśmy, a ja nie potrafiłam wybrać... Każda miała w sobie to coś... Po dłuuugim czasie w końcu zdecydowałam się przymierzyć jedną z nich... Ekspedientka pomogła mi ją zdjąć po czym udałam się do przymierzalni. Dobrze, że w dniu ślubu będzie pomagać mi Nadia... W takim stresie zaplątałabym się w długie, białe tiule... No w końcu udało mi się ją założyć... Przejrzałam się w lustrze... Czy to naprawdę ja?? Nie sądziłam, że będę wyglądać aż tak... niesamowicie... Ostrożnie wyszłam z przymierzalni. Dziewczyny na mój widok, aż otworzyły usta...
- Czy... Czy ona była specjalnie dla Ciebie szyta? - spytała Weronika, a ja zaśmiałam się tylko i pokręciłam głową na znak, że nie...
- Ale tak wygląda... A jak się w niej czujesz? - tym razem pytanie zadała Nadia...
- Wspaniale! - niemalże krzyknęłam ze szczęścia...
- No to cudnie... Oby dalej poszło nam tak samo szybko...
Zdjęłam suknię i założyłam swoje ciuchy... Teraz dopiero zaczęły się schody... Musiałam wybrać odpowiedni welon, rękawiczki, biżuterię, buty... Cały dzień chodziłyśmy po różnych sklepach, ale! Miałam caluteńki strój na wesele.
Podczas kolejnych dni też się nie nudziłam... Razem z Niallem, Nadią i Liam'em pojechaliśmy  ponownie zobaczyć wybraną salę i kościół w celu dobrania odpowiedniego wystroju. Tu w dużej mierze pomogła Nadia, która jest wspaniałą dekoratorką wnętrz... Głównie to ona i Niall rozmawiali z firmą zajmującą się strojeniem sali. Oczywiście konsultowali wszystko ze mną i to ja miałam podejmować ostateczną decyzję, ale ani razu się nie sprzeciwiłam... W głowie już miałam obraz przystrojonej sali. Ogólna kolorystyka miała być biało - bordowa. Wszędzie balony w kształcie serc... Stoły przykryte białymi obrusami, a na każdym piękne bukiety, krzesła przystrojone białym i bordowym materiałem... A nad naszymi miejscami dwa ogromne bordowe serca... Tak to jest to! Kościół również będzie w takich kolorach... Bordowy chodniczek prowadzący do ołtarza... Ławki przystrojone białym tiulem i kwiatkami w tym samym kolorze... Krzesła dla pary młodej przykryte kremowym materiałem... To był następny obraz w mojej głowie... Ach... A to już za niecałe dwa miesiące...Kiedy to mieliśmy już gotowe w spokoju mogliśmy zająć się wypisywaniem zaproszeń. Tutaj wykazali się Weronika, Nadia i Liam... Wprawdzie ja też pomagałam, ale oni robili to sprawniej i o wiele ładniej ode mnie... Kiedy ja brałam do ręki długopis zaczynała mi się trząść ręka i wpisanie dwóch imion i nazwisko stanowiło dla mnie nie lada wyzwanie... Zajęło nam to dwa dni... Muszę przyznać, że lista, którą ustaliliśmy już wcześniej była spora. Wszyscy znajomi z Londynu, rodzina Niall'a z Irlandii, moja mama i Chris, no i moi znajomi z Polski: Natalia, Piotrek oraz państwo Lis... Długo się zastanawiałam nad tym czy ich zaprosić... Analizowałam wszystkie za i przeciw, ale w końcu doszłam do wniosku, że mimo tego iż mnie okłamali powinni zostać zaproszeni... Przecież to oni przez 16 lat mnie wychowywali nieprawdaż? Dlatego właśnie postanowiłam wysłać im zaproszenie...
Tydzień przed ślubem wszystko było dopięte na ostatni guzik... Stroje wisiały w szafach, o salę i kościół już nie musieliśmy się martwić, zespół i kamerzystę też już "załatwiliśmy". Teraz tylko czekać na ceremonię... Oczywiście nie obyło się bez wieczoru kawalerskiego i panieńskiego... Muszę przyznać, że nigdy jeszcze się tak nie bawiłam.. A to wszystko dzięki Nadii i Weronice - moim najlepszym, najukochańszym przyjaciółkom.
Włącz koniecznie!
No i nastał ten dzień! Ten wymarzony, upragniony szesnasty sierpnia... Przez całą noc nie zmrużyłam oka... Od 6.00 rano biegam z pokoju do pokoju i wyczekuję Nadii... Weronika też już nie śpi. Siedzi w kuchni i robi śniadanie... Ogarnął mnie taki stres, że nie jestem w stanie zrobić nic... Zaczyna mnie powoli boleć głowa i mam nudności. Tak! To na pewno jest stres! Dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć. To była Nadia.
- Witam najpiękniejszą pannę młodą na świecie! - powiedziała rozpromieniona. Uśmiechnęłam się blado, powiedziałam zwykłe cześć i wpuściłam ją do środka...
- Jadłaś już śniadanie? - spytała kiedy tylko weszła, a ja pokręciłam przecząco głową... - OK. No więc Kochana... Siadasz sobie teraz na kanapie, odprężasz się, a ja zaraz przyniosę Ci coś do jedzenia...
- Ale jak ja mam się odprę... - nie dokończyłam, bo zaraz mi przerwano.
- Lena! Kochasz Niall'a! On kocha Ciebie! Dzisiejszy dzień ma być dla Ciebie najwspanialszym dniem w Twoim życiu! Nie masz się czym stresować... Masz nas... - na te słowa przytuliłam ją i zgodnie z poleceniem usiadłam na kanapie w salonie. Starałam się usłyszeć o czym rozmawiają dziewczyny w kuchni, ale mówiły zbyt cicho więc przestałam się tym interesować... Zamknęłam oczy i rozluźniłam się... Rzeczywiście... Jestem jakaś głupia... Przecież to będzie najcudowniejszy dzień w moim życiu, a ja się stresuję... Aj Lena.... Po chwili musiałam otworzyć oczy, bo w salonie rozległ się wspaniały zapach naleśników... O dziwo pod nadzorem Nadii zjadłam wszystko. No to teraz czas na układanie fryzury i robienie makijażu... Miałam to szczęście, że nie musiałam jeździć po jakichś kosmetyczkach i fryzjerkach, bo osoby, które się na tym znają mam obok siebie. A mianowicie Nadia i Weronika zdecydowały się mi pomóc. Dziewczyny stwierdziły, że najładniej wyglądam w lokach dlatego też postanowiły takową fryzurę wykonać... Przeszłyśmy do mojego pokoju, dziewczyny powyjmowały wszystkie kosmetyki, pianki do włosów, lakiery, lokówki itp. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu, a one zajęły się moimi włosami. Po piętnastu minutach wokół
mojej głowie wiły się dość długie, blond serpentynki... Ale kiedy myślałam, że fryzura jest skończona dziewczyny  postanowiły  jakoś ładniej upiąć moje loki... No i zaczęło się "modzenie"... Miałyśmy przy tym dużo śmiechu , ale dzięki temu jeszcze bardziej się rozluźniłam. Przyszedł czas na makijaż... Muszę przyznać, że chyba jeszcze nigdy nie byłam tak ładnie pomalowana. Kiedy ja przeglądałam się z zachwytem w lustrze, dziewczyny się przebierały. Do wyjazdu zostało nam jakieś 45 minut, a ja muszę jeszcze założyć swą suknię... Znów zaczęłam się stresować... Ale wszystko było idealnie rozplanowane. Dziewczyny po piętnastu minutach były gotowe. W ekspresowym tempie weszły do pokoju i wyjęły wieszak z sukienką. Ręce mi się tak trzęsły, że nie byłam w stanie nic zrobić... Gdyby nie one chyba bym nie zdołała włożyć tej sukni. Jeszcze tylko welon, rękawiczki, buty, bukiecik no i gotowe... Ojeeej! Ja naprawdę ślicznie wyglądam... Obym spodobała się Niall'owi. O tym czy tak się stanie przekonam się za chwilkę... Możemy wreszcie udać się do kościoła.
***
Jesteśmy na miejscu... Nogi mam jak z waty, ręce mi się telepią jeszcze bardziej... I znów gdyby nie Nadia i Wercia to pewnie już bym stąd uciekła. No doobrze. Czas wysiąść z samochodu. Kiedy tylko to zrobiłam moja druhna zaczęła poprawiać moją sukienkę i welon... Czułam się trochę jak księżniczka... 
- Patrz kto tam stoi.. - szepnęła mi do ucha. Zwróciłam swój wzrok w tym samym kierunku co ona i ujrzałam... mojego Niall'a. Mojego kochanego, przystojnego, ubranego w elegancki garnitur narzeczonego. Stał sobie z Liam'em oraz Chris'em, ale był odwrócony tyłem do nas więc nas nie widział. Na szczęście nasze przybycie zauważył mój brat i chyba oznajmił o tym Niall'owi, bo już po chwili chłopak odwrócił głowę i spojrzał w naszą stronę. Kiedy mnie zobaczył promiennie się uśmiechnął i zaczął szybkim krokiem iść w naszą stronę... Mój stres jakby zniknął... Nie było po nim śladu... W ogóle miałam wrażenie, że wszyscy zniknęli, a zostałam tylko ja i Niall. 
- Ślicznie wyglądasz Kochanie - szepnął i złożył na moich ustach delikatny pocałunek...
- Chyba nie muszę Ci mówić, że Ty też prawda? - spytałam i uśmiechnęłam się. Blondynek tylko złapał mnie za dłoń i mocno ją uścisnął. Po chwili dotarli do nas Liam i Chris.
- Cześć siostrzyczko! Jak się trzymasz? - spytał z ogromnym uśmiechem mój starszy brat. Muszę powiedzieć, że przez te kilka miesięcy zrodziła się między nami ta więź rodzinna... Pokochałam jego i mamę... Zrozumiałam wszystko i wybaczyłam im... Teraz wiem, że zrobiłam tak jak powinnam... 
- Witaj braciszku... Nie widzisz, że jestem najszczęśliwsza na świecie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a on jeszcze bardziej się uśmiechnął. 
- Niall, Nadio, Werciu my wejdziemy teraz do kościoła, a Ty Lenko wraz z Chris'em wejdziecie gdy usłyszycie organy. - oznajmił spokojnie Liam.  Pewnie się domyślacie, że mój brat będzie prowadził mnie pod sam ołtarz... Wprawdzie to ojciec panny młodej powinien jej towarzyszyć, ale z racji tego, że mój ojciec nie żyje, stwierdziliśmy, że powinien to zrobić Chris... A on nie miał nic przeciwko... Wręcz przeciwnie bardzo się cieszył... W końcu stanęliśmy w odpowiednim miejscu.
- Naprawdę ślicznie wyglądasz Lenko - usłyszałam jeszcze z ust mojego brata, ale zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć wybrzmiały pierwsze dźwięki marsza na wejście... Szliśmy powoli...
Zmień
Czułam, że wszyscy mają zwrócony wzrok na mnie, ale ja nie zwracałam na to uwagi... Ja wpatrzona
byłam w tylko jedne, błękitne tęczówki. Nie wiem nawet kiedy przemierzyliśmy cały kościół, ale nim się obejrzałam stałam już obok Niall'a. On natychmiast złapał moją dłoń i patrząc mi prosto w oczy bezgłośnie powiedział "Kocham Cię". Miałam wrażenie, że zaraz się popłaczę... Ze szczęścia, ze wzruszenia... Tak po prostu... Uścisnęłam mocniej jego dłoń i odpowiedziałam mu tym samym na co on się uśmiechnął. Po chwili podszedł do nas ksiądz i ceremonia się rozpoczęła... Nie zwracałam uwagi na nic innego tylko na mojego ukochanego... To on był w centrum mojej uwagi... Wiedziałam, że tak samo jest w jego przypadku...
Wreszcie przyszedł czas na złożenie przysięgi małżeńskiej. Ksiądz złączył nasze prawe dłonie stułą, po czym powoli wypowiadał słowa, a Niall powtarzał za nim:
- Ja Niall biorę Ciebie Mileno za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Teraz przyszła kolej na mnie. Ze łzami w oczach, patrząc wciąż na uśmiechniętego Niall'a powtarzałam za księdzem:
- Ja Milena biorę Ciebie Niall'a za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez Was zawarte ja powagą Kościoła katolickiego potwierdzam i błogosławię w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Po tych słowach Liam podał obrączki, a następnie ksiądz je pobłogosławił.
- Żono przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - I już po chwili na moim palcu pięknie pobłyskiwała złota obrączka. Nie powstrzymałam łez. Nie myślałam o makijażu, nie myślałam o niczym...
- Mężu przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - powiedziałam uśmiechając się poprzez łzy. Dalsza część ceremonii przebiegła znacznie szybciej i w mniejszym stresie... Wszyscy goście wyszli już z kościoła i tworzyli ogromną kolejkę, a my powoli, wsłuchując się w marsza weselnego kroczyliśmy po czerwonym chodniku. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg kościoła zostaliśmy obsypani ryżem i grosikami... Tak ten polski zwyczaj przywieźli ze sobą państwo Lis, Natalia, Piotrek no i oczywiście Wercia... Jeszcze szerszy uśmiech zagościł na mej twarzy. Kiedy już pozbieraliśmy wszystkie "pieniądze" z pomocą Nadii i Liam'a mogliśmy zacząć przyjmować życzenia i prezenty od wszystkich gości... Mama, Chris, rodzice Niall'a, Greg, Natalia, Piotrek, państwo Lis, Zayn, Wercia, Louis, Elanour, Harry, Megan, dalsza rodzina Niall'a... Nie powiem sporo było tego wszystkiego, ale oczywiście ze wszystkim się uporaliśmy. W końcu mogliśmy wsiąść do auta i pojechać do sali weselnej... Zmień (jeśli chcesz)
Kiedy wszyscy goście już się przed nią zebrali, wysiedliśmy z auta i powoli ruszyliśmy w ich stronę. Tam zostaliśmy należycie przywitani. Nie mogę powiedzieć, że na własnych nogach weszłam do sali, ponieważ zostałam wniesiona przez mojego małżonka. Chyba piękniej nie mogła wyglądać... Byłam zachwycona... W ogóle wszystko dzisiaj wydawało mi się o wiele piękniejsze niż było... Nawet pogoda, która wcale taka cudowna nie była... Po wypiciu pierwszego toastu za nas wraz ze wszystkimi gośćmi udaliśmy się do stołów, aby zjeść pierwszy gorący posiłek... I znów dość stresujący moment w tym dniu. Pierwszy taniec w wykonaniu młodej pary... Niall podał mi dłoń i pomógł mi wstać... W między czasie Nadia poprawiła mi sukienkę po czym udaliśmy się na parkiet. Niall położył swoją prawą dłoń na mojej talii, ja natomiast lewą umieściłam na jego ramieniu i zaczęliśmy powoli poruszać się w takt muzyki. Ponownie poczułam się tak jakby wszystko zniknęło... Całą uwagę skupiłam na MOIM MĘŻU... Niall Horan - mój mąż... To takie cudowne, że aż się dziwię iż jest prawdziwe... Ułożyłam swoją głowę na ramieniu Niall'a.
- Wiesz, że dzięki Tobie jestem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie, Mileno HORAN... - wyszeptał mi do ucha, a ja uśmiechnęłam się kiedy usłyszałam swoje imię połączone z jego nazwiskiem... Ponownie podniosłam głowę i spojrzałam w jego błękitne tęczówki... Nie mogłam uwierzyć... On naprawdę ma łzy w oczach... Cały czas rytmicznie się kołysząc pogłaskałam go po policzku...
- Wiesz, że dzięki Tobie jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie Niallerze Horan... - powiedziałam głosem o ton głośniejszym od szeptu... Blondyn już nic nie powiedział tylko złączył nasze usta w pocałunku przez co na całej sali można było usłyszeć oklaski i różne okrzyki... Kiedy zakończyliśmy pierwszy taniec wróciliśmy do stołu, a zabawa weselna się rozpoczęła.
***
Po czterech godzinach zmuszona byłam zamienić moje szpilki na zwykłe, białe balerinki bo miałam wrażenie, że nogi mi odpadną... Czasami dobrze jest posłuchać starszych. Tańczyłam już chyba ze wszystkimi możliwymi osobami, byliśmy też z Niall'em na sesji ślubnej... Dużo się dzieje... Uśmiech nie schodzi z mej twarzy pomimo drętwiejących policzków...  W tym momencie znalazłam chwilę wytchnienia i siedzę sobie na tarasie... Wiem, że powinnam teraz zajmować się gośćmi i w ogóle, ale po prostu musiałam się przewietrzyć, bo zaczęła mnie boleć głowa... 
- A co Ty tu robisz hmm? - usłyszałam znajomy głos Harry'ego.
- Musiałam chwileczkę odpocząć... Nogi mi odpadają, bębenki pękają chyba nie jestem przyzwyczajona do tego typu imprez... - odparłam przez śmiech.
- Oj dziewczyno czemu tak marudzisz?? Nie jesteś przyzwyczajona i raczej nie będziesz, bo taka "impreza" jest tylko raz w życiu... 
- Jakiś Ty mądry Styles... No już... Już wstaję i wracam na salę... - powiedziałam  troszkę poważniej...
- To dobrze się składa, bo chciałbym zatańczyć z panną młodą... - odparł i złapał mnie za rękę. Przeszliśmy na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Jednak nie nacieszyliśmy się sobą zbyt długo, ponieważ, kiedy tylko weszłam na salę znalazło się "więcej chętnych". I znów się zaczęło... Ale Harry miał rację. Powinnam się tym cieszyć i dobrze bawić, bo taka uroczystość jest tylko raz w życiu.

***

Wybiła 24.00, a to oznacza oczepiny. Pierwszą konkurencją było rzucenie przeze mnie welonem. Stanęłam na środku sali, a wokół mnie ustawiły się wszystkie, oczywiście niezamężne, panie i dziewczyny. Nadia jako druhna zakryła moje oczy jakimś materiałem, zespół włączył muzykę. Zaczęłam się powoli obracać już miałam rzucać welon, ale jednak zmieniłam zdanie. Znów uniosłam ręce w górę, aby tylko zmylić dziewczyny i panie. No ale ileż można je trzymać w niepewności... Rzuciłam welon za siebie i szybko zdjęłam opaskę... Welon trzymała w rękach Weronika... Mrugnęłam do niej, a ona się uśmiechnęła... Mam nadzieję, że krawat złapie Zayn. Zaraz się o tym przekonam... Na środku stanął pan młody, a wokół niego ustawili się panowie i chłopcy. Nialler jednak od razu rzucił swój krawat, który trafił prosto w ręce... Chris'a. Oczywiście para, która złapała te "atrybuty" musiała odtańczyć wspólne jeden taniec. Bardzo fajnie się bawiliśmy. Kolejne konkurencje były naprawdę bardzo kreatywne i przy każdej można się było pośmiać. Przyszedł czas na podziękowanie dla rodziców. A tu mieliśmy  niespodziankę, bo postanowiliśmy wraz z Niall'em zaśpiewać dla nich piosenkę... Sporo się do tego przygotowywaliśmy, ale na prawdę uważaliśmy, że jest to coś całkiem innego, a skoro mamy predyspozycje to czemu nie... Widziałam wzruszenie w oczach mojej mamy, widziałam łzy w oczach mojej teściowej, nawet tata Niall'a nie krył swoich uczuć... Z tego co mi się wydawało to chyba prezent się podobał. No i można rzec ostatni ważny
punkt dzisiejszego dnia, a mianowicie weselny tort... Biały, trzypiętrowy, pięknie ozdobiony, z parą młodą na samym wierzchu, wjechał na salę na platformie wśród oklasków i westchnień zachwytu. Pierwszy kawałek zgodnie z tradycją ukroiliśmy wspólnie i wzajemnie się nim karmiliśmy, a później rozdawaliśmy wszystkim gościom. Kiedy wszyscy na spokojnie uporali się z tortem, zespół złożył nam życzenia i zagrał ostatnią piosenkę, a następnie odbyło się "uroczyste pożegnanie pary młodej"... Jak pewnie się domyślacie wyruszyliśmy w podróż poślubną... Dziewięć miesięcy później przyszedł na świat  nasz malutki synek, którego nazwaliśmy Toby. Matką chrzestną została Weronika, a ojcem chrzestnym Harry. Muszę przyznać, że wszyscy pokochali naszego malucha... Jest bardzo rozpieszczany przez wujków, ciocie, babcie i dziadka, ale chyba mu to odpowiada...
* koniec wspomnienia*

- Tu jesteś... Wszędzie Cię szukam - w drzwiach ujrzałam rozpromienionego Niall'a.
- I w końcu znalazłeś... - odparłam również się do niego uśmiechając. Blondyn wszedł i pochylił się nad łóżeczkiem.
- Harry dzwonił... Mamy jutro próbę...- wyszeptał patrząc wciąż na naszego synka...
- Mam nadzieję, że wyrobicie się przed piętnastą... O 17, 30 przyjeżdżają do nas goście, a ja sama sobie ze wszystkim nie poradzę - odparłam troszkę zdenerwowana...
- Spokojnie Lenko... Przecież wiesz, że Ci pomogę... Nie zamartwiaj się na zapas... - przybliżył się do mnie i pocałował mnie w czoło...
- Czy Ty wiesz, że jutro mija trzecia rocznica naszego ślubu?
-Wiem kochanie... Od trzech lat sprawiasz, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie... A tak właściwie to wszyscy się jutro zjawią??
- Tak Kochanie... Państwo Malik, Liam, Nadia, Harry, Meg, państwo Tomlinson, Chris, mama, Twoi rodzice... Wszyscy! Cała kochająca się rodzina...
************************************KONIEC*******************************

Witajcie Moje Najdroższe, Najukochańsze Czytelniczki! Coś czuję, że dziś poleją się łzy... Ostatni post, ostatni rozdział... Nie sądziłam, że będę kiedykolwiek coś takiego przeżywać... Kiedy zaczynałam pisać tego bloga w sumie nie wiedziałam co mnie czeka... Obawiałam się, że będzie dużo krytycznych opinii itp. Bardzo się zdziwiłam kiedy po dłuższym milczeniu czytelniczek pojawiły się pierwsze komentarze, a w nich same pochwały... Mówię szczerze każdy komentarz wywoływał u mnie takie emocje, których Wy pewnie sobie nie wyobrażacie... Chciałabym Wam wszystkim podziękować za:
*58 komentarzy! (tutaj wielkim wsparciem wykazały się Forever Yours i Eragona aa) *.*
*5924 wejścia
*47 głosów w ankietach
* WSZYSTKO CO DLA MNIE ZROBIŁYŚCIE!!!
Dzięki Wam mimo licznych przerw blog został zakończony z wynikiem 73 postów w tym 45 rozdziałów.
Jestem meeega dumna, szczęśliwa, podekscytowana i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, ale w sumie komu to potrzebne... I tak o to kończy się mój pierwszy blog, ale... OTRZYJMY ŁZY!!! Już dziś na moim drugim blogu pojawi się ostatnia strona zatytułowana "Bohaterowie". Wszystkich zainteresowanych zapraszam na LINK,
I nadszedł moment najtrudniejszy... Właśnie mniej więcej w tym miejscu pisałam "Do następnego...", a teraz jestem zmuszona napisać "Żegnajcie!" Owszem ja zawsze wszystko za bardzo przeżywam, ale teraz to już chyba lekka przesada... Mam wrażenie jakbym kończąc pisanie tego bloga, kończyła jakiś etap w moim życiu... Coś się kończy, a coś zaczyna... No właśnie może zostańmy przy tym założeniu i weźmy przykład z maksymy: "Nie płacz, że coś się skończyło tylko uśmiechaj się, że Ci się to przytrafiło".
Kochane rozchmurzmy nasze buźki i z cierpliwością wyczekujmy na nowe rozdziały bloga o... No właśnie o kim??? Jeżeli jesteście bardzo ciekawe to już dziś pojawią się bohaterowie drugiego opowiadania, na które jeszcze raz baaaardzo serdecznie zapraszam...
Jeszcze raz bardzo Wam Wszystkim za Wszystko dziękuję!!!
Kocham! Pozdrawiam! Całuję! Ślę uściski!
Ach! Zapomniałabym...
W związku z tym, że w środę już Wigilia pragnę złożyć wszystkim Wam najserdeczniejsze życzenia...! Wszystkim moim czytelniczkom/ czytelnikom życzę: zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, pomyślności, samych wspaniałych dni, ciągłych uśmiechów, odnalezienia drugiej połówki, dobrych ocen w szkole, dobrze zdanych egzaminów (szóstoklasiści i trzecioklasiści!), dostania się do dobrych szkół i wszystkiego czego sobie jeszcze zapragniecie!!! WESOŁYCH ŚWIĄT, HUCZNEGO SYLWESTRA I WSPANIAŁEGO, LEPSZEGO NIŻ POPRZEDNI 2015 ROKU!!!

MiLenkaLis (Aleksandra)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz