14 lip 2014

3000 wejść + NIESPODZIANKA!

WOOOOW!!! Nie wierzę!!! W tak krótkim czasie dobiliśmy do 3 tysięcy wejść! Chciałabym Wam serdecznie za to podziękować... Dzięki takiej ilości mam chęć do pisania mimo tego, że jak na razie komentarzami "nie grzeszycie". Widzę, że jesteście, ale błagam! Pokażcie na co Was stać i głosujcie w ankietach, dodawajcie się do obserwatorów, a przede wszystkim komentujcie!!! No i obiecana niespodzianka. Postanowiłam, że z tej okazji wstawię Wam mojego pierwszego Imagina z Liam'em w roli głównej! Czy mam talent do pisania Imaginów??? Oceńcie sami i napiszcie w komentarzu!!! <3

Obudziłam się. Otworzyłam oczy i od razu spojrzałam na zegarek. WOW! Pierwszy raz wstałam przed zadzwonieniem budzika. 5.00. Kolejny dzień. Kolejne zmagania z przeciwnościami losu.  Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej białe rurki, bokserkę w tym samym kolorze i do tego fioletowy sweterek. Pogoda była straszna. No, ale powoli zaczęłam się przyzwyczajać do faktu, że w Londynie rzadko kiedy świeci słońce. Z wybranymi ubraniami przeszłam do łazienki. Zdjęłam piżamy i wzięłam szybki prysznic. Przebrałam się. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zrobiłam tylko szybki makijaż i wyszłam z łazienki. Skierowałam się do kuchni w celu zjedzenia śniadania. Nie miałam zbyt dużo czasu, ani ochoty na wymyślne potrawy. Wyjęłam płatki z szafki, a mleko z lodówki. Przygotowałam i zjadłam posiłek. Wstawiłam miskę do zmywarki, złapałam torebkę i wyszłam z domu. Zakluczyłam drzwi i wsiadłam do samochodu. Tak, mam 26 lat, pracuję ciężko i nie mam czasu na życie towarzyskie. Włożyłam kluczyki do stacyjki i ruszyłam. Do pracy dojechałam w 15 minut. Zaparkowałam i weszłam do budynku. Od razu skierowałam się na pierwsze piętro do gabinetu. Nikogo w nim nie spotkałam. Zdjęłam płaszczyk sweterek, a na wierzch założyłam niebieski fartuch lekarski. Tak... Od pół roku pracuję w szpitalu. Zmieniłam botki na białe klapki i związałam włosy w luźnego koka. Do gabinetu wszedł Matty.
- Oo. Witaj [Twoje.Imię]... Jak tam?
- Cześć... Spokojnie. Zaraz zaczynam obchód. A u Ciebie?
- Zaraz stąd spadam.... Nocny dyżur. Straasznie...
- No to miłego odpoczynku.
Wyszłam i skierowałam się do pierwszej sali. W łóżku leżała Baily. Spała sobie... Moja mała... Strasznie jej współczułam. Miała siedem lat. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym cztery lata temu. Zajęła się nią babcia. Pół roku temu, właśnie kiedy zaczęłam pracę, u dziewczynki zdiagnozowano białaczkę. Kiedy staruszka się o tym dowiedziała miała atak serca i niestety zmarła. Biedactwo, tyle przeszła, a jednak niczym się nie martwi. Cieszy się życiem pomimo tego, że choruje i może zakończyć je już niedługo. Nie miałam serca, żeby ją budzić, ale musiałam dokonać rutynowych badań.
- Baily... Obudź się... - powiedziałam i lekko połaskotałam ją w małą stópkę. Podniosła się. Na jej głowie zamiast pięknych, złotych loków miała czerwoną chusteczkę w białe serduszka. Dla niej nie był to powód do smutku. Cieszyła się, że może codziennie zmieniać kolor chustki. Mówiła, że to tata nauczył jej tej gry. Gry w cieszenie się nawet z tego co ją smuci.
-Oo. To Ty [T.I]. Tęskniłam za Tobą...
- Ja za Tobą bardziej... - Byłam dla niej jak starsza siostra. - Czas na poranne badania - podałam jej termometr - Jak się czujesz?
- Kiedy jesteś przy mnie... Cudownie! - odpowiedziała dziewczynka ukazując swoje piękne ząbki w szerokim uśmiechu. Po chwili mogłyśmy usłyszeć ciche piknięcie termometru. 36,7. No, jest OK. Dokończyłam badanie i powiedziałam:
- Mam coś dla Ciebie... Przyniosę niespodziankę jak skończę obchód. Ok?
-Ok. - powiedziała i zaczęła chichotać.
WŁĄCZ
Właśnie miałam wychodzić kiedy do sali szybkim krokiem weszła jedna z sióstr.
- Pani doktor jest pilnie proszona. Przed chwilą przywieziono mężczyznę. Wypadek samochodowy.
- Już biegnę... Czekaj na mnie... - zwróciłam się do Bailey na co ona kiwnęła głową. Wyszłam z jej sali i poszłam za pielęgniarką. W pomieszczeniu było już trzech moich kolegów po fachu.
- Co tu mamy? - spytałam
- No więc... Rana na czole - tomografia niczego nie wykazała, złamana ręka, połamane żebra - skutek uszkodzenie wątroby i śledziony.
- No to zabieramy się do roboty... - powiedziałam
Najpierw czoło... Później ręka... Na koniec żebra.... Rozcięcie było dość paskudne i niestety musieliśmy je zszywać. Ręka była w lepszym stanie... To znaczy nie trzeba było jej składać chirurgicznie tylko od razu mogliśmy zakładać gips. Najgorsze dopiero przed nami.  Wyszliśmy, a na łóżku wieźliśmy poszkodowanego. Przed salą siedziało pięciu mężczyzn. Jeden był starszy od reszty.
- Przepraszam... Pani doktor... - poszedł do mnie blondyn - Czy to coś poważnego? - spytał.
- Jak na razie śpieszymy się na blok operacyjny. Wszystko opowiem po operacji - posłałam mu pokrzepiający uśmiech i szybko przeszliśmy cały korytarz.

Dwie godziny później

- No załogo! Dziękuję za świetną współpracę - powiedziałam. Umyłam dokładnie ręce, zdjęłam maseczkę ochronną i wyrzuciłam ją do kosza. Poszłam do gabinetu po prezent dla Bailey. Wyjęłam do z torebki i od razu moje nogi poniosły mnie do sali nr 215. Zajrzałam do środka. Dziewczynka oglądała jakieś kreskówki.
- Witaj ponownie Bailey... Już jestem.
- Cieszę się! To co masz ten prezent? - spytała z wielkim uśmiechem
- O Ty draniu mały!!! Kochasz tylko niespodzianki ode mnie... - zaczęłam ją łaskotać. Kiedy się opanowałyśmy podałam jej ulubione czasopismo. Tak siedmioletnia dziewczynka i czasopismo... Zależało jej tylko na środkowej części...
-[T.I.] Uwielbiam Cię! Dziękuję, dziękuję!!! - krzyczała i otworzyła gazetę od razu w środku, żeby zobaczyć plakaty. Cieszyłam się patrząc na jej światełka w błękitnych oczach. Dopiero gdy cieniutki pisk wydał się z jej gardła, spojrzałam na plakat. O Mój Booże!! To ten facet, którego operowałam...
- Bailey Słońce... Poczekaj tu na mnie zaraz wracam. - wybiegłam z sali i pobiegłam w stronę pięciu mężczyzn, którzy siedzieli pod salą nr 213.
- Ooo... Pani doktor. Mamy rozumieć, że już wszystko w porządku - powiedział Blondyn i skinął głową w stronę szyby, przez którą widać było mężczyznę.
-Najmocniej przepraszam, ale musiałam coś załatwić w między czasie - powiedziałam zakłopotana - Tak. Operacja się udała bez żadnych komplikacji. Wasz kolega obudzi się dopiero jutro... A do domu będzie mógł wrócić dopiero za jakieś dwa-trzy tygodnie.
- Aha. Dziękujemy...
- Ależ nie ma za co... To nasza praca - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Nikt z nas już nie miał nic do powiedzenia więc wróciłam do Bailey. Nadal zachwycała się plakatem. Oznajmiłam jej, że zaraz kończę swoją zmianę i wracam do domu. Natychmiastowo posmutniała. Pocałowałam ją w czółko i obiecałam, że przyjdę jutro rano. Kiedy wracałam do domu znów pojawiła się myśl, że chciałabym adoptować Bailey. Tylko, że chcieć, a móc... Próbowałam wiele razy, ale zawsze słyszałam to samo: "Nie ma pani męża, pracuje pani w szpitalu czyli rzadko kiedy przebywa pani w domu. Jak mogłaby stworzyć odpowiednie warunki dla Bailey?" Mieli rację... Cieszyłam się tym, że chociaż w szpitalu mogę się nią zająć. Kiedy byłam w domu zjadłam kolację i dosłownie padłam.

WŁĄCZ
Obudził mnie budzik o 5.30. Wstałam, ogarnęłam się, zjadłam śniadanie i pojechałam do pracy - rutyna. Zajrzałam do Bailey. Spała więc postanowiłam jej teraz nie budzić. Poszłam do sali, w której leżał mężczyzna po wczorajszej operacji. On nie spał. Gdy tylko mnie zauważył, spytał:
- To pani wczoraj mnie operowała?
- Tak to ja - odparłam.
- Zawdzięczam pani życie... Jak mógłbym się odwdzięczyć?
- Proszę pana...
- Liam... Mów mi Liam...
- No więc Liam - powiedziałam nieśmiało... - to moja praca więc nie musisz się odwdzięczać...
- Mimo wszystko czuję, że mam u pani "dług" i chcę go spłacić... - powiedział
Zaplątałam się... "Mów mi Liam...", a za chwilkę "mam u pani dług"...
- Skoro ja mówię do Ciebie po imieniu to Ty też musisz się do mnie tak zwracać. Jestem [T. I.]
- Bardzo mi miło... Zgodzisz się na wspólną kawę?
- W naszym szpitalnym bufecie... - zaśmiałam się cicho.
- Niee... Zabiorę Cię na nią jak stąd wyjdę...
- No to jesteśmy umówieni...

2 tygodnie później.

Trzymam w ręku wypis dla Liam'a i zmierzam w kierunku sali 213. Weszłam do środka. Mężczyzna siedział na łóżku ubrany już w swoje, normalne ubrania z gipsem na ręku i bandażem uciskowym na wysokości żeber.
- Witaj [T. I] Dziś wychodzę... O której kończysz?
- Cześć Liam. Wiem, bo mam wypis dla Ciebie. A kończę za pół godziny.
- Ooo! Nie opłaca mi się dzwonić po chłopaków, bo zaraz musiałbym wracać po Ciebie... Pamiętasz o kawie?
- Tak. Pamiętam - mrugnęłam - Aha. Mam dla Ciebie propozycję jak mógłbyś wykorzystać ten czas - uśmiechnęłam się
- Zamieniam się w słuch - powiedział i odwzajemnił uśmiech
Pięć minut później staliśmy już pod drzwiami do sali Bailey. Weszłam sama.
- Witaj Bailey... Ktoś przyszedł do Ciebie... - powiedziałam i ledwo powstrzymywałam chichot.
- Do mnie?? Żartujesz...
- Nie - odparłam. Wyjrzałam do Liam'a i powiedziałam, że może już wejść.
- Hej Bailey! Jak się masz - wkroczył Brunet
Dziewczynka patrzyła na mnie, później na Liam'a, i tak przez jakieś dwie minuty. Następnie zaczęła krzyczeć. Dosłownie piszczała z radości, a w moich oczach pojawiły się łzy. Ona zawsze była radosna, ale po raz pierwszy w takim stopniu.
- To ja Was zostawiam. Wrócę za pół godziny - mrugnęłam do Liam'a i wyszłam.

Pół godziny później.
Weszłam do sali. Bailey i Liam o czymś rozmawiali i chichotali.
- Jestem - powiedziałam stając w progu. Natychmiast umilkli. Czyżby rozmawiali na mój temat?? Wolałam nie pytać. Weszłam do sali i podeszłam do Bailey.
- Dziękuję [T.I.]. Tyle dla mnie robisz. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie... Tobie też dziękuję Liam. Za to, że znalazłeś czas na odwiedzenie mnie... Pozdrów chłopaków...
Ucałowałam dziewczynkę w czoło, a Liam uścisnął jej malutką dłoń i wyszliśmy. Brunet uświadomił sobie, że nie ma samochodu dopiero przed szpitalem. Był taki słodki kiedy był zakłopotany. Poinformowałam go, że możemy pojechać moim. Z wielkim trudem przyszło mu zgodzić się na moją propozycję. W końcu wyszło tak, że ja prowadziłam, a on był moim GPS-em. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam na niesłużbowym spotkaniu. Tym bardziej nie pamiętam kiedy tak dobrze się bawiłam. Liam sprawił, że na moich ustach znów zagościł promienny uśmiech, a w głowie i sercu nadzieja, że wszystko się ułoży.

Narracja Trzecioosobowa.

Przez cały rok Liam i [T. I] zbliżali się do siebie. Spotykali się... Liam odwiedzał ją w pracy, a przy okazji zaglądał do Bailey. Po kilku miesiącach zostali parą. Bardzo się kochali. Bailey dostała szansę całkowitego wyleczenia choroby. Musiała jednak wyjechać do Australii na miesiąc. [T. I] nie miała pieniędzy na pokrycie kosztów wyjazdu i leczenia... Tym sposobem radość i nadzieja zmieniła się z smutek i rozżalenie. Liam od razu zauważył, że coś jest nie tak. Zapytał, a dziewczyna przez łzy opowiedziała mu o wszystkim. Mężczyzna kazał jej się nie przejmować. Zorganizował z resztą chłopców koncert, dzięki któremu mieli zebrać pieniądze. Udało się. Bailey wyjechała, a kiedy wróciła była zdrowa. Liam oświadczył się [T.I]. Teraz są szczęśliwym małżeństwem, adoptowali Bailey i oczekują przyjścia na świat małego szkraba - Liam'a Juniora.

JESZCZE RAZ BAAARDZO DZIĘKUJĘ ZA 3000 WEJŚĆ! ZAPRASZAM DO DALSZEGO CZYTANIA MOJEGO OPOWIADANIA I KOMENTOWANIA!!! <3

MiLenka Lis <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz