15 sie 2012

Rozdział I


***Lena***
Nareszcie koniec roku szkolnego, koniec gimnazjum, przeprowadzka do Londynu. Założyłam biało-czarną sukienkę, czarne bolerko, zrobiłam lekki makijaż, założyłam czarne buty na obcasach i poszłam do szkoły. Najpierw długie przemówienie pani dyrektor, akademia i nareszcie rozdanie świadectw. Na początek świadectwa z wyróżnieniem po kolei zostało wyczytane 4 osoby i nareszcie ja Milena (Lena) Lis. 20 świadectw było bez wyróżnień więc poszło szybciej. Później małe przyjęcie, pożegnanie koleżanek i kolegów, i do domu. Przyszła pora na pakowanie, jutro o 8.30 wyjazd. Po godzinie już byłam spakowana. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w piżamę. Włączyłam komputer zalogowałam się na twittera  i dodałam wpis: „Londynie nadchodzę!!!” Wyłączyłam laptopa, zjadłam małą kolacje i poszłam spać. 
Obudziłam się o 6:30. Poleżałam jeszcze 15 minut i z wielką ochotą  wstałam z łóżka. Ubrałam się w czarne rurki, granatową tunikę, czarna marynarkę, założyłam czarne tenisówki i zbiegłam na dół na śniadanie. Zrobiłam sobie swoje ulubione płatki na mleku i zadzwoniłam do mojej siostry ciotecznej Weroniki. Weronika jest ode mnie 2 lata starsza i moi rodzice zdecydowali, że pojedzie ze mną ponieważ ma już 18 lat. Pewnie chcecie wiedzieć coś na temat moich rodzicieli. No więc Mama: codziennie na jakichś wyjazdach, a jak nie to na spotkaniach z koleżankami, nigdy nie miała czasu dla mnie. Tata: zawsze dotrzymuje towarzystwa mamie, więc możecie się domyślić że również nie ma go w domu. Jesteśmy bardzo bogatą rodziną dlatego też nie narzekałam na brak wygód, tyle że czasami chciałam zamienić wszystkie te prezenty i spędzić czas z moimi rodzicami. Wiecie jak to jest?? Mieć rodziców, ale tak jakby ich nie mieć. No bo co to za rodzice, którzy nigdy nie pocieszyli Cię w trudnej sytuacji, nigdy nie pochwalili za dobre oceny, nie znaleźli czasu by przyjść na którykolwiek z twoich występów?  Rodziciele nie obdarzyli mnie miłością, dlatego też nie znam tego uczucia. Myślę, że nigdy nie spotkam osoby która mogłaby mnie nauczyć kochać, a nawet jeśli to sądzę, że ja nie pozwoliłabym na to. Dobra koniec wspomnień najważniejsze, że pozwolili mi wyjechać.    Dzwonie i dzwonie a ona dalej nie odbiera no  za trzecim razem  odebrała:
- Hej Lenka.
-Hej.
-Już gotowa?
-No od godziny.
-Ok już po Ciebie jadę.
- To do zobaczenia.
-No papa.
Po 10 minutach była już u mnie. „Pożegnałam się” z moim pokojem, z moim ukochanym domkiem i wyszłam. Z rodzicami się nie pożegnałam ponieważ byli na jakimś ważnym spotkaniu i nie mogli go opuścić dla tak banalnej sprawy jak wyjazd córki z którą mogą się już nie zobaczyć. Pojechałam z Weroniką na lotnisko. Po 20 minutach byłyśmy po odprawie i czekałyśmy na wystartowanie samolotu. Strasznie się bałam, ale nie potrzebnie obyło się bez turbulencji, a 2 godziny później byłyśmy na miejscu. Nasz dom był dosyć duży, ale w porównaniu z tą ogromną willą obok był maluteńki jak mróweczka. Weszłyśmy do domu. Kiedy go „zwiedziłyśmy” wybrałyśmy pokoje. Ja znalazłam swój kącik na górze… ściany i meble były w kolorze kawy z mlekiem. Weronika wybrała pokój o miętowych ścianach i ciemnych meblach, które dawały idealne dopełnienie. Wracając do mojego pokoiku, wyposażonego w wielkie łóżko, ogromną szafę, biurko, mały stolik i… wyjście na taras (głównie dlatego go wybrałam) Lubię sobie tak czasami pograć na gitarze i pośpiewać na świeżym powietrzu… Zaczęłam  rozpakowywać swoje rzeczy. Powiem wam szczerze, że umieszczenie ich tak by wszystko było idealnie zajęło mi ok. 3 godz.. Kiedy skończyłam, poszłam do Weroniki. Ona też już się rozpakowała. Postanowiłyśmy, że wybierzemy się do sklepu i uzupełnimy braki w naszej lodówce. Trochę zajęło nam znalezienie jakiegokolwiek sklepu, ale po jakichś 2 godzinkach zrobiłyśmy zakupy. Pomimo tego, że kupiłyśmy potrzebne artykuły spożywcze, dokonałyśmy zakupu kilku ładnych ciuszków. O 15 wchodziłyśmy do domu. Zanim przekroczyłam próg zauważyłam iż przed willą stoi ogromny samochód.                                                                                                     
–Ciekawe kto tam mieszka-powiedziała Weronika wskazując palcem sąsiedni dom.                   –Też się nad tym zastanawiam, ale mam nadzieję, że już niedługo się przekonamy. Zrobiłyśmy obiad, zjadłyśmy, pozmywałyśmy naczynia i wyszłyśmy przed dom. Usiadłyśmy na ławeczce i zaczęłyśmy rozmawiać. Po chwili drzwi willi się otworzyły, a zza nich wyszło 5 przystojnych chłopców, którzy zmierzali w naszą stronę. Zaraz, zaraz… Nie, to nie mogą być oni… a jednak to CHŁOPCY Z ONE DIRECTION. Miałam ochotę piszczeć, wrzeszczeć, skakać, tańczyć, śpiewać, a to wszystko z tej radości która mnie ogarnęła, ale nie chciałam wyjść na jakąś opętaną fankę, dlatego też milczałam. Zresztą Weronika, też się nie odzywała. -Witamy nasze nowe sąsiadki-powiedzieli chórem i zaczęli się przedstawiać, a my stałyśmy jak głupie i wpatrywałyśmy się w nich wielkimi gałami.
-Hej, żyjecie??-zapytał Louis.
-Hej, żyjemy odpowiedziałyśmy kiedy odzyskałyśmy zdolność mowy i zdolność jakiegokolwiek rozumowania.
-To dobrze powiedział uradowany Niall a my się uśmiechnęłyśmy.                                           -Może wpadniecie do nas za pół godziny zrobilibyśmy taką małą imprezkę powitalną- zaproponował Zayn
-Bardzo chętnie, to widzimy się za pół godzinki.
-Ok to do zobaczenia.


******************
Nie podoba mi się ten rozdział, ale dopiero zaczynam więc może jeszcze coś uda mi się z tego stworzyć. 
Czekam na komentarze... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz