1 lip 2014

Rozdział XV

Witajcie Kochane Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy?? Nie wiem ile Was jest i kto czyta opowiadanie, bo nikt nie zostawia żadnych komentarzy... Ale na razie nie o tym! Witam Was bardzo serdecznie! Jeżeli jeszcze nie zauważyliście to ZACZĘŁY SIĘ WAKACJE!!! <3 Tak jak mówiłam przed końcem roku nie pojawił się żaden rozdział... No wiecie... Przygotowania do akademii, robienie ostatniej gazetki, te sprawy... Zaraz po końcu roku miałam dwudniowy wyjazd... Dlatego też wstawiam ROZDZIAŁ XV dopiero dziś! Mam nadzieję, że się Wam spodoba... Proszę Was bardzo zostawcie po sobie jakiś ślad... Nie mówię, żebyście pisały/li komentarze na "pół strony A4" wychwalające mnie... Nie... Chcę wiedzieć co myślicie... Co się Wam podoba, a co mam zmienić, żeby lepiej się czytało... Więc jeszcze raz BŁAGAM O KOMENTARZE... Poza tym CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ!!! Chociaż, że komentarzy nie ma, widzę ile jest wejść! Dla mnie to ogromny szok! Obecnie licznik wskazuje 2825 wejść! Już niedługo 3000, a tu żadnego komentarza?? No proooszę... Rozdział dedykuję Wszystkim Czytelniczkom i Czytelnikom!!!



Czwartek  04. 09. 2012

– Lenko! Śniadanie! - Te właśnie słowa spowodowały natychmiastowe otworzenie się moich oczu. Odruchowo spojrzałam na zegarek. 7.00... Zaraz, zaraz... Przecież zasnęłam w salonie... Skąd wzięłam się we własnym łóżku? Przetarłam oczy. Powoli wstałam i udałam się na dół. Po raz drugi w tym tygodniu ujrzałam mojego chłopaka robiącego mi śniadanie. On jest idealny! Jak się okazało zasnęłam w ramionach Niall'a, więc przeniósł mnie do mojego pokoju. A tak wracając do tego śniadania, na stole stały dwa talerze z tostami i szklanki z sokiem pomarańczowym. Usiadłam, a naprzeciwko  zajął miejsce Niall. Zaczęliśmy jeść. Gdy wszystkie moje tosty zniknęły, zostawiłam Blondynka ze sprzątaniem, a sama wróciłam do siebie, by się spakować. Następną czynnością, którą wykonałam, było tradycyjne stanie przed szafą i głowienie się nad doborem odpowiedniego stroju. Stałam przed nią piętnaście minut i nie mogłam nic wybrać... Stwierdziłam, że nie mam się w co ubrać patrząc na „kipiące” wręcz ubrania. Kolejne dziesięć minut przyniosło takie efekty: [zestaw – http://domodi.pl/zestaw/do-szkoly_91835Po podjęciu decyzji udałam się do łazienki. Tam przebrałam się i zrobiłam lekki makijaż. Kiedy byłam w pełni gotowa, zahaczyłam jeszcze o swój pokój, aby wziąć torbę, i zeszłam na dół. W kuchni było już czysto, a Niall stał ubrany przy drzwiach. Włożyłam trampki i wyszliśmy z domu, który zamknęłam na klucz. Niall w tym czasie podjechał samochodem w moją uliczkę. Wsiadłam do auta i ruszyliśmy. W tym momencie uświadomiłam Niall'owi, że już za tydzień będę musiała przyzwyczaić się do komunikacji miejskiej. Przemilczał to... Chyba było mu ciężko mówić o naszej rozłące na tak długi czas. Nim się spostrzegłam, dojechaliśmy na miejsce. Zatrzymał się w tym samym miejscu co dotychczas. Ucałowałam go na pożegnanie i wyszłam. Biegiem skierowałam się do szkoły. Miałam tylko trzy minuty, by znaleźć się w odpowiedniej sali. Wleciałam do klasy dosłownie chwilę przed wejściem pani Smith. Zajęłam wolne miejsce nawet nie zwracając uwagi na osobę, koło której usiadłam. Pani podała temat, a ja  uspokajałam oddech. Kiedy wreszcie wyjęłam książki i byłam gotowa do przyswajania wiedzy, spojrzałam w stronę mojej sąsiadki z ławki. Nie mogłam uwierzyć. Po raz drugi los skierował mnie ku tej dziewczynie. Z tego, co pamiętam, odezwała się przy nazwisku Petrova, a więc ma na imię Nadia. Odwróciła głowę w moim kierunku i znów posłała mi swój promienny uśmiech. Pomimo że jej nie znałam, już ją uwielbiałam. Jako jedyna nie patrzy na mnie wilkiem ani nie przechodzi obok mnie obojętnie. Odwzajemniłam uśmiech i zajęłam się lekcją. Pierwszy raz w tej szkole czułam się normalnie. Dzisiejsze przedpołudnie minęło w całkowitym spokoju. Mimo, że wciąż przechadzałam się po korytarzu sama, to nie musiałam użerać się z Patricią i jej koleżankami. W trakcie długiej przerwy zadzwoniła Werka, więc wreszcie mogłam się komuś wygadać... Po prostu cudny dzień... Nawet na ostatniej lekcji mieliśmy język angielski, więc to też był dla mnie plus. Kiedy wyszłam ze szkoły ujrzałam mojego Niall'a czekającego na swoim stałym miejscu. Pobiegłam tam i szybko wsiadłam do samochodu
– Witaj! Jesteś bardzo głodna?
– Nie... A co??
– Masz może ochotę pojechać ze mną do kina?
– Z tobą zawsze!
- Cieszę się bardzo. No to jedziemy.

Ruszyliśmy. Drogę przejechaliśmy nieustannie rozmawiając. Cieszyliśmy się każdą minutą spędzoną razem. W tle przygrywała nam muzyka lecąca z głośników zamontowanych w drzwiach. Nic jednak nie trwa wiecznie... Naszą pogadankę przerwało pojawienie się przed nami kina. Wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się w stronę tego wielkiego budynku. Blondynek wyprzedził mnie i po dżentelmeńsku otworzył przede mną szklane drzwi. Tuż po wejściu dało się wyczuć ten słony zapach popcornu. Rozejrzałam się dookoła. Pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy, było ogromne. Jego powierzchnia zdawała się być tym większa, że spoglądając w górę napotykało się pustą przestrzeń, którą ograniczał wysoki sufit. Mimo wielkości, sala została w pełni zagospodarowana. Na prawo od wejścia znajdowały się kasy biletowe, nad którymi zawieszono ekrany pokazujące aktualny repertuar. Stamtąd z kolei wyróżniona jaśniejszymi płytkami ścieżka prowadziła w kierunku ruchomych schodów przewożących na piętro wyżej. Lewa strona natomiast odpowiadała części dla osób oczekujących na seans. Dokładnie naprzeciwko kas po drugiej stronie pomieszczenia znajdował się barek z wszelkiego rodzaju przekąskami. To właśnie tam znajdowało się źródło tego charakterystycznego dla kina zapachu. Miejsce pomiędzy drzwiami a kinową „stołówką” zastawiono niskimi drewnianymi stolikami okalanymi przez skórzane czerwone pufy. Pozostałą przestrzeń powstałą w głębokiej wnęce utworzonej przez schody i stoisko z jedzeniem zajęto stołami do tenisa stołowego i glow hockey'a. Ciągle oszołomiona wrażeniem, jakie wywarło na mnie wnętrze kina, usiadłam przy najbliższym stoliku. Niall natomiast udał się po bilety. Po chwili wrócił z naszymi przepustkami na salę oraz standardowym wyposażeniem – wielkim pudełkiem wypełnionym po brzegi prażoną kukurydzą.  Wstałam i razem z moim ukochanym poszliśmy w kierunku schodów, którymi wjechaliśmy na piętro, gdzie znajdowały się sale kinowe. Skierowaliśmy się w stronę drzwi z numerem „3”. W środku nie było dużo osób. Grupka tu, grupka tam... Zajęliśmy miejsce i czekaliśmy na rozpoczęcie się filmu poprzedzonego tradycyjnym dwudziestominutowym blokiem reklamowym. Gdy ten dobiegł końca wygasły ostatnie światła, a wraz z tym ucichły wszelkie rozmowy. Niall objął mnie ramieniem i to wystarczyło, żeby całkowicie rozproszyć moją uwagę na czas całego seansu. Kiedy wyszliśmy z kina nie pamiętałam nic... Tytułu, treści, gatunku... Kompletna pustka... Jedynym obrazem w mojej pamięci był Niall przytulający mnie do siebie. Nawet teraz jeszcze czułam zapach jego perfum. Jako ON na mnie działa... Powoli kierowaliśmy się w stronę samochodu.
– I jak podobał ci się film?
–Bardzo... Był taki... - No i tu zaczęły się kłopoty, Jaki on był? Śmieszny? A może mówił o jakiejś tragedii? - Był taki, hmmm..., że zabrakło mi słów.
– Czyli jesteś zadowolona ze spędzonego ze mną czasu?
– Kotek, jeżeli spędzałabym go w domu czy gdziekolwiek indziej byłabym zadowolona, bo nie miejsce jest ważne, tylko towarzystwo.

