7 wrz 2014

Rozdział XXXIV

Włącz. (Jeśli chcesz) ;)

Otworzyłam oczy i natychmiast je zamknęłam. W pokoju było straasznie jasno. Zamrugałam kilka razy i ponownie spróbowałam je otworzyć, ale bardzo powoli. Tym razem się udało. Przewróciłam się na drugi bok, żeby przytulić od razu Niall'a, ale Blondyna nie było obok mnie. Mówię szczerze trochę się przestraszyłam więc gwałtownie wstałam, ale zaraz się uspokoiłam. Mój ukochany siedział
na parapecie i spoglądał przez okno. No taaak czegoś takiego jeszcze raczej nie widział. Cała okolica była zasypana białym puchem w takich ilościach, że można było w niego wejść, aż po kolana, a na dodatek cały czas mocno padał śnieg. Podeszłam do niego powoli i wtuliłam się w jego ciało. Przez kilka chwil patrzyliśmy w ciszy na płatki śniegu, które "przylepiały" się do okien. Niestety zrobiło mi się strasznie zimno i musiałam przerwać tą romantyczną chwilę, żeby się ubrać w coś ciepłego. Podeszłam do swojej walizki, której nie zdążyłam jeszcze rozpakować i wyjęłam z niej pierwsze lepsze ubrania. (zestaw pierwszy) Zostawiłam Niall'a w pokoju, a sama poszłam do łazienki w celu przebrania się. Tu również nic się nie zmieniło. Podłoga z białych kafelków, dwie przeciwległe ściany w tym samym kolorze, a dwie kolejne
pomalowane fioletową farbą. Patrząc od strony drzwi wejściowych to po prawej stronie było duuże lustro i ogromna umywalka, na przeciwko wieszak z ręcznikami i kabina prysznicowa z "zasłoną" w fioletowe kwiatki i motylki, a dwie pozostałe ściany były "puste". Rozejrzałam się jeszcze raz po pomieszczeniu i aż miałam ochotę krzyczeć z radości, że rodzice podczas mojej obecności nic tu nie zmienili...
Postanowiłam, że wezmę jeszcze szybki prysznic. Weszłam do kabiny prysznicowej i już po chwili na moim ciele pojawiły się ciepłe krople. Od razu się rozgrzałam. Jednak tak jak mówiłam miał być to szybki prysznic więc po jakichś siedmiu minutach wyszłam i przebrałam się. Stojąc tak przed lustrem zrobiłam jeszcze fryzurę [czyt. niechlujnego koka]. Teraz wystarczyło tylko zrobić lekki makijaż i byłam gotowa. Niestety zapomniałam o kosmetyczce więc musiałam po nią wrócić do pokoju. Niall już nie siedział na parapecie, przeniósł się na moje łóżko i chichotał nad albumem. Podeszłam do niego i zajrzałam mu przez ramię. I znów to samo zdjęcie. Wczoraj śmiał się z niego przez dziesięć minut bez żadnej przerwy. W pewnej chwili to myślałam, że się zajdzie biedak... Mi nie było do śmiechu... No może tylko dlatego, że na zdjęciu byłam dwuletnią pulchniutką, malutką dziewczyneczką, wymazaną od ucha do ucha lodem. Ten opis oczywiście nie oddaje tego jak "śmieszne" było... Uderzyłam go lekko w ramię, ale nie spowodowałam, że się uspokoił, a wręcz przeciwnie zaczął się jeszcze bardziej śmiać o ile to możliwe... Wzięłam kosmetyczkę i z udawanym oburzeniem ponownie udałam się do łazienki. Nie chciało mi się robić jakiegoś perfekcyjnego makijażu, bo dopiero ok 19.30 będzie mi takowy "potrzebny" więc nałożyłam tylko podkład i pociągnęłam rzęsy tuszem... Zajrzałam tylko na chwilkę do pokoju, żeby zawołać Niall'a do kuchni na śniadanie i razem zeszliśmy na dół. W kuchni nie było jeszcze nikogo, a z pokoju rodziców dobiegało ciche chrapanie co oznaczało, że jeszcze śpią. Po cichu weszliśmy do "jadalni". Niall usiadł przy stole, a ja zajęłam się robieniem śniadania. Wstawiłam wodę na herbatę i zajrzałam do lodówki. Wyjęłam potrzebne mi produkty do zrobienia kanapek i położyłam wszystko na stole.
Posmarowałam kilka kromek chleba masłem, później ułożyłam kolejno sałatę lodową, plasterki sera i pomidory, a na koniec posypałam szczypiorkiem. Wyglądały tak apetycznie, że natychmiast zaczęło mi burczeć w brzuchu. Akurat w tym momencie "zagwizdał" czajnik więc szybko zalałam herbatę i już po chwili zjadaliśmy śniadanie.

Pół godziny później

Nie chcieliśmy cały czas siedzieć w domu, bo po prostu mogliśmy się tam zanudzić na śmierć, a Niall był strasznie zaciekawiony jak można chodzić po taaakiej ilości śniegu więc po umyciu naczyń, ubraliśmy się cieplej i wyszliśmy na dwór. Patrząc tak na ten biały puch od razu przypomniały mi się ferie zimowe u Weroniki kiedy to zawsze lepiłyśmy bałwana, rzucałyśmy się śnieżkami, robiłyśmy aniołki w śniegu... Na te wspomnienia od razu szerzej się uśmiechnęłam i już po chwili zaczynałam robić "śniegową kulę". Niall przyglądał mi sie z zaciekawieniem, aż w końcu zapytał:
-Lenko co Ty wyprawiasz?
- Lepię bałwana może chcesz mi pomóc - spytałam przez śmiech.
Nie musiałam dwa razy powtarzać. Niall zaczął mnie naśladować i takim o to sposobem po jakichś
10 - 15 minutach mieliśmy ogromne trzy śniegowe kule. Ustawiliśmy je od największej do najmniejszej i już było całkiem nieźle. Pobiegłam do domu i po jakichś pięciu minutach wróciłam z marchewką, dwoma węgielkami, starą czapką i szalikiem. Po ustrojeniu naszego pięknego bałwana prezentował się całkiem, całkiem... Chooociaż! Czegoś mu brakowało. Przyjrzałam mu się dokładnie i już wiedziałam. Bałwan miał oczy, nos, ale nie miał ust. Postanowiłam zrobić je z gałązki więc podeszłam do rosnącego nieopodal drzewa i ułamałam giętką gałązkę. Zanim się odwróciłam poczułam uderzenie w sam środek pleców. Odwróciłam się, a Niall już przygotowywał kolejne śnieżki. Zapomniałam o ustach dla bałwana i czym prędzej zabrałam się za tworzenie "amunicji". Toczyliśmy zawziętą walkę, a zakończyła się ona tak, że oboje turlaliśmy się w śniegu i tym sposobem przemoczyliśmy nasze ubrania całkowicie. Kiedy weszliśmy do domu moi rodzice
najpierw przerazili się na nasz widok, ale kiedy pokrótce, trzęsąc się z zimna, opowiedzieliśmy im o naszej bitwie na śnieżki to zrozumieli, a nawet śmiali się z nas. Troskliwa mamusia przerwała gotowanie obiadu i zaopatrzyła nas w ręczniki i koce. Z takim wyposażeniem poszliśmy na górę. Musieliśmy się wysuszyć i przebrać. Z racji tego, że Niall był tak jakby gościem w moim domu więc chciałam, żeby zrobił to pierwszy, ale on patrząc na mnie stwierdził, że nie jest mu aż tak zimno i może poczekać. To było takie słodkie, że aż pocałowałam go prosto w usta i pędem ruszyłam do łazienki.  Przebrałam się w oka mgnieniu, bo przed oczami cały czas miałam mokrego, zziębniętego Blondyna chodzącego po moim pokoju. Jakieś niecałe pięć minut później wróciłam do pokoju i zajęłam się suszeniem moich blond włosów. Horan uporał się jeszcze szybciej i właśnie teraz siedzimy sobie pod kocem wtuleni w siebie w celu ogrzania oczywiście. Oparłam głowę na jego ramieniu i odpłynęłam.

Obudził mnie okrzyk mamy, że mamy zejść na dół, na obiad. Zeszłam, a raczej zwlekłam się z łóżka i trzymając Niall'a za rękę poszliśmy do kuchni. Na stole stały dwa talerze z pierożkami z serem, smażonymi na maśle do delikatnie zabrązowionej skórki. To było bardzo zastanawiające. Nie wiedziałam, że moja mama potrafi gotować i to jeszcze jak! Moi rodzice coraz pozytywniej mnie zaskakują. Usiedliśmy przy stole. Niall niepewnie wziął widelec i odkroił mały kawałek jednego pierożka. Miałam ochotę roześmiać się na cały głos. Mój kochany Blondynek, który potrafi zjeść wszystko zestresował się przed skonsumowaniem pierożków. Hahhaha! Popatrzył na mnie, a ja uśmiechnęłam się promiennie i mrugnęłam do niego.  W końcu odezwałam się:
-Kochanie nie bój się, przecież Cię nie zje. - po czym wybuchłam śmiechem, a mama do mnie dołączyła. Twarz Niall'a wykrzywiła się w lekkim grymasie, aż w końcu wziął kęs do ust i powoli go przeżuwał. Za chwilkę zjadł kolejny, i kolejny i tak pierożki zaczęły znikać w niewyjaśnionych okolicznościach, w ekspresowym tempie. Chyba jednak mu posmakowały. Nawet mama to zauważyła, bo kiedy jego talerz stał się pusty dołożyła mu jeszcze kilka i powiedziała:
- Jedz, jedz. Widzę, że Ci smakują...
Chłopak zarumienił się lekko i ponownie zaczął pałaszować. Z uśmiechem na ustach patrzyłam jak mój ukochany rozsmakowuje się w każdym kęsie. Słodki, a zarazem rozśmieszający widok. No, ale co się dziwić. Mój chłopak to największy smakosz na całym świecie. Po skończonym obiedzie stwierdziliśmy, że bezsensownie jest siedzieć bezczynnie w domu, tym bardziej w Sylwestra. Postanowiliśmy pójść do kina. Oczywiście przedtem sprawdziliśmy repertuar. Na szczęście znaleźliśmy idealny film dla nas "Oświadczyny po irlandzku" - wersja z napisami.  Chyba nie muszę mówić dlaczego? Do najbliższego seansu zostało nam jakieś 40 minut. Idealnie. Szybko się zebraliśmy i już po chwili kierowaliśmy się na najbliższy przystanek. Tak, jedziemy podmiejskim. Niall dla swojego bezpieczeństwa wziął grubą bluzę z głębokim kapturem, żeby chociaż trochę ukryć przed ludźmi swoją tożsamość. Niestety opcja z okularami przeciwsłonecznymi nie wchodzi w grę. W końcu mamy zimę i fakt, że ktoś zasłania nimi oczy byłby zastanawiający. Nie musieliśmy długo czekać. Gorzej było z dojazdem. Zakorkowane ulice Warszawy dały o sobie znać. W końcu znaleźliśmy się przed drzwiami naszego celu. To kino było największe w całej dzielnicy, ale nijak nie równało się z tym w Londynie. Nie zwlekając dłużej weszliśmy.

***
Było cudownie. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Nieczęsto jakiś film potrafi wywołać u mnie takie emocje naraz. Kiedy wróciliśmy do domu, od razu udaliśmy się do mojego pokoju. Szybko porwałam jakieś luźne dresy z szafy i na jednej nodze skoczyłam się przebrać. Po chwili byłam z powrotem. Dosiadłam się do Niall'a, który rozłożył się na moim łóżku i tak przez chwilę siedzieliśmy w ciszy wtuleni w siebie. Błądziłam wzrokiem po pokoju. Nagle moją uwagę zwróciła płyta leżąca koło radia. Przypomniałam sobie wtedy, że słuchałam jej ostatni raz dzień przed moim wyjazdem do Londynu.
–Życie jest muzyką, życie jest wygraną
Puki nasze serca kochać nie przestaną... - nieświadoma tego, że robię to na głos, zaczęłam śpiewać jedną z moich ulubionych piosenek, która się na niej znajdowała. Niall zaczął wpatrywać się we mnie z dziwnym grymasem na twarzy, ale również wielkim zainteresowaniem. Ja jednak dalej kontynuowałam niewzruszona. Kiedy skończyłam spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem przebijającym spod miny niewinnego dziecka.
–Kochanie ślicznie śpiewasz, ale może jeszcze powiedziałabyś mi o czym tak dokładnie to było? - spytał w końcu.
–Hahaha, oj Misiu, Twój polski jest w stanie krytycznym. - zaczęłam się śmiać wniebogłosy.
–To może pasowałoby go trochę podrasować? - zapytał z udawaną obojętnością.
–A chciałbyś?
–Wiesz, skoro jest Sylwester i jesteśmy w Polsce, to zakładam, że odliczanie też będzie przebiegało po polsku. - Mrugnął do mnie. On naprawdę chciał się poduczyć! Ale chyba wie na co się pisze...
–Zdajesz sobie sprawę z tego, że polski to najtrudniejszy na świecie język do nauczenia. Nie mówiąc już o wszystkich polskich głoskach do wymówienia? - spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
–Jestem w pełni świadomy. - Wygruchał przez śmiech spowodowany moją powagą.
–Tak? No to proszę, powtórz: Grzegorz Brzęczyszczykiewicz. - Niall tylko spojrzał na mnie ze strachem w oczach.
–Powoli, dopiero zaczynam. Nie bądź taką surową nauczycielką. - zaczął się kajać przede mną. Tak, on się kaja! Ile ludzie by dali, żeby zobaczyć tak wystraszonego Horana. Na szczęście ten widok jest aktualnie przeznaczony tylko dla mnie. Trzeba to jakoś wykorzystać...
–No dobra, tym razem potraktuję Cię jako tako ulgowo, następnym razem nie będziesz miał tyle szczęścia. - powiedziałam groźnie, po czym zaczęłam się po raz kolejny śmiać. To by było na tyle po surowej nauczycielce. - Powtarzaj za mną...
***
-No to jeszcze raz: "Szczę-śli-we-go" - przeciągałam każdą sylabę na tyle, by mógł dokładnie zrozumieć jak brzmi cały wyraz. Niall podjął się nauki odliczania od 10 w dół oraz zwrotu: Szczęśliwego Nowego Roku. Wszystko zdążył już nieźle opanować. W końcu mieszkając w Irlandii dość często spotykał się z polskim, bo jest on tam drugim językiem zaraz po angielskim, więc zdążył się z nim jako tako osłuchać. Tylko to jedno słowo ciągle sprawiało mu problem. Nie zdążył jednak go powtórzyć, ponieważ przerwał nam dzwonek do drzwi. Rodzice wyszli wcześniej na kolację na miasto, więc któreś z nas musiało zejść i otworzyć. Nie miałam szansy nawet się podnieść, gdyż Niall szybko się zerwał i popędził schodami na parter. Powoli wyszłam za nim.

Niall
Pobiegłem otworzyć drzwi, a dźwięczący w całym domu dzwonek zaczynał mnie powoli irytować... Przecież nie przeteleportuje się z góry na dół w sekundę. No nareszcie. Zdyszany stanąłem przed ciemnymi drzwiami prowadzącymi do przedpokoju i otworzyłem je. W pomieszczeniu zastałem Weronikę trzymającą moje buty i kurtkę. Zdezorientowany patrzyłem na nią, a ona wręczyła mi te rzeczy i pociągnęła w swoją stronę. Byłem zszokowany jej zachowaniem... Nie znałem jej od tej strony i nie wiedziałem jakie ma zamiary. Zamknęła drzwi i powiedziała:
- Ubierz się, wyjdź i nie wracaj bez pozwolenia.
Chciałem protestować, w końcu ona nie ma prawa mnie "wyrzucać" z domu Lenki, ale coś było na rzeczy, bo jej mina nie była złowroga, a wręcz przeciwnie można powiedzieć, że bił od niej jakiś entuzjazm i podekscytowanie. Bez marudzenia założyłem buty i kurtkę po czym wyszedłem. Przed domem stał samochód Weroniki, a w nim siedział... Zayn. Kiedy mnie zobaczył, otworzył drzwi od strony pasażera i kazał mi wsiąść do środka... Co tu się dzieje?? Same rozkazy... Ta dwójka coś kombinuje... O nic nie pytałem... Wszystkiego dowiem się w swoim czasie.

Lena.
Zeszłam ze schodów i skierowałam się w stronę drzwi gdzie zamiast Niall'a ujrzałam Weronikę. O co chodzi?? Gdzie jest mój chłopak? Wpatrywałam się w moją ukochaną siostrzyczkę, która zachowywała się i wyglądała trochę podejrzanie. Postanowiłam w końcu się odezwać i dowiedzieć co tu się dzieje.
- Hej Werciu! Miło, że wpadłaś... Gdzie Niall??
- Witaj Lenko... O nic się nie martw. Niall jest z Zayn'em, a ja przyjechałam do Ciebie, żeby zrobić nas na bóstwo...
Chyba mój mózg przez tą przerwę świąteczną wolniej pracuje, bo dopiero po jakichś dwóch minutach zareagowałam na jej słowa.
- Zaraz, zaraz... Ale jak to z Zayn'em? Jakie robienie się na bóstwo? - pytałam zdezorientowana, a Werkę najwyraźniej bawiła moja niewiedza... Z jej miny można było wyczytać przekaz: " Przecież to wszystko jest takie oczywiste"
- Kochana co się tak spinasz? Odpręż się i pozwól mi działać... Dziś Sylwester. Mamy godzinę, żeby się wyszykować, bo potem przyjeżdżają chłopcy i zabierają nas pod Pałac Kultury... - powiedziała z promiennym uśmiechem i udała się na górę. Mi nie pozostało nic innego tylko podążać za nią. Po pięciu minutach ja siedziałam na swoim łóżku, a Weronika rzucając uprzednio swoją ogromną torbę, zaczęła "buszować" w mojej szafie. Sama robiłam przegląd sukienek w głowie i stwierdziłam, że wzięłam chyba jedną lub dwie całkiem odpowiednie na tą okazję. Nie chciałam siedzieć bezczynnie więc wyjęłam moją kosmetyczkę i porozkładałam wszystkie kosmetyki na biurku, a potem nagrzałam lokówkę. Właśnie w tym momencie z szafy "wyłoniła się" Weronika z całym zestawem dla mnie. Kazała mi się w to przebrać, a sama udała się do łazienki ze swoją torebką. Zgodnie z poleceniem założyłam sukienkę, a także buty i przystąpiłam do kręcenia włosów. Kiedy połowa mojej głowy
była w serpentynkach do pokoju weszła Weronika ubrana w prześliczną, czarną, zwiewną sukienkę.
Wyglądała w niej nieziemsko... Tak bardzo mi się spodobała, że się zagapiłam i gdybym przetrzymała kilka sekund dłużej lokówkę to miałabym jedno "pasemko" włosów mniej. Weronika widząc moje poczynania natychmiastowo odebrała mi lokówkę i dokończyła kręcenie moich włosów. A teraz moja kochana siostrzyczka zabiera się za malowanie mnie... No przepraszam bardzo czy ja wyglądam na taką, która niczego nie potrafi?? Już miałam się sprzeciwiać, ale jednak tego nie zrobiłam, bo byłam ciekawa efektu. A poza tym później to ja postawię na swoim i ją pomaluję Wercię. Kiedy kończyła "rysować" drugą kreskę zadzwonił mój telefon. Niestety leżał na drugim końcu biurka więc nie mogłam go odebrać. Weronika poinformowała mnie, że dzwoni Harry, ale zamiast podać mi komórkę, odrzuciła połączenie.
- No co Ty wyprawiasz??? - spytałam oburzona
- Maluję Cię i nie chcę żeby nam przeszkadzano... - powiedziała spokojnie.
- A jeżeli to coś poważnego??
- Co na przykład - spytała z powątpiewaniem.
- Na przykład któryś z chłopców miał wypadek albo coś - wzdrygnęłam się na samą myśl.
- Przesadzasz Lenko... Zapewne Harry ma problem, ale z wyborem odpowiedniego stroju na Sylwestra - powiedziała, a w pokoju znów rozbrzmiał mój telefon. Tym razem Blondynka mi go podała i pytającym wzrokiem patrzyła na mnie. Odebrałam.
- Hej Harry czy coś się stało??
- Hej Lenko. Nic się nie stało... Chciałem zapytać co tam u Was? - zdziwiło mnie to. Rozumiem Harry jest moim przyjacielem i w ogóle, ale nie przypominam sobie żeby dzwonił do mnie bez powodu.
- Wszystko OK. Właśnie się szykujemy, bo zaraz wychodzimy "imprezować". - powiedziałam,
- Aha. No to nie będę Ci przeszkadzać... - to jest podejrzane... On nie dzwoni tylko po to, żeby zapytać się "Co tam u Was?". Coś jest na rzeczy.
- Harry na pewno nic się nie stało? - spytałam ponownie i usłyszałam westchnięcie. Wiedziałam, że coś jest nie tak!
- Wszystko w porządku tylko... Bo wiesz ja umówiłem się z Megan i nie mam pojęcia w co mam się ubrać... Mam wrażenie, że we wszystkim co założę wyglądam jak jakaś sierota... - Kiedy skończę rozmawiać muszę zapytać Weroniki gdzie trzyma czarodziejską kulę i czarnego kota... Skąd wiedziała w jakiej sprawie dzwoni.
- Wprawdzie mało się orientuję i nie wiem dokładnie co masz w szafie, ale myślę że powinieneś założyć czarne spodnie, czarną koszulę w białe serduszka i czarną marynarkę... - Weronika płakała ze śmiechu kiedy zrozumiała, że miała rację.
- Dziękuję Ci bardzo!!! Gdyby nie Ty to... Cieszę się, że zawsze mogę na Ciebie liczyć. Udanej zabawy.
- I wzajemnie - powiedziałam cicho po czym rozłączyłam się.
- Wypadek?? - spytała Blondynka przez śmiech. Ja tylko dałam jej sójkę w bok i ponownie zamknęłam oczy, żeby mogła dokończyć makijaż.

- Możesz się zobaczyć - usłyszałam głos mojej siostry. Otworzyłam oczy, a przed nosem już miałam lusterko. O jaaaacie! Chyba po raz pierwszy miałam taki odważny makijaż... Ale! Te oczy!!! Chyba się zakochałam... Czy można się zakochać w samej sobie??? Gdybym mogła to stałabym przed lusterkiem cały dzień, ale nie miałam na to czasu, bo musiałam jeszcze pomalować Weronikę, a za niecałe pół godziny mieli przyjechać chłopcy.
Kiedy ja się przeglądałam Weronika zdążyła już nałożyć podkład na twarz... Cóż to za "struś pędziwiatr"? Szybko odłożyłam lusterko, usadziłam ją w fotelu i zabrałam się do roboty. Najpierw oczy. Z racji tego, że blondyneczka miała złotą biżuterię wybrałam cień właśnie w tym odcieniu. Muszę przyznać, że na jej powiekach prezentował się fantastycznie, przez te błyszczące, złote drobinki. Następnie kreski. Wzięłam eye-
liner i zaczęłam powolutku malować perfekcyjne linie. Byłam dumna ze swojego dzieła. Jeszcze tylko rzęsy i oczy będą skończone. Weronika oświadczyła mi, że chce "zaszaleć" więc wyjęłam niedawno kupione sztuczne rzęsy i przykleiłam je mojej siostrze. Muszę przyznać, że prezentowały się świetnie. Teraz tylko błyszczyk na usta i obydwie będziemy gotowe. Obydwie założyłyśmy szpilki i zeszłyśmy na dół. Właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Wiedziałam że to chłopcy więc otworzyłam drzwi. Nie myliłam się... W progu stał Niall i Zayn obaj ubrani w garnitury. Ulalala... Dwóch przystojniaków przed moim domem... Popatrzyłam na twarz Blondyna. Jego oczy były większe od pięciozłotówek, a usta szeroko otwarte.
- Hej! Czy coś ze mną nie tak?? Może zdążę się jeszcze przebrać...
- Wyglądasz... - szepnął Blondyn
- WOW! - wykrzyknął Zayn na widok zbliżającej się Weroniki.
- Wyglądacie przepięknie - powiedzieli chórkiem, a my zarumieniłyśmy się. Wzięłam Niall'a pod rękę, Weronika zrobiła to samo z Zayn'em i razem poszliśmy do samochodu. Prowadził Czarnowłosy, miejsce pasażera zajęła Weronika, a my siedzieliśmy z tyłu. Droga zajęła nam 20 minut. Idziemy szaleć!!!

- Dziesięć!
- Dziewięć!
Zayn i Weronika zdumieni patrzą jak Niall wraz z innymi odlicza po polsku. Bezcenny widok
- Sześć!
- Pięć!
- Cztery!
- Trzy!
-Dwa!
- Jedeeen!
- Szczęśliwego Nowego Roooku!!!
Rozbłysnęły fajerwerki i wystrzelił szampan. Wśród okrzyków radości, wśród tych "wybuchów" usłyszałam ciche "Kocham Cię" przy moim uchu. "Kocham Cię" wypowiedziane przez Niall'a w moim ojczystym języku. Tego nie obejmowała nasza lekcja więc skąd zna te dwa słowa?? To będę wyjaśniać później...
- Też CIĘ KOCHAM Niall... - powiedziałam, a on złożył na moich ustach namiętny pocałunek.
Składanie sobie życzeń, oglądanie fajerwerków, picie szampana tak upłynęło nam kolejne pół godziny, a potem... Zayn i Weronika odwieźli nas do domu. Mimo tego, że byłam trochę zmęczona, a w uszach dudniły mi jeszcze basy, byłam mega szczęśliwa! Najwspanialszy Sylwester w moim życiu. Rodzice już spali, więc po cichu przemknęliśmy do mojego pokoju.
Leżąc już w łóżku zapytałam Niall'a kiedy nauczył się wyznawania miłości w języku polskim.
- Kiedy skończyłaś jeść obiad i poszłaś na górę się przebrać, porozmawiałem sobie chwilkę z Twoją mamą - uśmiechnął się. - To ona mnie nauczyła tych dwóch słów.
Tym razem to ja pocałowałam go w usta i jak zawsze wtulona w mojego ukochanego zasnęłam.
**********************************
*Hej, hej! Przepraszam, przepraszam, przepraszam... Znów będę się powtarzać, ale muszę mieć coś na swoją obroną... Brak czasu spowodowany chodzeniem do szkoły, stres (każda nauczycielka już straszy egzaminami), wena na urlopie to wszystko się kumuluję i powoduje brak jakichkolwiek pomysłów na opowiadanie... Pragnę powiedzieć, że gdyby nie moja przyjaciółka, która bardzo mi pomogła w napisaniu tego rozdziału to Sylwester pojawiłby się ojoj, a może i jeszcze później... Bardzo jej za to dziękuję!!! No... Co do rozdziału uważam, że wyszedł całkiem nieźle... A Wy co o nim sądzicie???
*Jeszcze raz chciałabym podziękować Ho ney za nominację do LBA to było dla mnie czymś nowym i bardzo ekscytującym!
* Kolejny rozdział powinien być za tydzień, ale nic nie obiecuję...
* Proszę o komentarze, głosy w ankietach, dodawanie się do obserwatorów i polecanie mojego bloga <3

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!!! <3

Papapa całusów sto dwadzieścia dwa :***

MiLenka Lis! <3  (A.)

1 komentarz:

  1. SYLWESTER!!!!!!!! W końcu!
    Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo na to czekałam! No i jest! I to jak jest! To tak pokrótce:
    Dzień po polsku czas zacząć!!!
    Niall siedzący na parapecie i oglądahący śnieg jest taki uroczy! ♡
    Te kanapencje wyglądają tak apetycznie. Mmmm... Takie typowo polskie śniadanie... Aż mam ochotę sama obie takie zrobić :D
    Kolejny polski akcent - bałwanek i bitwa na śnieżki. No bo w końcu w Londynie raczej nie miał takiej możliwości ;)
    I te podsmażane polskie pierożki...W dodatku znikające w niewyjaśnionyh okolicznościach. Kolejny smaczek. A reakcja Nialla... Hahaha,
    no normalnie śmiech na sali :D
    Oświadczyny po irlandzku - przypadek? Może teraz Lena będzie wiedziała jak się oświadcza po irlandzku i znajdzie różnice między takimi, a tymi niedoszłymi na święta :D
    Lekcja polskiego - No brak mi słów, pozytywnie oczywiście. Świetnie to rozegrałaś :D
    No i wpadająca ni z tego ni z owego Wercia. Biedny Niall, tak po prostu go wyrzuciła... :( ........... :D
    Ale ta sukienka Werci jest śliczna. Niech mi ktoś taką zafunduje na święta *.*
    A te paczajadła są takie hipnotyzujące....
    I nagle BUM! Niall odlicza po polsku, a tu taki szokers :D
    I to Kocham Cię było takie romantyczne, że awwwww...
    No to by było na tyle z tego "pokrótce". Sylwestra uważam za udanego!
    Mam nadzieję, że ta wena jest aktualnie na macierzyńskim i że wróci z pomocnikiem ;)

    OdpowiedzUsuń