Piątek 12.09.2012
*Lena*
Poniedziałek... Wtorek... Środa... Czwartek... Te cztery dni prawie przeleciały mi przez palce... W szkole coraz więcej nauki, ale atmosfera się poprawiła... Razem z Nadią oficjalnie zostałyśmy przyjaciółkami i na każdej lekcji, nie mówiąc o przerwach siedziałyśmy razem... Patricia dała mi święty spokój... Mimo to trochę obawiałam się tego co przyniesie dzisiejszy dzień. A jutro chłopcy wyjeżdżają, a ja zaczynam pomagać w przygotowaniach do ślubu... Ciężki miesiąc się zapowiada... No cóż... Trzeba jakoś normalnie funkcjonować. Wstałam z łóżka o godzinie 6.45. i pierwsze co zrobiłam to było wizyta w łazience. Umyłam się i wysuszyłam włosy. Owinięta ręcznikiem wróciłam i z turbanem na głowie wróciłam do pokoju. Wybrałam stosowne do pogody ubrania. Z tego co widziałam przez okno było zimno, wietrznie i mżył deszczyk. Wysuszyłam włosy, przebrałam się i zrobiłam lekki makijaż. Wzięłam torebkę i zeszłam na dół. Nie byłam głodna, ale ostatnio przez to, że mało jadłam i przeziębienie strasznie wychudłam postanowiłam zmuszać się do jedzenia. Spożyłam skromny posiłek i wysłałam SMS'a do Niall'a, że jestem gotowa. O godzinie 7.30 był już u mnie czyli po 10 minutach. Założyłam botki i płaszczyk. Wyszliśmy z domu, zamknęłam drzwi i weszłam do samochodu. Niall jak zawsze znalazł się pod szkołą w tym samym tempie i w tym samym miejscu. Pożegnaliśmy się i z uśmiechem, tak z uśmiechem od ucha do ucha weszłam w progi mojego liceum. Mina mi zrzedła kiedy dowiedziałam się, że Nadia dziś nie przyszła... Co ja będę robić na przerwach? Z kim będę rozmawiać i plotkować... Na moje szczęście nie było też Patricii.. Liv i ta druga, bodajże Molly zaszczyciły klasę swoją obecnością, ale bez swej przewodniczącej są niegroźne. Lekcje mi się dłużyły... Przerwy też... Myślałam, że psychicznie nie wytrzymam, ale dałam radę. WŁĄCZ Równo o 14.30 wyszłam z klasy po zakończeniu matematyki... Na złość w telefonie czekała wiadomość, iż Niall nie będzie mógł przyjechać, bo musiał pojechać na zakupy... Lekko zdenerwowana szłam do domu ze wzrokiem wpatrzonym w chodnik. Nagle po plecach przeszedł mnie dreszcz. Miałam wrażenie, że ktoś idzie za mną i mnie obserwuje... Odwróciłam powoli głowę, ale nikogo za mną nie było... Zaczynam świrować przez tą całą Patricię. Ponownie wbiłam wzrok w szarą, szorstką powierzchnię i dalej szłam, ale już nie tak spokojnie. Serce zaczęło mi bić szybciej, a oddech miałam coraz bardziej płytki. Uczucie mrowienia w okolicach karku i pleców nie ustało... Wręcz przeciwnie nasilało się. Przyśpieszyłam i wtedy usłyszałam wyraźne kroki za sobą. Zaczęłam biec, ale osoba, która mnie śledziła nie ustawała. Robiła dokładnie to co ja. I mimo, że nadal przyśpieszałam w miarę możliwości, rytmiczne stąpanie za mną nie ustawało. Dosłownie czułam oddech tej osoby na swoim karku i miałam wrażenie, że na mojej szyi zaciskają się ręce, które chcą mnie udusić. Biegłam tak szybko jak tylko mogłam i przeklinałam się w duchu za to, że nie ćwiczyłam i teraz nie mam kondycji. Dwa metry przed moim domem ten "ktoś" dopadł mnie. Poczułam mdlącą woń perfum i od razu wiedziałam, że to Patricia. Nie zdołałam zrobić żadnego obronnego ruchu. Byłam w zbyt dużym szoku, a ona już okładała mnie pięściami. Z każdym ciosem słabłam. Zastanawiałam się skąd w takiej niepozornej osobie tyle siły. Zauważyła, że co raz gorzej ze mną i w pełni to wykorzystała. Popchnęła mnie na ogrodzenie. Upadłam, zdzierając przy tym kolana przez szorstką powierzchnię asfaltu i uderzyłam głową o siatkę. Teraz to już nie miałam jak się bronić. Kopała mnie po nogach i brzuchu tak, że zapierało mi dech w piersiach. Ostatkiem sił zawołałam "Pomocy!" chociaż wątpiłam, że ktoś mnie usłyszy. Jednak po chwili do moich uszu dobiegł znajomy głos:
-Co tu się dzieje?! - krzyknął Harry jeszcze bardziej zachrypniętym głosem niż normalnie. Poczułam ulgę, bo wiedziałam, że teraz już jestem bezpieczna, że najgorsze już za mną... Nie wiedziałam czy to z powodu ulgi czy z ogromnego bólu zemdlałam.
*Harry* ZMIEŃ
Liam u Danielle, Lou spędza ostatnie godziny z Eleanour, a Zayn z Niall'em pojechali na zakupy. Ja natomiast posprzeczałem się z Sophie i nie miałem nastroju na nic. Siedziałem w swoim pokoju i pakowałem ostatnie rzeczy. Przeglądając zawartość szafki nocnej znalazłem zdjęcie, na którym byłem ja i... Lenka. Przytuleni, uśmiechnięci, cieszący się tym, że mamy siebie, a ja to wszystko zniszczyłem. Moja chora zazdrość pozbawiła mnie udanej i wymarzonej przyszłości. Teraz Lena jest szczęśliwa z Niall'em, a ja udaje, że kocham Sophie i jest mi z nią dobrze... W moje rozmyślania wdarł się przeraźliwy krzyk wołający o pomoc. Poczułem się jakby ktoś rozrywał moje serce na kawałki, a żołądek podszedł mi do gardła. To była Lenka i ktoś wyrządził jej krzywdę. Wybiegłem z pokoju jak z procy i znalazłem się przed drzwiami swojego domu. Moje oczy ujrzały dwie osoby. Jedna leżała, a druga dosłownie się nad nią znęcała. Nie mogłem uwierzyć, że oprawcą była dziewczyna. Nie wiedziałem jak mam zareagować. Zduszonym ze strachu głosem zawołałem:
-Co tu się dzieje?
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, popatrzyła chwilkę na mnie i zaczęła uciekać. Już miałem pobiec za nią kiedy przypomniałem sobie o poszkodowanej. Podszedłem tam szybkim krokiem, a w duchu modliłem się, żeby to nie była Lenka, żeby to miejsce to był tylko zwykły zbieg okoliczności. Ukląkłem przy osobie. Na pewno była to dziewczyna, bo miała długie blond włosy... Bałem się ją odwrócić... Bałem się ujrzeć jej twarz... Ale uświadomiłem sobie, że mogą liczyć się tylko sekundy i wtedy drżącymi rękoma odwróciłem ją... Ujrzałem to czego tak bardzo się obawiałem... Twarz Lenki poobijaną i podrapaną. Z mojego gardła wyrwał się rozpaczliwy szloch. Dlaczego ona?? Przecież taka wspaniała, cicha, skromna osoba nie zasługiwała na coś takiego. Zbliżyłem swoje ucho do jej ust, sprawdzając tym samym czy oddycha. Ledwo odczuwalny oddech, ale był. Dla pewności spojrzałem na jej klatkę piersiową. Delikatnie się unosiła. Pewien rodzaj ulgi opanował mój umysł. Wyjąłem telefon. Nie mogłem tracić czasu. Zadzwoniłem po karetkę i czekałem. Byłem wściekły... Na dziewczynę, która pobiła Lenkę, na lekarzy, którzy jak dla mnie jechali zbyt wolno, na cały świat, bo jest niesprawiedliwy i okrutny, na siebie, bo byłem idiotą... Po 15 minutach przyjechała karetka. Wyskoczyło z niej czterech lekarzy, którzy sprawdzili stan Lenki i delikatnie przenieśli ją na noszach do "środka". Wyjaśniłem im co się stało i poprosiłem, żeby zabrali mnie ze sobą, bo po pierwsze chciałem być cały czas blisko niej, a po drugie nie miałem samochodu... Zgodzili się, nie bez oporów, ale cel został osiągnięty. Trzymałem ją za rękę, cały czas, a jeden z lekarzy co kilka minut sprawdzał tętno i oddech. Była w ciężkim stanie, jej życie wisiało na włosku. Przecież ona jest taka kruchutka, taka bezbronna dlaczego to właśnie jej się przytrafiło coś takiego? Dotarliśmy na miejsce. Przy karetce pojawiło się dwóch jeszcze innych lekarzy i przewieźli Lenkę do ogromnego budynku, w którym mieścił się szpital. Pobiegłem za nimi, kiedy tylko znalazłem się w środku, do moich nozdrzy dotarł ten charakterystyczny zapach przyprawiający o mdłości. Gdyby to nie były takie okoliczności jak teraz to chyba bym tam nie wszedł, ale strasznie mi na Lence zależało więc bez zawahania wciąż
podążałem za grupką lekarzy. Szli przez cały korytarz, aż zatrzymali się przed szklanymi drzwiami OIOM-u i tam zniknęli. Usiadłem na krzesełku pod salą i poinformowałem przez telefon resztę oraz menadżera o tym co zaszło. Każdy z nich odpowiadał to samo: "Już tam jedziemy" Po 15 minutach wszyscy znaleźli się obok mnie. Gdy Niall się pojawił ja usunąłem się z pola widzenia. Chłopcy ledwo powstrzymywali go od wtargnięcia na salę. Po godzinie lekarze wyszli. Blondyn niemal rzucił się na jednego z nich.
- Panie doktorze co z nią? Przeżyje?
- Czy jest pan kimś z rodziny - odpowiedział pytaniem.
- Nie jestem jej chłopakiem - wydarł się Niall
Był rozwścieczony, zdesperowany i strasznie się martwił
- Czy ktoś z państwa jest kimś z rodziny pacjentki?
Pokręciliśmy przecząco głowami.
- W takim razie jestem zmuszony poinformować pana o stanie panienki Leny... Zapraszam do gabinetu... - powiedział powoli lekarz.
Zanim Niall wrócił, ustaliliśmy z resztą i menadżerem, że przesuwamy trasę o dwa tygodnie. Powodem tego opóźnienia mają być moje przygotowania do ślubu. W tym momencie pojawił się Niall. Był roztrzęsiony, a w oczach miał łzy.
- Lenka ma pęknięte dwa żebra, złamaną prawą rękę i kilka mniejszych obrażeń w postaci siniaków i zadrapań - zamilkł, wziął głęboki oddech i ponownie zaczął mówić - Ten lekarz powiedział, że gdyby nie Ty Harry, Lenka mogłaby już... nie żyć... Dziękuję Ci... -Podszedłem do niego i uścisnąłem go. Wreszcie poczułem, że wszystkie spory zniknęły, że znów możemy się normalnie przyjaźnić.
- Idę do Niej... Lekarz powiedział, że dostała bardzo silne leki i obudzi się dopiero jutro... Możecie wracać do domu - powiedział i zniknął za szklanymi drzwiami. Chłopcy z menadżerem zebrali się i pojechali, ale ja nie mogłem tak normalnie sobie stąd odjechać wiedząc, że osoba, którą tak bardzo kocham cierpi... Zadzwoniłem do Nadii i ją także poinformowałem. Nie była zbytnio zdziwiona... Owszem przejęła się, ale tak jakby przeczuwała, że coś takiego nastąpi... Powiedziała że dziś nie da rady dojechać, ale jutro z samego rana już tu będzie. W głębi serca cieszyłem się, że z Niall'em już wszystko wyjaśnione, że znów jesteśmy przyjaciółmi. Miałem nadzieję, że Lenka również mi wybaczy... Zamknąłem oczy, oparłem się wygodnie o oparcie krzesełka i zasnąłem.
Czekam na więcej komentarzy... Jeszcze raz zapraszam na bloga Forever Yours! Bardzo Ci dziękuję za wszystko i czekam na kolejne "niespodzianki" (w postaci komentarzy oczywiście)! Kolejny rozdział już w przyszłym tygodniu! :D
Pozdrawiam Serdecznie! Papapapa całusów sto dwadzieścia dwa! :* <3
MiLenka Lis
Nie dziękuj! ;) Cieszę się, że sprawiłam Ci choć trochę radości! :*
OdpowiedzUsuńOjej, się porobiło. Mam nadzieję, że Lence nie stało się nic poważnego i szybko wyjdzie ze szpitala. Super, że Niall i Harry już się pogodzili! :D
Pozdrawiam i czekam na następny! :*
Zapraszam baardzo serdecznie.. Już jutro :* <3
OdpowiedzUsuń