Nic nie odpowiedział. Złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę, po czym delikatnie musnął moje usta. Czułam jeszcze słony posmak popcornu, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio. Objęłam Niall'a za szyję i oddałam się namiętności.  Trwaliśmy tak złączeni dopóki nie usłyszeliśmy tego oczywistego dźwięku. „Pstryk” w uszach i flesz w oczach. Odsunęliśmy się od siebie, by spojrzeć w kierunku osób powodujących całe to zamieszanie. Kilka metrów od nas stało paru paparazzich. Nie mieliśmy zamiaru uciekać, no bo po co... Skoro jesteśmy parą, to niech się cieszą... Pozowaliśmy przez chwilkę i weszliśmy do samochodu.
– Jakie plany na wieczór? - Spytał, kiedy odpalał auto.
– Umówiłam się z Werką na Skypie. Mamy do nadrobienia tydzień zaległości.
– No to dobrze. To co, ja cię odwiozę i później się już nie widzimy?
– Musimy trochę przystopować... Wiesz, o co chodzi... Potem nie będziemy w stanie się rozstać.
– No tak... Masz rację. Ja chyba będę do ciebie dzwonił co godzinę... Przez te cztery tygodnie...
– Mi to odpowiada.

Dalsza rozmowa toczyła się już tylko wokół jednego tematu, jakim jest trasa. Miałam szczęście, że jakoś udało mi się wybrnąć z tego filmu. Obiecałam sobie, że następne będę oglądała ze zdwojonym skupieniem, choćby nie wiem jakie czynniki zewnętrzne mnie rozpraszały. Dotarliśmy na miejsce. Pożegnaliśmy się i z ociąganiem poszliśmy w swoje strony. Wchodząc po schodach przypomniałam sobie coś jeszcze. Odwróciłam się i zauważyłam, że Niall też jeszcze nie wszedł. Krzyknęłam, żeby pozdrowił chłopaków, a on odpowiedział, żebym pozdrowiła Werkę. Wtedy już z zaspokojonym sumieniem schowałam się do środka. Wewnątrz otuliło mnie przyjemne ciepło. Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, że zbliża się jesień, a co za tym idzie na dworze będzie coraz zimniej. Zamknęłam drzwi, zdjęłam buty i ruszyłam do kuchni. Wzięłam czerwone, błyszczące jabłko z wiklinowego koszyka, włożyłam je pod strumień wody z kranu i poszłam na górę. Od razu po wejściu zalogowałam się na Skypie. Miałam jeszcze sześć minut do umówionej godziny. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej jakieś stare, szare dresy. Przebrałam się w nie, a następnie w łazience związałam włosy w zwykłego warkocza. W tym momencie usłyszałam dźwięk sygnalizujący nadchodzące połączenie. Pobiegłam do pokoju i usiadłam przed komputerem. Włączyłam kamerkę i na ekranie monitora pojawiła się twarz Werci. Nic się nie zmieniła.
– Heej!... Lenka?
– No cześć! Ja... A co?
–  Jak wyjeżdżałaś, to miałaś różowe włosy, a teraz blond? - Powiedziała zdezorientowana.
– To ty nic nie wiesz? - Spytałam z niedowierzaniem. - Pół świata wie, a ty nie??
– No przepraszam... Nie mam czasu na przeglądanie Facebooka czy innych stronek. Od początku roku cały czas siedzę w szkole do 16.00, a później już tylko odrabianie lekcji i wkuwanie do dwunastej, czasami pierwszej w nocy.
Przyjrzałam się jej dokładnie. Rzeczywiście. Oczy miała podkrążone. Widać było,
że ledwie utrzymuje powieki. Następna oznaka rzuciła mi się w oczy – wychudła i  to strasznie...
– Dziewczyno... Wykończysz się! - Powiedziałam z troską.
– Lenko... Muszę mieć średnią powyżej 4.75 i maturę napisaną perfekcyjnie. Chcę się dostać do najlepszego uniwersytetu w Londynie – Odparła.
– Ale Słońce, jakim kosztem? To dopiero czwarty dzień w szkole, a ty już wyglądasz jak swój cień.
– Wiesz, że ja przez te cztery dni byłam tak zabiegana, że nie miałam czasu na naładowanie telefonu? Nie rozmawiałam z tobą praktycznie wcale, nie licząc dzisiejszych kilku minut w szkole. Zayn'a też nie słyszałam ani razu. A właśnie, ty też się dostałaś do jakiegoś liceum, nie? - Ta to zawsze wiedziała jak zmienić temat.
– Biedaczka... No tak, Niall załatwił mi miejsce w najlepszym liceum w Londynie.
– Ooo! I jak?
– Nauki jak na razie nie ma tak dużo, ale atmosfera w klasie jest nieciekawa...
– No właśnie. Wspominałaś coś o jakiejś Patricii – No nareszcie... Mam osobę, która wreszcie mnie wesprze i poradzi. Bez zastanowienia zaczęłam mówić.
– Patricia. Blondyneczka, tapeciara, zawsze ubrana tak, jakby nie była ubrana... Psychofanka One Direction, a w szczególności Niall'a. Zagroziła mi, że jeżeli z nim nie zerwę, to mnie pobije. W szkole jestem zdolna jej się postawić, ale kiedy wracam do domu strasznie się boję...
– Że co?
Opowiedziałam jej o całej przygodzie z Patricią. Z każdym zdarzeniem jej oczy rozszerzały się coraz bardziej.
– Czy powiedziałaś o tym Niall'owi albo któremuś z nauczycieli? - Spytała.
– Nieee... Jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię. - Wyznałam zgodnie z prawdą. - No bo co może zrobić nauczyciel? Wstawić uwagę? Obniżyć ocenę z zachowania? A ja bym później miała jeszcze większe piekło... Jeżeli chodzi o Niall'a, to boję się, że zrobi coś głupiego...
– Ale Lenko! Nie możesz tego tak zostawić. A co jeżeli ona rzeczywiście Cię pobije?
– Może tylko tak mnie postraszyły. Pokazałam im, że się ich nie boję i dzisiaj już miałam spokój.
– Rób jak uważasz... - Tak, to była bardzo dobra rada. Sarkazm czuć na kilometr, nie? Po dłuższym namyśle spytała - No i co jeszcze powiesz?
– Harry się żeni za miesiąc. - Odpowiedziałam bez żadnych uczuć... Tak od niechcenia...
– Że cooo?! - Oczy Werci zrobiły się wielkie jak spodki.
–No tak... Po powrocie z trasy będzie ślub Harry'ego z Sophie.
– Jaka trasa? Jaka Sophie? Co tam się u was dzieje? - Wszystkie pytania wypowiedziała bardzo szybko i z wielkim zaciekawieniem...
Nie zdążyłam odpowiedzieć na żadne z nich, ponieważ usłyszałam huk otwieranych drzwi wejściowych. Z dołu dobiegł mnie znajomy, przytłumiony głos:
– Lenko?
– Jestem u siebie. - Krzyknęłam... Zaraz po tym usłyszałam odgłos tupania nóg na schodach. W drzwiach prowadzących do mojego pokoju ukazała się czarna czupryna. Zdyszany Mulat próbował wypowiedzieć jakieś słowa...
– Niall... Niall mówił, że będziesz rozmawiała z Wercią.
– Cześć Zayn! Bardzo miło mi cię widzieć... Tak, właśnie rozmawiam sobie z moją siostrą cioteczną. - Nic więcej nie musiałam mówić. Zayn wszedł do mojego pokoju i zaczął „szczebiotać” miłe słówka swej ukochanej. - To może ja wam nie będę przeszkadzać...
Nie usłyszałam sprzeciwu, więc wyszłam z pokoju i powędrowałam do kuchni. Nie chciało mi się jeść... Wyjęłam mój ulubiony kubek z szafki. Ten błękitny z autografami całego zespołu. Nalałam sobie soku pomarańczowego i poszłam do salonu. Usiadłam, a raczej rozłożyłam się na kanapie i włączyłam telewizor. Skakałam z kanału na kanał i na każdym znajdowałam tylko seriale paradokumentalne. W pewnym momencie usłyszałam muzyczkę dobiegającą z mojego pokoju.
– Lenka! Telefon do ciebie... Jakiś James!
To był krzyk Zayn'a... James. Pewnie namalował te obrazy... Pobiegłam na górę, natychmiast pochwyciłam telefon i już mnie nie było. Odebrałam.
– Hej Lenko! - Znów ten aksamitny głos. Gdy tylko go usłyszałam przed oczami ujrzałam czarnowłosego przystojniaka z salonu fryzjerskiego.
– No cześć! Co tam?
- Mam wielką prośbę... To znaczy... Namalowałem już prawie wszystko, został mi jeszcze tylko jeden obraz. Czy miałabyś ochotę i czas pozować dla mnie?
– Ojej... Ale... Jakby się to miało odbywać i kiedy?
– Na przykład w sobotę. Przyszłabyś do salonu, a resztę się jeszcze wymyśli...
–Zastanowię się i dam ci znać jutro, dobrze?
– No dobrze... To czekam, pa.
– Pa.
Rozłączył się, a mi pozostawił wielki mętlik w głowie... Ja i pozowanie? Ale jak? Ale gdzie? Co on znowu wymyślił? A może on ma jakiś niecny plan? A  może chce mnie wykorzystać? A może... A może jestem idiotką, która znów wszędzie doszukuje się drugiego dna. Oj Lenka. Lenka... James to dobry chłopak... Nie chce cię skrzywdzić... Po prostu chce zrealizować swoje marzenia, więc musi się jak najlepiej przygotować... Sama uspokoiłam swój mózg, który im dłużej pracował, tym więcej niedorzecznych i śmiesznych myśli produkował... Znów usiadłam na kanapie, ale zamiast wpatrywać się w telewizor, patrzyłam na wyświetlacz mojego telefonu. Może powinnam wysłać mu  SMS-a już teraz? Skoro zdecydowałam się wcześniej... Nie, jutro to jutro. Odłożyłam telefon na stolik i znów zajęłam się przerzucaniem kanałów. Kiedy po raz czwarty przeglądałam listę programów Zayn zszedł na dół i powiedział, że Werka chce jeszcze zamienić ze mną kilka słów. Pospiesznie wyłączyłam telewizor, pożegnałam się z Zayn'em i weszłam do pokoju. Na ekranie ujrzałam uśmiechniętą Wercię...
– No co tam??? Jeszcze Ci mało?
– Jakbyś była łaskawa powiedzieć mi kim jest James, to byłabym ci bardzo wdzięczna.
– Hahaha! Ciekawość to pierwszy stopień do piekła...
– Lenka! Nie przeginaj! No więc? - Streściłam jej moją i tak krótką historię spotkania James'a. - Uważaj... Żebyś nie straciła tego, co masz...
– Spokojnie... Ja James'owi tylko pomagam, nic więcej.
– Nie musisz mi się tłumaczyć, ja tylko mówię, żebyś uważała... Dobra Lenko! Bardzo ci dziękuję za dzisiejszą rozmowę... Dzięki niej się troszkę wyluzowałam. A teraz czas wracać do lekcji. Na razie... Powinnam się jutro odezwać.... Pa pa pa! Dobrej nocki i kolorowych snów.
– Będę uważać... No to czekam na jakiś telefon czy coś. Dobranoc!
Połączenie zostało zakończone. Taki komunikat pojawił się na środku ekranu. Zamknęłam laptopa i wzięłam się za lekcje... Była godzina 18.30. Wyjęłam książki z torby. Potrzebne na jutro ułożyłam na biurku, a niepotrzebne włożyłam do szafki. Sprawdziłam z czego muszę odrabiać prace domowe... Trochę tego było, ale nie tak strasznie... O 20.00 zakończyłam swoją edukację na ten dzień. Spakowałam książki do torby i podeszłam do szafy. . W ekspresowym tempie przebrałam się w piżamę, rozścieliłam łóżko i położyłam się... W pokoju nie było ciemno... Wnętrze rozjaśniał blask księżyca wiszącego na bezchmurnym niebie. Patrząc na ten okrąg przypomniałam sobie mini piknik z Niall'em. Powiedziałam sobie: „Co cię nie zabije, to cię wzmocni”, a wypowiadając te słowa przed oczami miałam Patricię... Potrząsnęłam głową w celu uwolnienia umysłu od jej widoku. Przyłożyłam głowę do poduszki i odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

No i JAAAK!?? Czekam na komentarze!!! Za wszystkie błędy przepraszam!  Życzę miłego, zasłużonego, dwumiesięcznego wypoczynku!!! Rozdział powinien pojawić się w przyszłym tygodniu, ale niczego nie obiecuję... :D Pozdrawiam i całuję! <3

                                                                                                                         MiLenka Lis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz